Zajechali do sądu

Ustawa, przyznająca rolnikom prawo do skorzystania z pomocy państwa w formie bonów paliwowych, dała możliwość pewnej dowolności interpretacji jej zapisów. W okresie 2001-2003 r. rolnicy mogli zabiegać o przydzielenie takich bonów, składając stosowne wnioski w swoich urzędach gminnych. Wymagano od nich oświadczenia, że są posiadaczami ciągników, prowadzą działalność rolniczą, są płatnikami podatku rolnego i nie zalegają z jego opłacaniem. Weryfikowane były kwestie podatkowe. Zeznające urzędniczki jednoznacznie stwierdziły, że nie działały pod żadną presją przełożonych, a kierowały się wyłącznie zapisami ustawy, zgodnie z tym, jak ją rozumiały.
- Nikt nie powiedział, że ciągnik musi być zarejestrowany - stwierdza jeden z oskarżonych. - Wielu ludzi ma sprzęt, który nie wyjeżdża na drogi ale pracuje w polu. Tym też potrzebne jest paliwo. Jeśli ktoś używa ciągnika od sąsiada lub rodziny też potrzebuje paliwa, żeby obrabiać swoje hektary.
Przesłuchiwane w charakterze świadków pracownice Urzędu Miasta i Gminy w Ciechanowcu potwierdziły złożone w czasie postępowania przygotowawczego zeznania. Stwierdziły m.in., że nie było precyzyjnej wykładni co do posiadania ciągnika. Kwestie własności i współwłasności ciągników nie były wyraźnie rozdzielone, podobnie z ziemią.
- Nikt nie potrzebował tych bonów, żeby pojechać na wycieczkę - stwierdza inny z podsądnych. - Każdy z nas wykorzystał paliwo na roli, a chyba o to chodziło. Więc czemu teraz ciągać ludzi po sądach?
Równie niejasna jest kwestia interpretacji sprawy ks. Edwarda K. Jego parafia posiada grunty rolne, ale nie ma traktora. Sam ksiądz ciągnikiem nie jeździ. Wystawił zaświadczenie na nazwisko parafianina. Ten pobrał bony, mimo że nie posiada własnej ziemi. Prokuratura zaproponowała zmianę kwalifikacji czynu: ze sprawstwa na pomocnictwo.
Sąd uznał sprawę za skomplikowaną. Wydanie wyroku dla całej dziesiątki odroczył do 24 sierpnia.