Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nikt ich nie chce

(luk)
Pacjent-rezydent może w szpitalu liczyć na łóżko, ciepły posiłek, opiekę pielęgnacyjną. Często dostaje dodatkowe leki czy zabiegi rehabilitacyjne. Ale koszty ponosi wtedy szpital, a nie rodzina chorego.
Pacjent-rezydent może w szpitalu liczyć na łóżko, ciepły posiłek, opiekę pielęgnacyjną. Często dostaje dodatkowe leki czy zabiegi rehabilitacyjne. Ale koszty ponosi wtedy szpital, a nie rodzina chorego. A. Zgiet
Na oddziale wewnętrznym szpitala w Hajnówce od kilku tygodni przebywa pacjent, który już dawno powinien wrócić do domu. Niestety, rodzina nie chce go zabrać. Takich przypadków, głównie w szpitalach powiatowych w naszym województwie, jest dużo więcej.

Z szacunków wynika, że w polskich szpitalach pacjentów-rezydentów jest ok. 800. W województwie podlaskim to zjawisko występuje głównie w mniejszych miejscowościach. Lekarze szacują, że takich niechcianych pacjentów będzie coraz więcej.
Rodzina nie daje rady
Pacjent z Hajnówki trafił do szpitala wiele tygodni temu. Najpierw na oddział intensywnej terapii, potem, już po zlikwidowaniu stanu zagrożenia życia, na oddział wewnętrzny.
- Ten chory nie potrzebuje już typowo medycznej pomocy, jest wprawdzie leżący i ma założoną rurkę do tchawicy, ale mógłby otrzymywać odpowiednią opiekę w domu - mówi dr Piotr Chaniecki, ordynator oddziału wewnętrznego A SPZOZ w Hajnówce. - Rodzina jednak nie chce go zabrać, twierdzi, że nie da sobie rady. Każdy dzień pobytu tego człowieka u nas to koszty, których nam nikt nie zwróci. Staramy się o umieszczenie pacjenta w zakładzie opiekuńczo-leczniczym, ale tam najwcześniejszy termin przyjęcia to koniec marca. To oznacza, że ten chory będzie pewnie jeszcze u nas przez ponad miesiąc. Nie mam sumienia wygonić go z oddziału.
Tymczasem do doktora Chaniec-kiego dochodzą słuchy o kolejnym niechcianym chorym, który ma trafić na jego oddział. Takich przypadków jest przynajmniej kilka w roku.
Do szpitala na święta
Pacjenci przebywający miesiącami na oddziałach to także problem szpitala w Bielsku Podlaskim.
- Bywa, że chory przebywa u nas tygodniami, choć wcale nie potrzebuje typowo szpitalnej opieki - mówi Bożena Grotowicz, dyrektor SPZOZ w Bielsku Podlaskim. - Po 2-3 tygodniach leczenia, powinien wrócić do domu, ale nikt go tam nie chce. A trudno takiego człowieka wygonić za drzwi. Bywa, że rodzina specjalnie oddaje kogoś do szpitala. To zjawisko narasta zwłaszcza przed świętami czy latem, gdy rodzina chce się pozbyć na jakiś czas starszej osoby z domu. Problemem są też chorzy onkologicznie, którzy po leczeniu w ośrodku specjalistycznym nie mają gdzie się podziać. Z reguły do końca swych dni pozostają na oddziale, który pełni wtedy rolę hospicjum.
Jednak gdy chory zaczyna przebywać na jakimś oddziale niebezpiecznie długo, szpitale z reguły zaczynają szukać mu miejsca. Roz-wiązaniem są domy pomocy społecznej (DPS) lub zakłady opiekuńczo-lecznicze (ZOL) czy pielęgnacyjno-opiekuńcze (ZPO).
Kosztowna opieka
- Niestety, wiąże się to z kosztami - mówi Bogdan Kalicki, dyrektor SPZOZ w Łapach. - Istniejące do końca ubiegłego roku oddziały opieki długoterminowej, gdzie trafiali z reguły tacy "niechciani" chorzy, były bezpłatne. Za pobyt w DPS, ZOL lub ZPO trzeba pokryć tzw. koszty hotelowe.
Dodatkowym utrudnieniem jest fakt, że do ZPO czy ZOL kieruje specjalna komisja, ustanawiana przez organ założycielski szpitala. Może ona uznać, że dany pacjent do takiego leczenia się nie kwalifikuje. Jest także limit czasowy na pobyt w zakładzie - maksymalnie pół roku. Dlatego bywa, że rodzina po przeanalizowaniu tych faktów woli zabrać dziadka czy babcię do domu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna