Kolneńskie kokosy

Z lektury oświadczeń majątkowych kolneńskich dyrektorów wynika, że najmniej zarabia Jolanta Siwik, dyrektorka biblioteki. Miesięcznie ma 2,5 tys. zł, czyli niespełna połowę tego, co naczelnik Bronicki. Zdecydowanie lepiej oceniana jest praca dyrektora Kolneńskiego Domu Kultury. Franciszek Jurczenia ma 3,9 tys. zł. Dyrektor Zakładu Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej za miesiąc pracy dostaje 4,5 tys. zł. Zarządza jedną z najważniejszych instytucji w każdym mieście. Ma na głowie utrzymanie czystości w mieście, zarządzanie wysypiskiem.

Mieczysław Śniadach, burmistrz Kolna:
Różnice między wynagrodzeniem urzędników a dyrektora ZGKiM nie powinny być tak duże. Taki stan rzeczy zastałem, obejmując funkcję burmistrza. Naczelnik Bronicki był wtedy zastępcą burmistrza i takie pobory ma do dziś, podobnie jak sekretarz, pełniący obecnie funkcję mojego zastępcy. Obaj rzetelnie wykonują swoją pracę. Uważam jednak, że dyrektora ZGKiM trzeba docenić. Człowiek powinien być wynagradzany za pracę, a nie za to, że jest urzędnikiem.

- W porównaniu z zarobkami na kolneńskim rynku pracy nie jest to mało - mówi Dariusz Gąsiewski, dyrektor ZGKiM. - Jeżeli odnieść to do zakresu obowiązków, kwota nie jest aż tak duża.
Bardziej doceniony czuje się szef drugiej ważnej spółki miejskiej, ale jego zarobki ustala nie burmistrz, tylko rada nadzorcza.
- Dostaję pieniądze adekwatne do zakresu obowiązków - mówi Marek Łuba, prezes Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej i Gospodarki Wodno-Ściekowej. - Muszę być dostępny przez 24 godziny na dobę, dostarczamy przecież mieszkańcom wodę.
Pensje sekretarza i naczelnika są wyższe niż prezesa Łuby i dyrektora Gąsiewskiego, ale najwięcej zarabia burmistrz Kolna. Miesięcznie jest to 7,1 tys. brutto. W ub.r. burmistrz na cele społeczne przeznaczył 4,5 tys. zł. W tym również ma zamiar wspierać potrzebujących.