Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

<B>Zapotrzebowanie na magię</B>

DOROTA NAUMCZYK
Na targi medycyny naturalnej odbywajace się cyklicznie w Białymstoku przyjeżdża wielu Podlasian. Kupują amulety, talizmany i książki o magii.
Na targi medycyny naturalnej odbywajace się cyklicznie w Białymstoku przyjeżdża wielu Podlasian. Kupują amulety, talizmany i książki o magii. A. Zgiet
Wchodzą do wielkich misek lub też obkładają się kamieniami - w taki sposób niektórzy mieszkańcy Podlasia odpoczywają i leczą depresje. Jeżeli mają ciężkie schorzenia, idą po pomoc do bioenergoterapeutów, a kiedy panicznie boją się pająków, korzystają z porady miejscowego ponologa. Dlaczego coraz więcej Podlasian kieruje swoją uwagę w stronę medycyny niekonwencjonalnej? Czy te metody leczenia pomagają tylko tym, którzy w nie wierzą?

Marta Kożuch z Białegostoku ma 40 lat i - jak twierdziła cała rodzina - końskie zdrowie. Nigdy nie narzekała na żadne dolegliwości, a lekarzy odwiedzała tylko w ramach tzw. badań kontrolnych. Dwa tygodnie temu coś się jednak zaczęło dziać... Obudził ją potworny ból brzucha, wzięła dwie tabletki, jednak złe samopoczucie nasilało się. Zawołała więc taksówkę, pojechała do lekarza, a ten od razu położył ją do szpitala i zalecił liczne badania. Na diagnozę nie trzeba było długo czekać. Brzmiała jak wyrok - rak. Szok trwał kilka dni, zaczęła się depresja. Marta jednak szybciej niż reszta jej rodziny otrząsnęła się, zebrała resztki sił i poszła do poleconego przez koleżankę bioenergoterapeuty.
- Słyszałam, że pomógł on już wielu osobom z nowotworami - mówi. - Matka mojej koleżanki miała raka jelita grubego i... już go nie ma. Choroba cofnęła się nawet bez pomocy chemii. Ja ze szpitalnego leczenia nie będę rezygnować, ale nie widzę powodu, żeby nie łączyć go z leczeniem energią. Po prostu wierzę, że ktoś potrafi doenergetyzować ci chore miejsce i dzięki temu wyleczyć. A nawet jak to nie pomoże, to i nie zaszkodzi! Może też pojadę po poradę do szeptuchy...
W magiczne sztuczki nie wierzą
Białostocki bioenergoterapeuta i mistrz reiki Tadeusz Szewczyk przyznaje, że coraz więcej osób interesuje się leczeniem za pomocą energii. I coraz więcej osób z różnego rodzaju schorzeniami przychodzi do bioenergoterapeutów po pomoc.
- Czasami przychodzą nawet ci, którzy od razu na wejściu zaznaczają, że w te "magiczne sztuczki" nie wierzą, a przyszli tylko z czystej ludzkiej ciekawości - mówi Tadeusz Szewczyk.
Bioenergoterapeuta wspomina, jak jedna z jego pacjentek przyszła kiedyś z przyjaciółką, emerytowaną położną. Starsza pani, choć od wejścia zarzekała się, że jest tu zupełnie przypadkiem, z zainteresowaniem przyglądała się wykonywanym przez Szewczyka zabiegom. Po kwadransie przyznała, że jest ciekawa, co się czuje, kiedy bioenergoterapeuta przykłada ręce do schorowanego ciała klienta.
- Więc na chwilę skierowałem dłonie nad jej brzuch, a ona aż krzyknęła, bo poczuła takie gorąco, jakby ktoś postawił na jej brzuchu dwa rozgrzane żelazka - opowiada Szewczyk. - A to prosta reakcja energetyczna. W chorych miejscach ciała brakuje energii i kiedy ja przykładam ręce, żeby ją tam przesłać, robi się gorąco.
Zdaniem Szewczyka, wiara pacjenta w moc energii nie jest koniecznym warunkiem, który musi być spełniony, aby komuś pomóc.
- Można pomóc również sceptykom, którzy mówią, że "w żadną magię nie wierzą", tylko wtedy jest to trochę dłuższy proces, bo nieświadomie stawiają oni bariery i trudniej się do nich przebić - wyjaśnia.
Inżynier z różdżką...
Coraz większą liczbę chorych, którzy szukają pomocy u bioenergoterapeutów, obserwuje również Leon Chlabicz - inżynier hydrotechniki pracujący w Biurze Eksploatacji Zbiornika Wodnego w Siemianówce koło Bondar, który sam zajmuje się również pracą z energiami. Wszystko zaczęło się 9 lat temu, kiedy zaczynał robić doktorat z nauk technicznych. Pewnego dnia zupełnie przypadkowo spotkał dawnego znajomego, który pokazał mu, jak działa wahadełko. Przez kilka minut sam próbował nim operować.
- I chwilę po tym myślałem, że spłoną mi ręce - wspomina. - Czułem jakbym trzymał je w ogniu, buchała w nich energia.
Od tej pory próbował już pracy i z wahadełkiem, i z różdżką, i z energią. Przez kilka lat studiował literaturę dotyczącą różnych wierzeń i praktyk.
- Zdobywaną wiedzę praktykowałem zaś na mojej żonie, która zresztą z wykształcenia jest farmaceutką - opowiada. - Najpierw to właśnie jej pomogłem w chorobie, a potem wszystko zaczęło się jakoś toczyć i coraz więcej chorych do mnie przyjeżdżało z prośbą o pomoc.
...i lekarka z misą
Czasami zdarza się, że nawet sami lekarze zaczynają interesować się medycyną niekonwencjonalną i sięgać do jej metod. Lucyna Rutkowska z Białegostoku z wykształcenia jest lekarzem ginekologii. Przez wiele lat pracowała w państwowych placówkach zdrowia, jednak w pewnym momencie, 14 lat temu, zaczęła poszukiwać czegoś nowego...
- Wszystko zaczęło się od problemów ze zdrowiem - wspomina. - Miałam kłopoty ze sprawami naczyniowymi i okazało się, że tabletki nie rozwiązują problemu, więc zaczęłam szukać innych dróg leczenia.
Cztery lata temu usłyszała od koleżanki o czymś, co ją od razu zafascynowało - o tybetańskich misach i terapii dźwiękiem. Kiedy znajoma zrobiła jej masaż wydobywanym z mis odgłosem, Lucyna natychmiast poczuła, że tego jej było trzeba... Dzisiaj ma w domu już 20 przywiezionych z Nepalu mis i o cudownej mocy dźwięku przekonuje innych:
- Przecież na początku było słowo, czyli dźwięk - mówi. - Człowiek stworzony jest z dźwięków, każda nasza komórka ma swój dźwięk, a każdy człowiek - swój niepowtarzalny kod dźwiękowy. Jednak ta harmonia dźwięków jest zagrożona przez codzienny stres, a tworzący się w nas chaos prowadzi do chorób. Natomiast po masażu dźwiękiem w naszym organizmie zaprowadza się porządek, harmonia, czujemy przypływ energii i jesteśmy spokojniejsi.
Diagnoza z oka i języka
Prawie 60 proc. Polaków wierzy w magię. Natomiast o tym, jak liczna grupa Podlasian interesuje się niekonwencjonalnymi metodami leczenia, można przekonać się odwiedzając któreś z cyklicznie odbywających się w Białymstoku Targów Medycyny Naturalnej. Na targowych stoiskach można nabyć cudowne maści na odchudzanie, pigułki na hemoroidy i borsucze sadło na nowotwory. Popularnością cieszą się również wydawnictwa książkowe, dotyczące zarówno naturalnych metod leczenia, jak i astrologii oraz kamienie wskazujące rozwiązania "życiowych" problemów.
Odwiedzający targi białostoczanie chętnie korzystają z porad Burała - irydologa z Mongolii, który - za jedyne 30 zł - przez kwadrans zagląda swoim klientom w oczy, tzn. za pomocą specjalnego przyrządu bada tęczówkę, i... stawia diagnozę. U jednych brzmi ona np. wrzody na żołądku, u innych - marskość wątroby lub zaburzona praca nerki. Burał jednak zawsze podpowiada, do którego specjalisty należy się udać, żeby wyleczyć owo schorzenie. Na tego typu targach zaś "specjalistów" od leczenia różnymi metodami jest co niemiara. Potencjalny pacjent może wybierać wśród licznych bioenergoterapeutów, masażystów, zielarzy i... szamanek. Wiele osób korzysta też z pomocy trzech mieszkających w Białymstoku Mongołek, które handlują przywożonymi ze swojej ojczyzny lekarstwami i medykamentami.
- Mieszkańcy Podlasia kupują u nas tabletki na hemoroidy, na kamienie żółciowe i nerkowe, na zapalenie oczu, jaskrę, pigułki na cukrzycę, nerwice, bóle kręgosłupa, dokuczający cholesterol i na odchudzanie - wylicza Mayagmar Oyun z Mongolii. - Wszystko to tabletki ziołowe, niedrogie, tylko po 20-30 zł, nieszkodliwe dla organizmu.
Mayagmar Oyun i jej koleżanki diagnozują stan zdrowia człowieka za pomocą badania pulsu i języka, od razu też wskazują odpowiednią maść lub tabletki, które mają pomóc na dane schorzenie. Natomiast zupełnie niezwykły medykament na najpoważniejsze schorzenia nowotworowe - borsucze sadło - oferowała na białostockich Targach Medycyny Naturalnej szamanka z Krymu Tamara Jermakowa. I nie narzekała na brak chętnych, którzy kupowali po kilka tubek owego "cudownego" medykamentu.
Talizman i kadzidełka
Zdaniem socjologów, rosnące zainteresowanie społeczeństwa sprawami duchowości i magii oraz naturalnymi metodami leczenia można wytłumaczyć zarówno utratą zaufania do bezradnej czasami medycyny szpitalnej, jak i... brakiem poczucia bezpieczeństwa. Jest to, zdaniem naukowców, wynik transformacji ustrojowej - nastał kapitalizm, który spowodował, że zaczęliśmy się bać o rzeczy, które zapewniała nam epoka socjalizmu: pracę, stałą pensję, mieszkanie. Ludzie chcą się czuć bezpiecznie, więc kupują sobie różnorodne talizmany, amulety, wieszają w pokojach dzwonki tybetańskie, palą lampy solne i kadzidełka oraz poddają się rytuałom zdejmowania uroków i kamieniowania.
- Zapotrzebowanie na magię istniało zawsze - mówi dr Zbigniew Suszczyński, kulturoznawca z Uniwersytetu w Białymstoku. - Człowiek nosi bowiem w sobie tęsknotę do opanowania sił, które trudno zdefiniować... Poza tym wielu osobom potrzeba do życia czegoś więcej niż tylko zaspokojenia potrzeb materialnych.
Przywraca ludziom spokój
To, że rzeczywiście do szczęścia trzeba czegoś więcej niż tylko dobrze zjeść i dobrze się ubrać, poczuła pewnego dnia Ala Nawrocka z Białegostoku. Jej poszukiwania "czegoś innego, niż dawało codzienne życie" rozpoczęły się kilka lat temu, kiedy poważnie podupadła na zdrowiu. Wędrowała od lekarza do lekarza, od specjalisty do specjalisty, od przychodni do przychodni. Pewnego dnia trafiła na lekarkę, która powiedziała jej, że musi zmienić swój stosunek do życia... Wtedy wyzdrowieje.
- Bardzo zaskoczyły mnie jej słowa, bo poszłam do niej przecież tylko po tabletki - opowiada Ala. - Byłam w szoku. Pomyślałam wtedy: co ja mam zmieniać? Mam dobrego męża, który zarabia pieniądze, mogę sobie siedzieć w domu i zajmować się dzieckiem, więc chyba wszystko jest OK?
Okazało się, że nie było. Potrzebowała od życia czegoś więcej, niż jej wtedy dawało. Zaczęła jeździć do Warszawy na warsztaty dotyczące Huny, prowadzone m.in. przez rodowitych Hawajczyków. Dziś pokazuje dyplomy ukończenia różnorodnych kursów. Na jednym z nich jest napisane, że zdobyła tytuł ponologa-praktyka. Ma dokumenty na to, że jest specjalistą w uwalnianiu od stresów, że posiadła praktyczną umiejętność przywracania ludziom wewnętrznego spokoju, poczucia wartości i godności oraz że potrafi uwolnić człowieka od kompleksów, stresów, samotności, a nawet strachu przed pająkami. Kiedy - jakiś czas temu - we "Współczesnej" ukazał się tekst opisujący praktyki Ali Nawrockiej, w redakcji rozdzwoniły się telefony od osób, które prosiły o kontakt do bohaterki tekstu, bo czuły, że ona właśnie może im pomóc w walce z różnymi problemami.
Podlasie z szeptuch słynie
- Mieszkańcy Podlasia mają okazję żyć bliżej natury niż mieszkańcy innych regionów i są chyba bardziej otwarci na medycynę naturalną - mówiła Rena Marciniak z Warszawy, podczas białostockiej promocji swojego miesięcznika "Czwarty wymiar". - To przecież tutaj, na wschodnich krańcach Polski, głównie na Białostocczyźnie, zachowały się jeszcze obrzędy i rytuały dawnej Słowiańszczyzny. W końcu to właśnie Podlasie słynie na cały kraj z mieszkających tu szeptuch.
Pani Rena przyznaje, że sama korzysta z różnych naturalnych metod leczenia:
- Pracuję bardzo intensywnie, redaguję i wydaję miesięcznik, piszę książki, biorę udział w audycjach radiowych, prowadzę warsztaty - wylicza. - I nigdy nie starczyłoby mi na to energii bez pomocy... kamieni, więc prawie codziennie się kamienuję.
Rena okłada się różnymi kamieniami i leży wśród nich przez kilkadziesiąt minut dziennie czerpiąc z nich energię. Ciekawskim wyjaśnia, że różne kamienie mają różną moc. Naukowcy zbadali już, że jeżeli założymy na szyję np. wisiorek z malachitem, to węglan miedzi zawarty w tym minerale zniszczy docierające do nas bakterie chorobotwórcze.
- Co ciekawe, zaś szeptuchy, kobiety bez żadnego doświadczenia, nie mogą znać tych naukowych uzasadnień, a potrafią osobie z chorym gardłem zalecić noszenie na szyi malachitu! - mówi Rena. - Podlaskie zamawiaczki często wiedzą, jak pomóc ludziom nawet wtedy, kiedy medycyna konwencjonalna bezradnie rozkłada ręce.
Zafascynowana Podlasiem Rena po chwili dodaje:
- Białostocczyzna jest ziemią magiczną. Mogła zachować swoją aurę, swoje soki, ponieważ nie jest jeszcze tak zniszczona, jak inne krańce Polski. Dzięki temu miały szansę tutaj przetrwać stare zwyczaje i rytuały. I ludzie, którzy w nie wierzą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna