Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zawał to za mało

Anna Zarazińska
- Mówiłam lekarzowi, że coś jest nie tak, że mąż jest z rodziny zawałowców, ale on przekonywał nas, że to tylko nerwica - płacze Monika O., która w czwartek pochowała męża. Mężczyzna zmarł na zawał serca niedługo po tym, jak badał go lekarz łomżyńskiego pogotowia.

Drugiego dnia Świąt Wielkanocnych, ok. godz. 15, 28-letni Robert O. poczuł się bardzo źle. Zaczęły mu drętwieć ręce, zrobił się siny, nie mógł złapać oddechu i odczuwał silne bóle w mostku. Jego żona Monika wezwała karetkę. Przybyły na miejsce lekarz osłuchał mężczyznę i podał mu leki przeciwbólowe oraz działające uspokajająco relanium.
- Mimo że jestem laikiem, widziałam, że chodzi o coś z sercem, ale lekarz stwierdził, że mąż cierpi na dolegliwości na tle nerwowym - płacze Monika O. - Powtarzałam, że rodzina Roberta to zawałowcy. Ale on zdawał się tego nie słuchać.
Po wyjeździe karetki Robert zasnął. Dwadzieścia minut później obudził się z jeszcze większymi bólami. Tym razem żona zawiozła go na pogotowie.
- Na miejscu zrobiono mężowi EKG i mimo, że nie wykazało ono niepokojących zmian, postanowiono zawieźć go do szpitala. - wspomina Monika O. - W szpitalu, po zrobieniu powtórnego EKG okazało się, że mąż ma zawał serca.
Przy przenoszeniu pacjenta z wózka na łóżko, serce Roberta O. stanęło. Natychmiast przewieziono go na Oddział Intensywnej Terapii. Tu po wielu próbach reanimacji zmarł.
Lekarze nie chcą oceniać, czy mężczyzna mógł przeżyć, gdyby wcześniej trafił do szpitala.
- Medycyna to nie tabelka statystyczna. Każdy organizm jest indywidualny i odmienny - podkreśla Krzysztof Dach, patomorfolog, który wykonywał sekcję zwłok zmarłego. - Ta śmierć była nagła, ale w sensie medycznym, a nie takim, że ktoś mu w tym "pomógł".
W środowisku łomżyńskiej służby zdrowia jest głośno o sprawie. Wielu lekarzy podkreśla, że to zmarły zaniedbał swoje zdrowie. W wieku 28 lat już był po jednym zawale.
- Mąż był ratownikiem, całe życie pływał. Palił papierosy, ale przecież wielu ludzi pali, a poza tym lekarz, który przyjechał karetką, powinien widzieć, że coś jest nie tak - nie kryje oburzenia Monika O.
Żona zmarłego już we wtorek złożyła zawiadomienie do Prokuratury Rejonowej w Łomży.
- Zażądamy całej dokumentacji z pogotowia ratunkowego, karty choroby i rapotru z sekcji zwłok - wyjaśnia Stanisław Paszkiewicz, kierownik działu dochodzeniowego Prokuratury Rejonowej. - Zasięgniemy także opinii specjalistów z zakładu medycyny sądowej.
Jeśli okaże się, że lekarz rażąco zaniedbał swoje obowiązki, grozić mu będzie do trzech lat pozbawienia wolności, a także utrata prawa wykonywania zawodu.
Lekarze z Łomży podkreślają, że człowiek pełniący dyżur feralnego dnia jest załamany.
- Nie obchodzi mnie to. Niech przybędzie mu choć jeden siwy włos, a będę zadowolona - mówi Monika O. - Mój mąż całe życie walczył o swoje. Teraz ja będę walczyć za niego. Jeśli ja odpuszczę, odpuści kolejna skrzywdzona osoba i nadal będziemy żyć w kraju, gdzie umierają ludzie, którzy powinni żyć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna