Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Budujemy nowy dom

Dorota Biziuk [email protected]
Ti Woong i Min Sub, mieszkańcy Inczhon k. Seulu uczą się jak zbudować drewniany dom
Ti Woong i Min Sub, mieszkańcy Inczhon k. Seulu uczą się jak zbudować drewniany dom D. Biziuk
Ti Woong i Min Sub mieszkają w Korei Południowej. Kilka tygodni temu przyjechali do Polski, żeby poznać tajniki budowy drewnianych domów i tak trafili do tartaku w podsokólskiej wsi Hałe. Razem z miejscowymi fachowcami Koreańczycy zmontowali dom dla siebie. Wkrótce rozebrany na części budynek popłynie do Korei.

Mieszkanie we własnym drewnianym domu to dla każdego Koreańczyka przejaw luksusu, a często również szczyt marzeń. Wszystko przez to, że podobne budownictwo jest w tym kraju bardzo rzadkim zjawiskiem. Kiedyś podstawowym materiałem budowlanym w Korei była glina, teraz zastąpiły ją cegły i surowiec pozyskiwany ze skał.
- Ktoś mógłby pomyśleć, że brakuje u nas drzew. Nic bardziej mylącego. W Korei rosną piękne drzewa, ale skoro są piękne, więc trzeba je podziwiać, a nie ścinać. Kto złamie tę zasadę, powinien liczyć się z poważnymi konsekwencjami. Z pewnością będziecie zdziwieni, kiedy powiem, że w Korei za wycięcie drzewa można trafić nawet na kilka lat do więzienia! Skoro nie ma u nas rodzimego drewnianego budulca, zatem nie ma też tradycji związanej z produkcją podobnych budynków. Wątpię, czy koreański budowniczy poradziłby sobie z montażem drewnianego domu. Przyjechaliśmy zatem po nauki do was. W Hałem zmontowaliśmy dom, który zabierzemy do Korei - powiedział Min Sub.
Lepiej zostać cieślą niż bankowcem
Ti Woong i Min Sub, mieszkańcy portowego miasta Inczhon koło Seulu, nie zamierzali wiązać swojej przyszłości z zawodem cieśli. Jeden z nich pracował w banku, a drugi w firmie informatycznej. Tak byłoby z pewnością po dzień dzisiejszy, gdyby nie namowy matki Ti Woong`a. Kobieta prowadzi przedsiębiorstwo, które w przyszłości ma zająć się sprowadzaniem drewnianych domów z Polski do Korei. Właścicielka firmy przekonała syna, żeby zostawił dotychczasowe zajęcie i skończył prywatną koreańską szkołę, gdzie uczono podstaw ciesielskiego fachu. Ti Woong namówił do tego samego swojego kolegę Min Sub`a i tak zaczęła się ich przygoda z budownictwem. Dlaczego Koreańczycy przyjechali akurat do tartaku w Hałem pod Sokółką?
- Trochę nas to zdziwiło. Okazało się, że wcześniej słyszeli o tym tartaku i produkowanych w nim domach. Zawsze powtarzam, iż dobra robota idzie w świat. Montowaliśmy już drewniane domy do Walii i Szwecji. Koreańczycy sami nas znaleźli - wyjaśnił Robert Białous, właściciel tartaku w podsokólskiej wsi Hałe.
Rodzina Białousów zajmuje się drewnianym budownictwem mieszkaniowym od pokoleń.
- Mój dziadek Józef miał tartak w Kuźnicy. Było to jeszcze za cara. Wprawdzie ojciec nie poszedł w ślady dziadka, ale ja wróciłem do zajęcia, któremu Józef całkowicie się poświęcił. Pracę w tartaku polubili też moi synowie. Ciągle przyuczamy kogoś do tego zawodu, ale takiej egzotyki, jak goście z Korei, jeszcze nie mieliśmy - przyznał Janusz Białous, ojciec Roberta.
Koreański projekt z polskimi poprawkami
Koreańczycy spędzili w tartaku prawie trzy tygodnie. Ti Woong i Min Sub przywieźli ze sobą plany drewnianego domu, który zamierzali zmontować w Hałem.
- Projekt został wykonany w Korei i podejrzewam, że jego autor raczej nie miał do czynienia z drewnianym budownictwem. Musiałem poprawić pierwotny plan po to, żeby wyeliminować z niego błędy techniczne i wykonać trwały oraz pewny dom - powiedział Robert Białous.
Montaż poszczególnych elementów drewnianej konstrukcji Koreańczycy dokładnie zapisywali i utrwalali na zdjęciach.
- W przypadku Ti Woong`a i Min Sub`a nauka polegała na bacznej obserwacji. Trudno dowiedzieć się wszystkiego o zawodzie cieśli w ciągu niecałych trzech tygodni. Żeby być fachowcem w tej dziedzinie, trzeba mieć za sobą przynajmniej roczną praktykę w tartaku. Koreańczycy okazali się jednak niesłychanie bystrymi uczniami. Skrupulatnie opisywali każdy etap budowy domu i uczestniczyli w pracach montażowych.
Konstrukcja jak klocki lego
Kiedy obiekt był już gotowy, przystąpiono do jego rozbiórki.
- Ten dom zostanie przetransportowany drogą morską do rodzinnego miasta naszych koreańskich gości, co będzie trwało pięć tygodni. Trudno przewieźć podobny obiekt w całości, dlatego zdemontowaliśmy budynek. Jego konstrukcja przypomina klocki lego, więc z ponownym złożeniem domu nie powinno być żadnego problemu - wyjaśnił Janusz Białous.
Podczas demontażu obiektu, Koreańczycy znakowali poszczególne elementy konstrukcji.
- Ponumerowane deski to ogromne ułatwienie przy składaniu. Obawialiśmy się, że Ti Woong i Min Sub pozapisują na drewnie cyfry i litery koreańskie. Na szczęście nasi goście wszystko oznakowali powszechnie używanymi cyframi i literami arabskimi. Gdyby było inaczej, to my mielibyśmy problem z właściwym posegregowaniem elementów - powiedział Robert Białous.
W domu rodem z Hałego zamieszka pod Seulem Ti Woong.
- Wcześniej musimy jednak złożyć ten budynek. Przydatne będą notatki i zdjęcia. Tem razem to my dwaj zostaniemy kimś w rodzaju kierowników budowy, a przy okazji nauczymy czegoś budowniczych z Korei. Gdyby okazało się, że zadanie, jakie mieliśmy wykonać, trochę nas przerosło, wtedy poprosimy o pomoc właściciela tartaku z Hałego. Pan Robert przyjedzie do Inczhon i pokaże, jak należy prawidłowo złożyć dom - dodał Ti Woong.
Koreańczycy nie ukrywają, że są zachwyceni podlaską architekturą budowlaną.
- Cały czas to powtarzają. Doskonale ich rozumiem, bo przecież takich drewnianych domów jak na Podlasiu nie ma i za granicą, i w innych zakątkach Polski. Pamiętam taki przypadek, jak montowaliśmy domek dla odbiorcy z Bydgoszczy. Kiedy przyjechał stamtąd inspektor budowlany, nie miał pojęcia, jak skontrolować ten obiekt. Okazało się, że nawet w Bydgoszczy drewniane domy są rzadkością. Dziwne, ale prawdziwe - stwierdził Janusz Białous.
Piękna wieś z pysznym jadłem
Przy okazji pobytu w Hałem, Koreańczycy zwiedzili powiat sokólski. Najbardziej przypadła im do gustu sokólska wieś.
- Wielokrotnie podkreślali, że zdecydowanie wolą wieś od miasta. Im bardziej zrujnowane budynki widzieli, tym bardziej dopytywali się, czy... są one na sprzedaż. Ti Woong i Min Sub pokochali Polskę. To ich pierwsza wizyta w naszym kraju, ale z pewnością nie ostatnia - powiedział Robert Białous.
Koreańczycy przekonali się też do podlaskiej kuchni.
- U siebie ciągle jemy ryż, dlatego u was nie tęsknimy do tego dania. Bardzo posmakowała nam polska kartofla i kiełbasa z dzika. Palce lizać - podkreślili Ti Woong i Min Sub.
Goście spod Seulu chwalą podlaskie smaki, ale każdą potrawę doprawiają przywiezionymi z Korei przyprawami. - Mają taką walizeczkę z mieszankami przypraw. Tłumaczyli mi, że kiedy jechali do Polski, ktoś im powiedział, że nasze potrawy są raczej łagodne. Dlatego zabrali ze sobą ten pikantny arsenał przypraw - powiedział Janusz Białous.
Ti Woong i Min Sub nauczyli się też kilku polskich słów. Niemal przy każdej okazji powtarzają zwrot "do jutra".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna