Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Doktor Serce rozdaje nosy

Joanna Klimowicz
Cześć, ty też jesteś czarodziejem! - tak wita małych pacjentów szpitala 17-letni Bartek, Dr Serce. Razem wyciągają z kapelusza magika bajecznie kolorowe chusty. Buzie się śmieją, dzieci zapominają o bólu. Bartek wie, że to, co robi, jest słuszne.

Chłopak do Dziecięcego Szpitala Klinicznego w Białymstoku biegnie prosto po szkole. Czeka na koleżankę, Różę Bagan. Dziewczyna trochę się spóźnia, bo po lekcjach w IV LO poszła jeszcze z kolegami z klasy przyrodniczej na wykłady na Akademii Medycznej. Bardzo im się podoba Festiwal Nauki i Sztuki. Oglądali prawdziwy mózg w formalinie. Róża opowiada o tym z entuzjazmem, Bartek się krzywi. On też ma już przyszłość sprecyzowaną - zostanie pedagogiem specjalnym. Róża - lekarzem.
- Bartek to urodzony pedagog. Ma w sobie ten dar - nie ma wątpliwości Irena Stelmaszuk, na co dzień nauczycielka wychowania przedszkolnego, raz w tygodniu Dr Nutka z fundacji Doktor Klaun.
Podwójne życie
Na cotygodniową wizytę w dziecięcym szpitalu czekają jak na święto. Bartek Trzeciak przychodzi pierwszy. To wysoki chłopak z wypchaną reklamówką pełną maskotek i zabawek. Torba kryje też przebranie, na widok którego dzieci wybuchają radosnym śmiechem. To kolorowe spodnie na szelkach i koszula klauna. W przepastnych kieszeniach mieszczą się różne przydatne gadżety, np. pompka do balonów. Całości dopełniają serduszka na policzkach i okrągły czerwony nos. W szpitalnej auli przebiera się też Róża. Na jej sukience nie ma miejsca bez kokardki. Irena zakłada szatę zadrukowaną nutkami, maluje twarz w kwiatki, przeobraża się w Dr Nutkę.
- Jajko wziąłeś? A fasolki? Mam brać tylko długie balony czy okrągłe też? Nie zapomnijcie o pluszakach! - sprawdzają ekwipunek w ostatniej chwili.
- Tu doktorzy klauni - anonsują się przez domofon na oddziale onkologicznym. Drzwi natychmiast się otwierają.
Kolekcja nosów
Przy samych drzwiach długo oczekiwanych gości wita malutka Kasia. Klauni dziękują wylewnie i od razu obdarowują małą prezentami. Korytarzem maszeruje siedmioletni Kamil, ciągnąc kroplówkę. Sam przyznaje się, że jest czarodziejem i bęc! - wyczarowuje seledynową chustę z kapelusza. W nagrodę dostaje balonowego pieska i ze śmiechem rzuca nim w klaunów. Jego mama czule patrzy na synka, ale za chwilę zgarnia go do łóżka. Kamil zabiera ze sobą gąbkowy nos klauna. To drugi w jego kolekcji. Niektóre dzieci mają takich nosów nazbieranych 20, tak długo przebywają na oddziale. Z klaunami witają się jak ze starymi przyjaciółmi.
Niektóre maluchy w pierwszej chwili chowają się speszone, ale za chwilę nie mogą się już odkleić od zabawnych postaci. Starsi pacjenci też dobrze się bawią. Grają z klaunami w fasolkę. Ciężarek na sznurku trzeba tak podrzucić, by trafił na środek tacki. To niezwykle trudne.
- O, a co tam jest za oknem?! - rozbawiony nastolatek odwraca uwagę klaunów i ręką wrzuca fasolkę do celu. Zasłużył na nagrodę. Za inwencję.
Z twarzy Bartka nawet na chwilę nie schodzi uśmiech. Starszym dzieciom rozdaje kartki z życzeniami, napisane przez uczniów białostockich szkół. Młodsze wypytuje o ulubione zwierzątka i na poczekaniu wyczarowuje z długich balonów-parówek jamniki albo żyrafy.
Z Klanzy do Klaunów
Akcja leczenia śmiechem zaczęła się na całym świecie od filmu "Patch Adams" z Robinem Williamsem. Białostocka grupa wolontariuszy jest jedyną na Podlasiu. Należą do niej nauczyciele, studenci pedagogiki i dwoje licealistów. Najmłodszy stażem jest Bartek Trzeciak, uczeń I klasy VIII Liceum Profilowanego w Zespole Szkół Zawodowych nr 5. Nie można powiedzieć, że dołączył do grupy przez przypadek. On szukał swojego miejsca w życiu. Na choince organizowanej przez księdza Konkola biegał w żółtej koszulce Klanzy (stowarzyszenia pedagogów) i rozbawiał dzieci. To tam poznał doktorów klaunów i zapytał, czy mógłby się przyłączyć. Sprawdził się jak mało kto.
- Ależ on ma w sobie dar kontaktu - nie może się nadziwić Irena. - Niektórzy muszą skończyć psychologię, a u niego to jest naturalne. Ma ogromne chęci, by podzielić się z innymi tym, co ma - radością.
Koledzy, koleżanki i dwaj starsi bracia chłopca bardzo się cieszą jego sukcesem. Bo Bartek pod koniec kwietnia został uhonorowany statuetką przyznawaną Ośmiu Wspaniałym. Znalazł się w gronie najwspanialszych białostockich wolontariuszy. Sam nie widzi w tym nic nadzwyczajnego. Po prostu lubi dzieci! Przychodzi nawet do przedszkola, w którym pracuje Irena, aby jej trochę pomóc.
Doba za krótka
Bartek ma mnóstwo zajęć. Oprócz tego, że skupia się na lekcjach, by mieć dobre oceny i dostać się na studia pedagogiczne, mnóstwo czasu spędza z przyjaciółmi z grupy. W sobotę będzie prowadził tańce integracyjne na pikniku w Zwierzyńcu. Niedługo pojedzie też na zabawę do dzieciaków z podstawówki w Kamiennej. Trzeba się zrewanżować. Ta maleńka wiejska szkółka przysłała fundacji całą górę maskotek dla chorych dzieci.
Bartek założył w swojej szkole koło wolontariatu, pracuje w samorządzie uczniowskim, zorganizował akcję na rzecz dzieci uchodźców z Czeczenii oraz "Pocztę serc", która polegała na przygotowaniu pocztówek z życzeniami dla dzieci chorych na raka. Pracuje z osobami niepełnosprawnymi i aktywnie działa w Polskim Stowarzyszeniu Pedagogów i Animatorów "Klanza". Mimo tych wszystkich zajęć zawsze ma czas dla kolegów i przyjaciół. To dlatego jest tak lubiany. Kiedy padło jego nazwisko podczas gali Wspaniałych w sali kina Forum, burza oklasków mało nie zerwała dachu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna