Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W sądzie tylko nadzieja

Anna Mierzyńska [email protected] wsp. Anna Perkowska
Romuald Narzewski, ojciec zmarłego Marcina, jest przekonany, że człowiek, który zabił jego syna, musi stanąć przed sądem. Jednak prokuratura jest innego zdania.

Ksiądz Wojciech Zyśk z Łomży potrącił Marcina na przejściu dla pieszych, w miejscu, gdzie z drogą Łomża - Ostrów Mazowiecka krzyżuje się alejka prowadząca do szkoły podstawowej w Konarzycach. Marcin wjechał na ulicę rowerem. Zapewne myślał, że zdąży przed nadjeżdżającym seatem. Nie udało się. Samochód potrącił go, gdy chłopiec dojeżdżał już do środka jezdni. Wystarczyłyby ułamki sekund, by do zderzenia w ogóle nie doszło.
Prokuratura, która w takich sytuacjach zawsze prowadzi postępowanie, zleciła biegłemu z Białegostoku, by odtworzył przebieg wypadku. Biegły Stanisław H. stwierdził, że ks. Zyśk jechał z prędkością około 55 km/h i ocenił, że winnym wypadku był 11-letni chłopiec, ponieważ wjechał na przejście rowerem, a więc złamał przepisy. W swojej opinii nie uwzględnił jednak, że kierowca zaczął hamować z dużym opóźnieniem (dokumentuje to opinia drugiego biegłego). Stanisław H. zapytany przez nas, dlaczego jego wyliczenia są korzystne dla kierowcy, stwierdził, że nie będzie z nami rozmawiać:
- Opinię wykonałem na zlecenie prokuratury i to właśnie prokuraturę proszę pytać o tę sprawę.
Czyli Prokuraturę Rejonową w Łomży. Tę samą, która umorzyła postępowanie właśnie na podstawie opinii biegłego. Prokurator Marta Dobrowolska-Filipkowska stwierdziła, że ks. Zyśk należycie obserwował drogę i prawidłowo zareagował, hamując po zauważeniu rowerzysty. Jej zdaniem, nawet ręka w gipsie nie przeszkadzała kierowcy w wykonywaniu prawidłowych manewrów.
Drugi biegły dochodzi do innych wniosków
Do zupełnie innych wniosków doszedł jednak drugi biegły, który analizował przebieg wypadku na zlecenie Romualda Narzewskiego. Jego zdaniem, ksiądz mógł zatrzymać samochód przed przejściem. "Bezpośrednią przyczyną wypadku było wjechanie rowerzysty na przejście przed zbliżającym się samochodem oraz nadmierna w tych warunkach prędkość, nieuważna obserwacja drogi i zbyt późna reakcja (hamowanie)kierującego" - czytamy w opinii.
Tę opinię Romuald Narzewski zaniósł do prokuratury okręgowej, składając zażalenie na postanowienie o umorzeniu postępowania. Mimo takich rozbieżności w opiniach, okręgówka nie znalazła powodów do oskarżenia kierowcy.
- Jak to możliwe?Kierowca potrącił dziecko na przejściu dla pieszych i nic? Żadnej kary?- nie może uwierzyć ojciec Marcina. - Ten człowiek zniszczył mi życie. Pozostało mi tylko jedno - doprowadzić do ukarania go. Będę o to walczyć do końca!
Tym bardziej, że ks. Zyśk nawet nie przeprosił rodziców Marcina za to, co się stało.
- Owszem, był u nas w domu, był też w szpitalu. Ale usłyszeliśmy od niego tylko, że to, czy on jest winien czy nie, rozstrzygną odpowiednie władze - opowiada matka chłopca. - Żadnego przepraszam, żadnej skruchy!
Chcieliśmy zapytać dyrektora łomżyńskiego "Caritas", czy czuje się winny śmierci Marcina. Niestety, ksiądz Zyśk odmówił rozmowy z nami.
Za kilka dni rodzice Marcina staną przed łomżyńskim sądem. Będą próbowali przekonać go, że ksiądz powinien odpowiedzieć za swój czyn.
- To nasza jedyna nadzieja - mówi łamiącym się głosem Romuald Narzewski.
A przejście wciąż niebezpieczne
Na przejściu przy szkole w Konarzycach dzieci wciąż przejeżdżają jezdnię na rowerach. Byliśmy tam tylko przez około 15 minut, a przez tak krótki czas widzieliśmy kilkanaście osób, które w ten sam sposób jak Marcin narażały swoje życie. Uczniowie tamtejszej podstawówki zaledwie o centymetry mijali się z rozpędzonymi samochodami. Na przejściu nie ma nikogo, kto mógłby bezpiecznie przeprowadzić dzieci przez ulicę. Nie ma też sygnalizacji świetlnej.
- W tym miejscu tyle ludzi już zginęło, i dorosłych, i dzieci - opowiada mama Marcina. - Rok przed naszym synem wypadek miał jego bliski kolega. Ale wyszedł z niego cało, bo kierowca samochodu zrobił wszystko, by wyminąć chłopca. Ksiądz Zyśk nawet nie próbował skręcić, by ominąć Marcina. Jedyne, co zrobił, to nacisnął hamulec. To niestety nie wystarczyło. Musimy żyć ze świadomością, że gdyby zrobił coś więcej, Marcin mógłby żyć.
Co sądzą biegli?
Według opinii biegłego przygotowanej dla prokuratury, ks. Zyśk jechał samochodem z prędkością ok. 55 km/h. Zaczął hamować 25 m od przejścia. Uniknąć zderzenia z rowerzystą mógłby wtedy, gdyby jechał o 10 km wolniej. Biegły stwierdził też, że widoczność w miejscu zdarzenia była znacznie utrudniona.
Biegły wynajęty przez rodziców Marcina stwierdził, że kierowca jechał z prędkością ok. 60 km/h, a manewr hamowania rozpoczął z opóźnieniem ok. 3 sekund. Gdyby zareagował od razu, mógłby uniknąć potrącenia, tym bardziej, że zdaniem tego biegłego, widoczność była dobra.
Wojciech Kotowski, red nacz. "Paragraf na drodze"
Analiza materiału dowodowego nie pozwala na uwolnienie kierującego samochodem Seat od odpowiedzialności za spowodowanie wypadku drogowego. Decyzja w kwestii winy powinna być podjęta dopiero po przeprowadzeniu eksperymentu procesowego, mającego na celu precyzyjne ustalenie warunków widoczności rowerzysty przez kierującego samochodem. Nawet jeśli rowerzysta przyczynił się do wypadku, nie zwalnia to od odpowiedzialności kierowcy, bowiem nie uczynił on wszystkiego, co w jego mocy, dla zapewnienia bezpieczeństwa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: W sądzie tylko nadzieja - Gazeta Współczesna

Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna