Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Życie z tyranem

Katarzyna Michałowska
Ałła Bielenia przez 24 lata zmagała się z tyranią męża, nie może jednak pogodzić się z utratą domu
Ałła Bielenia przez 24 lata zmagała się z tyranią męża, nie może jednak pogodzić się z utratą domu B. Maleszewska
Jej całe życie to dzieci. Ze względu na nie godziła się cierpieć gehennę przez 24 lata małżeństwa. Znosiła obecność męża, który po pijanemu poniżał ją, bił i gwałcił. Była z nim, bo chciała, żeby dzieci miały normalną rodzinę. Ale nie miały. Dopiero teraz, gdy mąż wygonił ją po raz kolejny z domu, zrozumiała, że jej dzieci nigdy nie miały normalnego życia. Powinna dużo wcześniej zostawić tyrana.

Ałła Bielenia jest typową żoną znęcającego się nad rodziną alkoholika. Szczupła, niepozorna, całą sobą przepraszająca za to, że żyje. Nie potrafi ukryć strachu. Przez lata małżeństwa mąż skutecznie wbił jej do głowy, że jest nic niewarta i zasługuje tylko na poniżenia.
Noce na cmentarzu
Przez całe małżeństwo Ałła walczyła o to, by mąż przestał pić. Zapewne kochała go na swój sposób i potrafiła pielęgnować w pamięci krótkie chwile, kiedy był trzeźwy, zajmował się dziećmi, a jej nie poniżał.
- Jak miał zwidy i omamy, krzyczał na cały dom, że na żyrandolu siedzi jego brat i próbował go stamtąd zgonić nożem - wspomina kobieta.
Kiedy nie wytrzymywała, wzywała policję. Po wielu interwencjach w końcu, w 1998 r. udało się go wsadzić do aresztu. Na krótko jednak. Po wyjściu nadal znęcał się nad żoną. I to już na trzeźwo, bo rzucił picie.
W akcie oskarżenia męża Ałły z 1998 r. czytamy, że przez wiele lat znęcał się fizycznie i psychicznie nad żoną i psychicznie nad swoimi synami: "Bił żonę, kopał, dusił, groził pozbawieniem życia, zmuszał do opuszczania mieszkania i wielokrotnie przemocą i groźbą zmuszał do obcowania płciowego." Tyle akt oskarżenia. Życie było bardziej brutalne.
- Wiele razy wzywałam na interwencje policję. Przyjeżdżali, pouczali i wychodzili. Po jakimś czasie zrezygnowałam z dzwonienia na posterunek, ponieważ po interwencji mąż bił mnie jeszcze bardziej - opowiada przez łzy Ałła. - W końcu przestałam prosić o pomoc. Jak przychodził po pijanemu, to uciekałam na cmentarz. Po kilku godzinach wracałam do domu. Dzieci wpuszczały mnie po cichu przez balkon.
Zdarzały się też sytuacje, kiedy nie mogła zostawić dzieci. Uciekała więc razem z nimi.
- Czasami, gdy ledwo trzymał się na nogach, brał do ręki dubeltówkę i kazał mnie i małym dzieciom stawać pod ścianą. Celował do nas z broni i pytał, kogo pierwszego ma odstrzelić - wspomina Ałła Bielenia.
Cały dorobek życia
Sprawę rozwodową Ałła zakładała już w 1985 r. Nic z tego jednak nie wyszło. Dała się nabrać na obietnice. Po raz kolejny uwierzyła mężowi. Bała się zaczynać wszystko od nowa, z dwójką dzieci i skromnymi dochodami. Nie chciała także zostawiać domu, który całe życie urządzała, sprzątała i w którym urodziły i wychowały się jej dzieci.
- W ub.r. wygonił mnie z domu z dziećmi i nie pozwolił się do niego zbliżyć. On mieszka z inną kobietą, ja kątem u matki, a dom moich dzieci stoi pusty i niszczeje. Nie chce nas znać, bo mu przeszkadzamy. Twierdzi, że nic nam się nie należy - opowiada kobieta.
Ponownie złożyła do sądu pozew rozwodowy. Sprawa trwa do dzisiaj. Jej mąż wciąż przyprowadza świadków, którzy twierdzą, że żona w niczym mu nie pomagała, nie sprzątała, nie gotowała, a poza tym znęcała się nad nim i wyganiała go z domu. Dzieci już nawet nie chcą komentować tej sprawy. W sądzie, gdy widzą ojca, odwracają głowy w drugą stronę. On zresztą w ogóle nie zabiega, by zamienić z nimi chociaż słowo.
Na dzieci mąż Ałły płaci 200 zł miesięcznie. Jej zdaniem, znacznie zaniżył swoje dochody, a przecież wszyscy wiedzą, ile zarabiają kamieniarze.
To moja krwawica
Mąż Ałły nie robi dobrego wrażenia. Nerwowy, napastliwy. Na dodatek nie czuje jakichkolwiek wyrzutów sumienia w stosunku do dzieci czy żony. Twierdzi, że sami są wszystkiemu winni.
- Moja żona uciekła ode mnie, bo się bała pracy. Nic złego jej nie robiłem. Jak mnie zostawiła, to chodziłem za nią po kościołach, żeby uratować to małżeństwo - odpowiada na zarzuty - Czemu dzieci nie chcą mnie znać? Bo je tak nastawiła. Przyjdą do mnie za kilka lat, jak będą chciały pieniędzy.
Zarzeka się, że nie pozwoli wrócić żonie do domu w Michałowie.
- Ten dom to moja krwawica. Ona nic przy jego budowie nie robiła - mówi wzburzony.
Strach przed domem
Ałła chce, żeby jej dzieci mieszkały w swoim domu. Już tak długo w nim nie były. Jednak kobieta boi się tam wejść, poprzecinać kłódki i wyłamać zamki. Nie chce nawet myśleć, co by się stało, gdyby mąż ją tam zastał. Nic nie pomagają zapewnienia policjantów, prokuratorów i sędziów, że ma prawo tam mieszkać.
- Wielokrotnie pouczaliśmy tę panią, że w każdej chwili ma prawo wrócić do domu. Jednak jej mąż nie ma jeszcze eksmisji i w każdej chwili może przyjechać do tego domu - powiedział asp. Leszek Gryc, kierownik posterunku policji w Michałowie.
Asp. Gryc przyznaje, że policjanci wielokrotnie przyjeżdżali na interwencje do państwa Bielenia. W ostatnim czasie nie było jednak jakiś drastycznych sytuacji.
- Pani Bielenia może na nas liczyć. Jeżeli zdecyduje się wrócić do domu, to zrobimy wszystko, by mogła tam bezpiecznie mieszkać - podkreśla.
Tylko terapia
Ałła Bielenia pomocy zaczęła szukać dopiero po wielokrotnych namowach znajomych i rodziny. Jeżeli jednak chce przeżyć swoje dalsze życie w miarę normalnie, to o tę pomoc musi prosić.
- Taka osoba, jak pani Ałła, koniecznie musi przejść terapię i usamodzielnić się. Mechanizmy psychologiczne, które powstają w przypadku takich małżeństw, są bardzo silne i trudno sobie z nimi poradzić samemu - twierdzi Joanna Jarzębińska-Szczebiot, kierownik Ośrodka Interwencji Kryzysowej, mieszczącego się przy ul. Włókienniczej w Białymstoku.
Jej zdaniem, nie tylko maltretowane kobiety potrzebują pomocy. Jest ona także bardzo potrzebna dzieciom, które wychowują się w takich dysfunkcyjnych rodzinach, w których chlebem codziennym jest alkohol i przemoc.
- Przemoc w rodzinie wymaga współdziałania wielu służb, psychologów, psychoterapeutów, policji - twierdzi Jarzębińska-Szczebiot. - W naszym społeczeństwie wciąż jednak funkcjonuje stereotyp, że pijackie awantury to sprawy rodzinne, w które nie należy się wtrącać. Tymczasem, gdy w grę wchodzi znęcanie się nad członkami rodziny, to są na to artykuły w kodeksie karnym. I to już nie jest sprawa rodzinna.
Na początku maltretowana kobieta może się zatrzymać w hostelu, prowadzonym w Ośrodku Interwencji Kryzysowej.
- W naszym ośrodku właśnie ruszają grupy wsparcia dla kobiet, doświadczających przemocy - powiedziała Joanna Jarzębińska-Szczebiot.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna