Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Głośne na cały kraj

Maciej Gryguc, Beata Kalinowska
Barbara Wojnarowska (z wózeczkiem) od lat walczy o odszkodowanie i rentę dla swoich dzieci
Barbara Wojnarowska (z wózeczkiem) od lat walczy o odszkodowanie i rentę dla swoich dzieci Archiwum
Region. Historia pacjentek poparzonych w Białostockim Ośrodku Onkologicznym, czy kobiety z Łomży, której - mimo dużego prawdopodobieństwa wystąpienia wady genetycznej u dziecka - odmówiono aborcji - to sprawy, które poruszyły całą Polskę.

Gdy stawką jest życie lub utrata zdrowia pacjenta, nieodpowiednie postępowanie lekarzy staje się szczególnie widoczne. Ale we wspomnianych sprawach postępowanie sądowe trwa od lat i ciągle szuka się winnych zaistniałych sytuacji.
Zawinił aparat?
W lutym 2001 roku w Białostockim Ośrodku Onkologicznym doszło do awarii wysłużonego aparatu do naświetlań Neptun P10. Sprzęt wówczas nie zasygnalizował awarii. Pięć kobiet otrzymało dawkę promieniowania kilkakrotnie wyższą od wskazanej. Zostały też dotkliwie poparzone. Na ich ciele powstały bardzo bolesne rany. Po wypadku przed sądem stanęli: Jarosław B., technik-fizyk odpowiedzialny za pracę urządzenia i lekarka Jolanta S. Oboje nie przyznali się do zarzutów.
W pierwszej instancji technik odpowiedzialny za sprzęt został skazany na karę grzywny, lekarkę uniewinniono. Białostocki sąd okręgowy wyrok ten uchylił i przekazał sprawę do ponownego rozpoznania. Później sąd rejonowy uniewinnił oboje pracowników, twierdząc, że winny był aparat. Sąd okręgowy w lutym br. rozpatrzył kolejne odwołania. Uznał, że fizyk jest niewinny, a sprawa lekarki będzie rozpoznana raz jeszcze, bo sąd pierwszej instancji popełnił błąd, nie oceniając jednego z kluczowych dowodów - dokumentacji medycznej dwóch pacjentek, które jako pierwsze skarżyły się na poparzenia.
Tymczasem w procesach cywilnych sądy już kilka lat temu wydały prawomocne wyroki. W każdym z przypadków winą za poparzenia obarczyły ośrodek onkologiczny, do którego należało urządzenie. Poszkodowane kobiety otrzymały od 50 do 100 tys. zł odszkodowania. Jedna z poparzonych kobiet kilka lat temu zmarła, pozostałe leczą się do tej pory.
Złe urodzenie
Barbara i Sławomir Wojnarowscy z Łomży mają dwójkę dzieci. Oboje dotkniętych hipochondroplazją, genetyczną chorobą, która upośledza rozwój fizyczny. Niedorozwój kości i stawów sprawia, że dorosłe osoby z tym schorzeniem osiągają wzrost pięcioletnich dzieci. Mała Monika przechodzi kolejne operacje i zabiegi rehabilitacyjne, potrzebuje leków i specjalnej opieki, podobnie jak jej starszy brat. Ich sprawa stała się głośna w całej Polsce ze względu na swój precedensowy charakter.
Kiedy Barbara Wojnarowska w 1999 roku zaszła po raz drugi w ciążę, zgłosiła się do łomżyńskiego szpitala w obawie, że dziecko może być podobnie genetycznie obciążone jak jej synek. Lekarze odmówili dokonania aborcji, nie wydali także skierowania na badania prenatalne, które mogłyby potwierdzić lub wykluczyć zagrożenie płodu.
Od kilku lat małżeństwo Wojnarowskich z tego powodu procesuje się ze Szpitalem Wojewódzkim w Łomży i jego lekarzami. Domagają się odszkodowania i zadośćuczynienia, a przede wszystkim dożywotniej renty dla dzieci na pokrycie kosztownego leczenia, rehabilitacji i opieki. Już w 2004 roku Sąd Okręgowy w Łomży częściowo uwzględnił roszczenia, przyznając Wojnarowskim ok. 70 tysięcy złotych.
Sąd Apelacyjny w Białymstoku nieco zmniejszył tę kwotę. Sprawa trafiła jeszcze do Sądu Najwyższego, a rok temu wróciła do ponownego rozpoznania w Łomży.
Wojnarowscy i ich pełnomocnicy twierdzą, że przedmiotem procesu powinno być już tylko określenie stopnia winy i wysokości odszkodowania oraz renty. Przedstawiciele łomżyńskiego szpitala domagają się oddalenia powództwa. Sąd przerwał proces w oczekiwaniu na ekspertyzy biegłych.
Nie zauważyła
Ta sprawa stała się ogólnopolską sensacją nie tyle ze względu na błąd lekarski, co towarzyszące mu okoliczności.
W listopadzie 2005 roku do szpitala w Łomży trafił uskarżający się na bóle brzucha starszy mieszkaniec podłomżyńskich Konarzyc. Pełniąca dyżur na oddziale chirurgicznym Wanda P. zadecydowała o operacji. Wycięła choremu wyrostek. Po zakończeniu operacji pacjent został wybudzony z narkozy i niedługo potem zmarł.
Kilka godzin później informacja o śmierci trafiła do jego rodziny. Żona i synowie zmarłego stwierdzili w szpitalu, że lekarka jest pijana. Potwierdziło to badanie policyjnym alkomatem, który wykazał promil alkoholu. Na podstawie opinii biegłych, łomżyńska prokuratura oceniła, że lekarka popełniła błąd podczas operacji i nieumyślnie przyczyniła się do śmierci pacjenta. Nie zauważyła wrzodu dwunastnicy, którego perforacja doprowadziła do zgonu. Eksperci nie umieli jednak jednoznacznie stwierdzić, czy Wanda P. dokonała tej operacji będąc pod wpływem alkoholu. Dlatego prokuratorskie zarzuty tej okoliczności nie uwzględniają. Sprawa toczy się jeszcze przed sądem. Za alkohol na dyżurze chirurg ukarana została wcześniej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna