Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

<B>Szablą albo twardą ręką</B>

Anna Mierzyńska
Kampania wyborcza to dla kandydatów walka na śmierć i życie. Przegrana oznacza śmierć polityczną, przynajmniej na jakiś czas. Zwycięstwo zaś warte jest niemal każdej ceny. Ponieważ dziś większość zwykłych obywateli ma dosyć i polityki, i polityków, kampania wielu kandydatów zostanie zapewne tak zorganizowana, by jak najmniej kojarzyła nam się z parlamentem czy prezydenckimi zobowiązaniami. Sami kandydaci zaś okażą się osobami wyjątkowo wrażliwymi, uczciwymi i bliskimi naszemu sercu.

Ale kampania ma też swoje drugie, wyjątkowo drapieżne oblicze, znane tylko samym kandydatom i ich najbliższym współpracownikom. Kandydaci na co dzień ukrywają pazury pod pięknymi uśmiechami, widocznymi na plakatach i ulotkach. W rzeczywistości jednak walczą jak wilki o zwycięstwo.
Jak podkreśla Donald Tusk, kandydat na prezydenta RP z ramienia Platformy Obywatelskiej, dziś zawód polityka w Polsce cieszy się najniższym prestiżem wśród wszystkich zawodów. Nic więc dziwnego, że ci, którzy chcą zdobyć mandat poselski i senatorski, myślą nad takim sposobem przeprowadzenia kampanii wyborczej, by ta z polityką kojarzyła się w minimalnym stopniu. Dziś nie warto sprawiać wrażenia człowieka merytorycznie przygotowanego do posłowania. Lepiej, by wyborcy kojarzyli kandydata z kimś w rodzaju miłego sąsiada, który zawsze pomoże w potrzebie. Albo pamiętali go jako dobrego gospodarza na własnym podwórku.
Starosta z szabelką
Można też postawić na wizerunek artystyczny, bo obecnie w Polsce właśnie artyści stanowią grupę najbardziej lubianą przez społeczeństwo. W tę stronę poszedł Jacek Bogucki, starosta wysokomazowiecki, startujący z listy Prawa i Sprawiedliwości na Podlasiu. Przywdział szlachecki kontusz, futrzaną czapkę i... polski szlachcic jak malowane! Tym bardziej, że Bogucki ma też wąsy, bez których szlachcic nie byłby prawdziwy...
Od połowy lipca takiego starostę można podziwiać na plakatach, promujących "I Zajazd Wysoko-mazowiecki, czyli szlachty historię na żywo". Ma to być wielkie, dwudniowe przedsięwzięcie, prezentujące tradycje i historię polskiego zaścianka szlacheckiego. Impreza rzeczywiście zapowiada się ciekawie, szkoda tylko, że jej promocja stała się jednocześnie promocją kandydata PiS-u. Bogucki nie tylko prezentuje swoją twarz na plakacie, ale też gra główną rolę w kilkuminutowym filmie, nagranym właśnie z okazji zajazdu. Starosta jest tu marszałkiem szlacheckiej konfederacji. Nie tylko dowodzi szlachcicami, ale także macha szabelką! I to w obronie czci niewieściej, ratuje bowiem z opresji dziewczę napastowane przez parobka. Po prostu ideały Prawa i Sprawiedliwości w filmowej wersji...
Starosta zaprzecza, że jego aktorski występ ma jakikolwiek związek z kampanią wyborczą.
- My tą imprezą promujemy powiat i całe Podlasie - podkreśla. - Do tej pory nasz region kojarzył się w Polsce wyłącznie z mniejszościami narodowymi. Mnie to nie przeszkadza, ale dobrze by było, żeby ludzie wiedzieli, że mieliśmy tu też stolicę polskiego zaścianka - tłumaczy Bogucki. - A że to ja swoją twarzą promuję tę imprezę? Tak wyszło.
Ponoć plakaty nie mają z kampanią nic wspólnego, bo nie wszyscy rozpoznają na nich starostę. A ci, którzy rozpoznają, narzekają, że Bogucki, do tej pory poważny człowiek, teraz w szlachtę się bawi.
- Jeśli już odnosić to do kampanii, jeszcze może się okazać, że mi to na gorsze wyjdzie - zastanawia się starosta.
Z rozpoznawaniem nie jest jednak tak źle. Zapytałam dwie młode mieszkanki Wysokiego Mazowieckiego, czy wiedzą, kto jest na plakacie.
- Jasne, to starosta - odparły bez zastanowienia.
- A wiecie, że on startuje do parlamentu?
- Nie.
- A podoba wam się w tym szlacheckim stroju?
- Nawet fajny jest - stwierdziła jedna z nich, po czym zapytała koleżankę: - Ty, może na niego zagłosować?
Lepper w amerykańskim stylu
Na artystów postawił też Andrzej Lepper. Michał Wiśniewski, lider zespołu "Ich Troje", pisze dla niego piosenkę do wykorzystania podczas kampanii prezydenckiej. Ma ona, jak zapowiada przewodniczący Samoobrony, poruszać serca Polaków. Na razie Lepperowi przygrywają jednak "Trubadurzy", zapewniając, że "Polskę trzeba zLepperować, zrobić remont innych władz, kiedy władza będzie nowa, wtedy zmieni się nasz świat".
Andrzej Lepper w ogóle zachowuje się niczym zawodowy aktor. Na konwencję wyborczą na Podlasie przyjechał czarną limuzyną, a w województwie łódzkim - amerykańskim samochodem terenowym Hummer H2, w otoczeniu grupy motocyklistów. Przed hotelem, w którym odbywała się konwencja, czekały na niego dzieci z kwiatami. Oczywiście rzuciły się przewodniczącemu na szyję. Ten chwycił jedną z pociech, wziął na ręce i razem z nią wszedł do sali na spotkanie. Został przywitany owacjami na stojąco. Aż łza się w oku kręci, bo kto nie pamięta zdjęć pierwszych sekretarzy PZPR z dziećmi na rękach? Dzieci za czasów komunizmu miały świadczyć o ludzkim obliczu władzy. Dziś Andrzej Lepper wykorzystuje je dokładnie w tym samym celu.
Kandydaci nad Siemianówką
Andrzej Lepper lubi prowadzić kampanię wyborczą w tzw. amerykańskim stylu. Są jednak kandydaci, którzy wolą spotkania kameralne, choć prowadzone w nietypowych miejscach. Na Podlasiu ostatnio sporą popularnością cieszy się zbiornik Siemianówka. Marek Borowski, szef Socjaldemokracji Polskiej, wraz z liderką tej partii w naszym województwie Barbarą Ciruk, wziął udział w regatach żeglarskich. Czyli po prostu przepłynął się żaglówką. Barbara Ciruk zapewnia, że takie kameralne wizyty Borowskiemu znacznie bardziej odpowiadają niż owacje na stojąco w Sali Kongresowej w Warszawie.
Na kameralność stawia także inny kandydat na prezydenta, Włodzimierz Cimoszewicz. Do dziś jego sztab nie zorganizował żadnej głośnej imprezy ze swoim liderem. Na stronie internetowej kandydata można znaleźć za to dokładną relację ze ślubu jego syna, który niedawno odbył się w Stanach Zjednoczonych (cytowaną zresztą za "Super Expresem"):
- Spokojnie synu. Obrączki masz? Ksiądz jest? To się uspokój - prawdziwie ojcowskim tonem pouczał swojego syna Tomasza (26 l.) marszałek Sejmu RP Włodzimierz Cimoszewicz (55 l.). Potem podszedł do przyszłej synowej, której ojciec nie doleciał z Polski i... w jego zastępstwie poprowadził ją do ołtarza w kościele pod wezwaniem św. Jana Brebeuf w Niles, nieopodal Chicago.
Cimoszewicz, choć ogólnie znany jest jako miłośnik Białowieży, w tym roku także polubił Siemianówkę. Objął patronatem Turniej Ekologiczno-Wędkarski, który odbędzie się nad Siemianówką w sierpniu. Turniej poświęcono pamięci Anatola Wakuluka - lokalnego polityka, dyrektora biura poselskiego W. Cimoszewicza i jego przyjaciela. Imprezę organizują bliscy znajomi A. Wakuluka, włączyła się w nią także jego rodzina. Trzeba przyznać, że jest to miły pomysł na uczczenie pamięci zmarłego. Czy jednak patronat W. Cimoszewicza (ponoć jako osoby prywatnej), jest tu potrzebny? Bo, jeśli wierzyć organizatorom, impreza nie ma nic wspólnego z kampanią podlaskiego posła startującego na najwyższe stanowisko w państwie. Ale organizowanie jej w okresie przedwyborczym, z kandydatem w roli osoby sprawującej patronat, kojarzy się dziś, niestety, jednoznacznie... Może z uczczeniem pamięci lepiej było poczekać do listopada?
Drapieżna Samoobrona
Drugie, drapieżne oblicze kampanii wyborczej, najlepiej znają członkowie partii. Na Podlasiu już doszło do przewrotu we władzach SLD, właśnie z powodu listy kandydatów do parlamentu. Ze stanowiska zrezygnował przewodniczący lokalnych struktur. Nieoficjalnie wiadomo, że odszedł, ponieważ nie dostał pierwszego miejsca na liście. Na tak radykalne zmiany nie mają co liczyć członkowie Samoobrony, ale i oni mają już dość niekorzystnego dla nich układu panującego w partii. Okazuje się, że posłanka Genowefa Wiśniowska, liderka partii, żelazną ręką trzyma podległych jej panów. Mają oni tak dość jej drapieżności, że poskarżyli się... dziennikarzowi.
- Wiśniowska zrobi wszystko, żeby tylko nie mieć na Podlasiu konkurenta. Bo ona sama przecież nie jest stąd, tylko ze Śląska. I boi się, że silne struktury partii na Podlasiu mogą zaszkodzić jej pozycji. Dlatego przeszkadza, jak może, wszystkim, którzy zaczynają zyskiwać spore poparcie np. w swoim powiecie. Takie osoby na pewno nie mogą liczyć na wysokie miejsce na liście - opowiadali działacze.
Genowefa Wiśniowska nie jest zaskoczona tymi zarzutami. Przypomina jednak, że to ona zakładała struktury Samoobrony na Podlasiu, a dziś jest wiceprzewodnicząca partii.
- Osoba, która miałaby zastrzeżenie w stosunku do mnie, jest pierwsza na liście tych, którzy nie powinni w ogóle znaleźć się w naszych strukturach! - podkreśla Wiśniowska. - Ja, owszem, rządzę twardą ręką, ale i sercem.
Jedną z osób zagrażających posłance miał być Mikołaj Dzikiewicz z Hajnówki. Bardzo aktywny, zdobył poparcie ludzi w swoim regionie. Członkowie partii myśleli nawet, by to jego wybrać na przewodniczącego lokalnych struktur. Niestety, Mikołaj Dzikiewicz w ubiegłym tygodniu zginął w wypadku samochodowym. Tuż przed jego śmiercią okazało się jednak, że na liście podlaskiej Samoobrony znajdzie się dwóch specjalnie dobranych kandydatów spoza Podlasia. Jeden jest wyznania prawosławnego, drugi - grekokatolickiego.
- To oczywiste, że mieli odebrać głosy Dzikiewiczowi, który z racji swego pochodzenia mógł liczyć głównie na poparcie prawosławnych. Umieszczenie na liście kandydatów, których nie zna nikt z podlaskiej Samoobrony, było podyktowane obawą Wiśniowskiej o swój mandat poselski - komentują członkowie partii.
Dyktatura posłanki Wiśniowskiej
Skarżący nie kryją, że postępowanie szefowej nie zawsze im odpowiada. Jednocześnie jednak obawiają się jej wpływów u Andrzeja Leppera (bo, jak mówią, kto podskoczy, może stracić swoją szansę), dlatego milczą. I z coraz większą dezaprobatą obserwują, co się dzieje choćby w biurze partii.
- Przecież ona zatrudniała tu swojego syna, choć ten miał wtedy pracę w banku w Warszawie! - denerwują się.
- Stracił tę pracę w banku, dlatego go zatrudniłam. A i to na bardzo krótko - tłumaczy Wiśniowska. Kolejny zarzut, związany z niewypłaceniem wynagrodzenia byłej pracownicy biura, uważa wręcz za prowokację. Przedstawia rachunki z banku i podpisane przez siebie czeki na dowód, że wynagrodzenie wypłaciła.
- Nawet jej album na pożegnanie wręczyłam - wspomina. - A teraz ona mi zarzuca, że nie wypłaciłam jej pensji! Jeśli pójdzie z tym do Sądu Pracy, ja złożę zawiadomienie do prokuratury. Niestety, ta pani okazała się inna niż się spodziewałam. Dziś zastanawiam się, po co ona była w naszej partii. Może to jakaś prowokacja?
- Po prostu nie dostałam pieniędzy za pracę we wrześniu 2004 r. To cała prowokacja - komentuje była pracownica. - I będę starała się je odzyskać, wszelkimi prawnymi sposobami.
W podlaskiej Samoobronie posłance wierzy coraz mniej osób. Reszta nie zgadza się na dyktaturę Wiśniowskiej. Temperatura wewnątrz struktur wciąż rośnie, za jakiś czas może dojść od wybuchu.
- Konfliktu się nie obawiam, bo ja sobie z nim poradzę - mówi jednak z niezachwianą pewnością siebie Wiśniowska. Samoobrona ma bowiem sprawdzone sposoby radzenia sobie z ludźmi konfliktowymi. Po prostu wyrzuca ich z partii... Tylko kto wtedy wystartuje w wyborach?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna