Pan Samochodzik

Piotr Krutul jest podlaskim rekordzistą. Na przejazdy samochodem i rozmowy telefoniczne wydał 70 tys. zł, czyli ponad połowę ryczałtu, przypadającego każdemu parlamentarzyście na roczne utrzymanie biura. Pieniądze te przydziela Kancelaria Sejmu, ale pochodzą z budżetu państwa, czyli z naszych kieszeni.
Tylko kwota wydana na przejazdy samochodem wystarczyłaby na kupno ponad 14 tys. litrów paliwa! Policzyliśmy, że właściciel samochodu spalającego średnio 8 l benzyny na 100 km, mając do dyspozycji tyle paliwa, przejechałby 200 tys. km. To tak jakby czterokrotnie okrążyć Ziemię! A objechać Polskę wzdłuż granic mógłby 59 razy. Żeby to zrobić w ciągu roku, trzeba byłoby spędzać w aucie ok. 6 godzin dziennie.
- Przejechałem 150 tys. km w ciągu dwóch lat. Wydatki dlatego są takie wysokie, że obowiązuje nas urzędowa kwota za jeden kilometr, naliczana jak za delegacje - zapewnia Piotr Krutul. - Jeździłem po całej Polsce, byłem na Podkarpaciu, w Toruniu i wielu innych regionach. To była kampania wyborcza przed wyborami do Parla-mentu Europejskiego.
Poseł wyjaśnia, że jeździł na spotkania z rolnikami, bo są grupą najbardziej zagrożoną przez Unię Europejską. Z naszych obliczeń wynika jednak, że w rzeczywistości P. Krutul wydał na benzynę jedynie 23,2 tys. zł. Pozostałe przyznane mu z delegacji pieniądze, czyli 33,4 tys. zł, to jego czysty zysk! Pochodzący oczywiście z naszych kieszeni. Takich pieniędzy większość czytelników naszej gazety nie jest w stanie zarobić w ciągu roku. Ich średni dochód (netto) wynosi bowiem 21 tys. zł.
Na szczęście w tym roku rekordy długości tras poseł będzie bił za swoje pieniądze. Kancelaria Sejmu wyznaczyła parlamentarzystom limit - mogą przejechać "zaledwie" 3,5 tys. km miesięcznie. Koszty dodatkowych kilometrów posłowie opłacać będą z prywatnych, a nie publicznych pieniędzy.