Na "pomarańczowej" Ukrainie

- Władza musi popierać władzę - usłyszeli od jednego ze starostów, głosującego na Wiktora Janukowycza, prorosyjskiego kandydata na prezydenta. Zapytany, jak by głosował, gdyby premierem był opozycyjny Wiktor Juszczenko, odpowiedział z rozbrajającą szczerością, że na... "pomarańczowego"!
"Nasi" obserwowali wybory we wschodnim województwie Sumy, graniczącym z Rosją, z którego pochodzi "pomarańczowy" Juszczenko. Byli w Konstantinowce obok Leninowki, 2 km od granicy z Rosją, i w niedalekiej Ljukni. Uchybień w lokalach wyborczych nie stwierdzili. Przywieźli za to masę wrażeń.
- Wyjechaliśmy przed południem 23 grudnia i przez Warszawę, Lublin, Kijów dotarliśmy do Sum drugiego dnia Bożego Narodzenia nad ranem - opowiada po powrocie Waldemar Pędziński. - W Kijowie przełamaliśmy się opłatkiem z Kubą i Renatą, a z małżonką i młodszym Bartkiem - telefonicznie.
- Nasz przewodnik i kierowca podkreślał przy każdej okazji, że uczestniczymy w momencie historycznym dla jego ojczyzny, która także dzięki nam ma wreszcie szansę stać się demokratycznym i cywilizowanym krajem. Na pożegnanie usłyszeliśmy, że również dzięki nam warunki życia na Ukrainie staną się ludzkie - wspomina Renata.
- Gdybym tam nie był, nie uwierzyłbym, mimo relacji prasowych czy telewizyjnych, jak bardzo Ukraińcy pragną wolności. Ten wyjazd pokazał mi i moim bliskim, jak bardzo nasi sąsiedzi pragną zbliżenia się do nas - podsumowuje Pędziński.
"Gazeta Współczesna" z 30 grudnia, w podsumowaniu roku 2004 na świecie pisała: "W wyniku powtórzonej drugiej tury wyborów prezydenckich na Ukrainie zwyciężył Wiktor Juszczenko (51,99 proc.) nad Wiktorem Janukowyczem (44,19 proc.)". Łomżanie dołożyli cegiełkę do budowy demokracji w Europie.