Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Pod stołem" dają więcej!

Anna Danilewicz Anna Mierzyńska
Ponad 51 tys. zł kosztowała nas (na razie!) działalność białostockiego Stowarzyszenia "Szukamy Polski". Dwie powstałe z jego inicjatywy wystawy sfinansował Urząd Marszałkowski Województwa Podlaskiego z publicznych pieniędzy. Wszystkie środki przekazano z pominięciem obowiązujących procedur. Pikanterii sytuacji dodaje fakt, że szefem "Szukamy Polski" jest pracownik Urzędu Marszałkowskiego.

Założyciele stowarzyszenia - Tomasz Wiśniewski i Jan Oniszczuk - nie ukrywają, że mają większe ambicje niż otwarcie kilku wystaw. Chcą uruchomić stałą galerię, w której będą sprzedawać skany przedwojennych pocztówek. Na to jednak potrzeba pieniędzy. Choć dla wielu stowarzyszeń jest to problem nie do rozwiązania, członkowie "Szukamy Polski" znaleźli sposób. Chcą swój prywatny biznes połączyć z publicznymi pieniędzmi. Dlatego dziś siłą napędową rozwoju ich organizacji jest marszałek Janusz Krzyżewski.
Lekka ręka do pieniędzy podatników
- Marszałek dał się przekonać do naszego pomysłu. On jest taki otwarty i spodobało mu się to jako człowiekowi - tłumaczy Jan Oniszczuk.
Na tę otwartość zapewne miał też wpływ fakt, że drugi z założycieli stowarzyszenia - Tomasz Wiśniewski - pracuje w Urzędzie Marszałkowskim na pół etatu, ma więc nieporównywalnie łatwiejszy dostęp do marszałka niż członkowie innych stowarzyszeń. Sam Janusz Krzyżewski nie widzi w tym układzie nic dziwnego.
- Marszałek wspiera wszystkie ciekawe pomysły - zapewnia Bożena Bednarek, rzecznik prasowy marszałka.
Nie wszystkie jednak finansuje w tak zaskakujący sposób. Marszałek bowiem, zamiast zaproponować stowarzyszeniu, by jak inne organizacje złożyło wniosek o dotację, dał mu pieniądze "pod stołem".
- Wczytując się w dotacje dotyczące stowarzyszeń, dowiedzieliśmy się, że są to kwoty wielkości kilku tysięcy zł. Z tym się kompletnie nic nie da zrealizować! - przyznają Oniszczuk i Wiśniewski. - Więc marszałek powiedział nam, że gdybyśmy poszli np. do WOAK-u i porozumieli się, to on by sam pomyślał, czy nie dołożyć WOAK-owi podwyżki do budżetu pod to konkretne przedsięwzięcie.
Za karę zmniejszyli budżet
Gdy uruchomienie stałej galerii w pomieszczeniach WOAK-u, w których dziś mieści się restauracja, okazało się niemożliwe, WOAK-owi zmniejszono budżet na 2004 r. o 100 tys. zł.
- Pytałem, dlaczego. Dowiedziałem się, że to były pieniądze wstępnie przyznane na galerię. A skoro galerii nie będzie, to pieniądze dostanie Teatr Dramatyczny - mówił Andrzej Dyrdał, dyrektor WOAK-u.
Teatr bowiem zgodził się na współpracę z promowanym przez urząd stowarzyszeniem.
- Były rozmowy z dyrektorem Piotrem Dąbrowskim, czy mu się to podoba. I jemu się ten projekt szalenie podobał. Więc powiedzieliśmy: tak, robimy to! - mówi Wiśniewski.
Zupełnie inaczej widział to dyrektor Dąbrowski, który nawiązał tę współpracę głównie ze względu na Urząd Marszałkowski, a nie jakość projektu.
- Chciałem się nawet trochę zbuntować - przyznał.
Galeria przegoni restaurację
Zorganizowanie dwóch wystaw pochłonęło 51 tys. zł. Ale to nie koniec wydatków. Urząd nadal chce uruchomić stałą galerię ze zbiorami stowarzyszenia, choć przedwojennych pocztówek nie wycenił żaden specjalista. Z projektu, sporządzonego przez Tomasza Wiśniewskiego pod koniec 2003 r., wynika, że stała ekspozycja kosztowałaby województwo 214 tys. zł. Niewykluczone, że podatnicy zapłacą za nią w marcu 2006 r., wtedy bowiem wygaśnie umowa najmu pomieszczeń WOAK-u z właścicielami restauracji, gdzie miałaby się zainstalować galeria.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna