Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

<B>Toksyczna szkoła w skłóconej gminie</B>

Jurek Dziekoński
Dlaczego nastolatka z gimnazjum targnęła się na własne życie? Czy do połknięcia końskiej dawki tabletek popchnęły ją problemy w szkole, czy może sytuacja w domu? Kulisy wydarzeń w Zespole Szkół w podełckich Starych Juchach wciąż pozostają niewyjaśnione. To szokujące wydarzenie przyćmiewa jednak fakt, że skłócona społeczność wsi, zamiast szukać odpowiedzi na powyższe pytania, zajeta jest konfliktem o politycznym tle.

Stare Juchy. Pięknie położona miejscowość na północnym zachodzie powiatu ełckiego. Z każdej strony pagórki, sosnowe lasy, dookoła woda. Jezioro Jędzelewo niemal wlewa się do miejscowości, obmywając falami obrzeża wsi. Krajobraz sielankowy, wprost letnia kraina radości. To jednak tylko pozory. Bo i tutaj ludzi dosięgają nieszczęścia.
Tabletki na drugie śniadanie
Agnieszka, uczennica pierwszej klasy gimnazjum. Podobno w domu cicha i spokojna. W drodze ze szkoły - jak przyznaje opiekunka szkolnego gimbusa, czasami wręcz nieobecna. Z opanowaniem programu z poszczególnych lekcji radzi sobie podobnie jak inni. Nauka nie idzie jej najgorzej. Miała co prawda jedną jedynkę na półrocze, ale na tle klasy to i tak niewiele. Są bowiem uczniowie, którzy tych jedynek mają wiele więcej.
To właśnie dziewczynka, która targnęła się na własne życie. Okazuje się, że sygnalizowała o swoich zamiarach wcześniej. Pierwszy raz w maju. Znalazła na szkolnym podwórzu szkło. Powiedziała koleżance, że może się nim okaleczyć. Do żadnego wypadku jednak nie doszło.
Druga próba była już znacznie poważniejsza. Trzeciego czerwca Agnieszka przyniosła do szkoły tabletki psychotropowe. Lekcji religii, której Agnieszka szczególnie nie lubiła, nie było. Dziesięć minut przed godziną 9 uczennica połknęła 10 tabletek. Specjalnie się z tym nie kryła.
- Połknęła pigułki na oczach swojej przyjaciółki - opowiada Marek Roszkowski, wizytator z kuratorium oświaty, który stara się wyjaśnić sprawę próby samobójczej w Starych Juchach. - Dziewczyna po prostu dawała sygnały, że ma problemy, że potrzebuje pomocy.
Prześwietlanie szkolnej sytuacji
W feralny piątek uczennicę odebrała ze szkoły karetka. Nastolatkę odwieziono do szpitala w Ełku. Na szczęście tabletki nie pozostawiły większego uszczerbku na zdrowiu Agnieszki. Do szkoły powróciła już we wtorek. Sprawa jednak nabrała rozgłosu.
- Po zdarzeniu 3 czerwca przyszła do mnie przestraszona matka i napisała oświadczenie - opowiada Danuta Kawecka, wójt Starych Juch. - Z pisma wynika, że dziewczynka była w szkole źle traktowana, najgorzej przez panią dyrektor i przez księdza, prowadzącego katechezę. Podkreśla również, że doskonale porozumiewał się z dzieckiem wychowawca klasy.
Ponadto w oświadczeniu matka zaznaczyła, że jeśli sytuacja w szkole nie ulegnie zmianie, przeniesie córkę i jeszcze jedno swoje dziecko do innej placówki.
Z informacji jakimi dysponuje ełcka delegatura Kuratorium Oświaty w Olsztynie wynika jednak, że owego fatalnego dnia nie odbyła się nielubiana przez uczennicę religia. Nie było również prowadzonej przez dyrektor geografii, której według matki Agnieszki, dziewczyna szczególnie się bała.
- Był za to język angielski i język polski, czyli przedmioty, które według naszej wiedzy, nie stanowiły dla uczennicy źródła stresu - mówi Marek Roszkowski. - Wciąż sprawdzamy, czy z tymi wydarzeniami wiążą się szkolne problemy.
Nerwowy katecheta
Udokumentowany jest natomiast fakt, że prowadzący lekcję religii ksiądz nerwowo odnosił się do uczniów, kiedy ci na katechezie źle się zachowywali. Sam przyznaje, że podczas jednych z zajęć powiedział do Agnieszki, że powinna przebadać się psychiatrycznie, co mogło dziewczynkę szczególnie zaboleć. Okazuje się jednak, że nikogo nie faworyzował, ani nikogo szczególnie nie ganił. Z rozmów z gimnazjalistami wynika, że wszystkich traktował na równi.
- Uczniowie powiedzieli mi podczas spotkania, że ksiądz reagował nerwowo podczas zajęć religii - wyjaśnia M. Roszkowski. - Nie można jednak powiedzieć, aby którąkolwiek osobę napiętnowywał w szczególny sposób.
Prowadzący religię ks. Janusz Haraburda przyznaje, że zdarzyło mu się wybuchnąć, kiedy klasa źle się zachowywała. Także wobec Agnieszki. Nigdy jednak nie wynikało to ze złośliwości, tylko z prób zdyscyplinowania uczniów.
- To bardzo trudna klasa. Ja jako katecheta nie mam zbyt wielu narzędzi zdyscyplinowania uczniów, tak jak nauczyciele innych przedmiotów, od których zależy promocja uczniów do nastepnej klasy - mówi ks. J. Haraburda. - Pozostaje mi więc tylko stanowczość.
Z dokumentacji szkoły wynika, że katecheta był upominany przez dyrekcję, żeby stonował swoje zachowanie wobec uczniów. O sposobie prowadzenia religii poinformowano również Kurię Biskupią.
- W najgorszym przypadku ksiądz mógłby zostać odwołany - mówi Marzanna Krajewska, dyrektor ełckiej delegatury kuratorium oświaty. - Trzeba jednak przyznać, że szkoła podejmowała działania, w celu unormowania atmosfery na lekcjach religii.
Zrobili wiele
Marzanna Krajewska podkreśla również, że szkoła zrobiła wiele, żeby uniknąć prób samobójczych Agnieszki. Od momentu, kiedy po raz pierwszy uczennica zadeklarowała, że może targnąć się na swoje życie, nauczyciele zwracają na nią szczególną uwagę. Tym bardziej, że od jesieni ubiegłego roku dziecko było rozchwiane emocjonalnie: raz się śmiała, by za chwilę płakać. Niecodzienne zachowania uczennicy spowodowały, że grupa uczniów z klasy źle traktowała dziewczynę, która trafiła do Starych Juch z odległej o kilka kilometrów podstawówki.
- Nauczyciele zapewniają, że kiedy tylko uczennica znikała im z pola widzenia, od razu zaczynali jej szukać - mówi M. Krajewska. - Jedno jest pewne, szkoła podjęła wiele działań, nie jesteśmy jednak w stanie w tej chwili powiedzieć, że działania te były wystarczające i właściwe. Jesteśmy w trakcie sprawdzania wszystkich wątków tej sprawy.
- Dodajmy: bardzo skomplikowanej i delikatnej sprawy - wtrąca M. Roszkowski. - Do której trzeba podejść bez pośpiechu i ze szczególną uwagą, żeby nikogo nie skrzywdzić.
Powyborcze niesnaski z samobójstwem w tle
Do całej historii dochodzi jeszcze jeden wątek, który dotyczy konfliktu w gminie. Sprawa sięga wyborów samorządowych sprzed 2,5 roku. O najwyższy urząd w gminie po raz kolejny ubiegała się obecna wójt - Danuta Kawecka. Pojawił się jednak mocny rywal - Ewa Jurkowska-Kawałko, dyrektor szkoły i zarazem podwładna Danuty Kaweckiej. Pani wójt jednak po raz kolejny objęła najważniejszy w gminie urząd. Jak twierdzą mieszkańcy, od tamtego momentu, obie panie nie pałają do siebie sympatią, a wójcina wykorzystuje wszelkie sytuacje, aby pogrążyć dyrektorkę.
Pierwsze starcie miało miejsce tuż przed zakończeniem ubiegłorocznych wakacji. Danuta Kawecka postanowiła odwołać ze stanowiska dyrektor Zespołu Szkół Samorządowych. W gminie rozpętała się istna burza. Mieszkańcy, którzy popierają E. Jurkowską-Kawałko, stanęli murem za swoją faworytką. 1 września tuż po uroczystym rozpoczęciu roku szkolnego rozpoczęli protest. Pod urzędem gminy skandowali: chcemy Ewę! Ewa na dyrektora.
- To jest kara wójtowej za to, że pani dyrektor odważyła się konkurować z nią w wyborach - przekonywali wtedy protestujący.
Gminny gmach został storpedowany surowymi jajkami. Protestowali tak długo, aż wójcina przywróciła dyrektor na stanowisko.
Na tym jednak nie koniec. Oficjalnym powodem odwołania E. Jurkowskiej-Kawałko ze stanowiska były nieprawidłowości w przeprowadzeniu egzaminu gimnazjalnego w szkole w 2004 roku. Okręgowa Komisja Egzaminacyjna potwierdziła, że uczniowie ściągali, a warmińsko-mazurskie kuratorium oświaty postawiło dyrektorkę oraz kilku innych nauczycieli przed komisją dyscyplinarną. Rozstrzygnięcie sprawy, jak dowiedzieliśmy się, było na korzyść dyrektorki ZSS w Starych Juchach. Końca konfliktu jednak nie widać. Powyborcze niesnaski wybuchły ze zdwojoną siłą po próbie samobójczej nastolatki. Pierwsza publikacja w "Gazecie Współczesnej", dotycząca tej sprawy, wywołała prawdziwą burzę.
Kij w mrowisko
Reakcja środowiska ze Starych Juch była bardzo gwałtowna.
- To wszystko manipulacje pani wójt, które chce skłócić lokalne środowisko i rzucić cień na naszą szkołę - stwierdziła nerwowo Cecylia Bednarek, przewodnicząca Rady Rodziców z Zespole Szkół Samorządowych w Starych Juchach, która po publikacji odwiedziła naszą Redakcję i obrzuciła dziennikarzy oskarżeniami o uległość wobec manipulacji wójciny. - Napiszemy na was skargę - odgrażała się przewodnicząca.
Podobnie uważa ksiądz prowadzący lekcje religii.
- Przez działania pani wójt zostałem wmanewrowany w całą tą historię. Od początku, kiedy pojawiłem się w Starych Juchach postrzega mnie, jako przeciwnika. Wezwała do siebie matkę tej dziewczyny i kazała napisać oświadczenie - mówi ks. Janusz. - Ja nie chcę uczestniczyć w tym konflikcie. Gminne kłótnie mnie nie dotyczą.
Tylko Ewa Jurkowska-Kawałko, dyrektor szkoły podchodzi do burzliwej atmosfery wokół sprawy próby samobójczej z rezerwą. Na razie nie chce jej komentować.
- Najpierw wszystko musi zostać rzetelnie i spokojnie wyjaśnione, może porozmawiamy w przyszłym tygodniu - powiedziała w rozmowie telefonicznej.
Natomiast wójt Danuta Kawecka dziwi się tłumaczeniom niektórych osób, że chodzi jej tylko o grę polityczną.
- Wystartowałam w wyborach i je wygrałam. Do nikogo nie czuję urazy z tego powodu, że ze mną konkurował - mówi D. Kawecka. - W moim postępowaniu nie ma żadnej gry politycznej, tylko troska o dobro uczniów naszej szkoły.
Sprawa ponad konfliktami
Pracownicy ełckiej delegatury Kuratorium Oświaty w Olsztynie przyznają, że zdają sobie sprawę z konfliktu, który od kilku lat drąży wieś.
- Nas jednak te konflikty nie dotyczą. Nie jesteśmy zwolennikami żadnej ze stron. Chodzi nam tylko o dobro uczennicy i zdrową atmosferę w szkole, która będzie sprzyjała kontunuowaniu nauki przez tę dziewczynę - przekonuje Marzanna Krajewska. - To nie leży w naszych kompetencjach, żeby rozwiązywać lokalne konflikty.
Podejście kuratorium jest oczywiste. Tutaj lokalne niesnaski schodzą na dalszy plan. Ważne jest jak najszybsze wyjaśnienie sprawy. Pseudopolityczne przepychanki mogą bowiem tylko zaszkodzić i wizerunkowi szkoły i uczennicy, która chciała zamanifestować to, że ma problemy.
Jak pokazuje doświadczenie wizytatorów KO, próby samobójcze nastolatków wcale nie należą do rzadkości. Bywa, że w ciągu roku dochodzi nawet do 5 takich przypadków. M. Krajewska ze zgrozą wspomina sytuację sprzed kilku lat, kiedy fala prób samobójczych przetoczyła się przez szkołę w Kowalach Oleckich.
- Najczęściej uczniom chodzi o zwrócenie na siebie uwagi, na to, że borykają się z problemami. Wręcz manifestują chęć podjęcia prób samobójczych - tłumaczy dyrektor ełckiej delegatury Kuratorium Oświaty. - Nieszczęśliwie bywa jednak i tak, jak w przypadku 13-latka ze Stożnego, który powiesił się na klamce. Problemy szkolne to jednak nieliczne przyczyny prób samobójczych uczniów. Najczęściej na ich drastyczne decyzje ma wpływ wiele czynników.
Imię uczennicy gimnazjum ze Starych Juch zostało zmienione.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna