Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dobry duch Pani Twierdzy

Kazimierz Radzajewski [email protected]
W takich mrocznych tunelach dobrze czuje się tylko Mirosław Worona (po prawej) - on też potrafi nieźle postraszyć turystów
W takich mrocznych tunelach dobrze czuje się tylko Mirosław Worona (po prawej) - on też potrafi nieźle postraszyć turystów K. Radzajewski
W tej twierdzy straszą duchy. Jest "Czarna Dama", która "wylęgła się" z chmury śmiercionośnego chloru i od 100 lat straszy nad Biebrzą. Jest duch lejtnanta, co to strzelił sobie w skroń po zawodzie miłosnym - ten straszy w "tunelu śmierci". Ale jest też dobry duch twierdzy - to Mirosław Worona, opiekun i piewca osowieckiej perły architektury fortecznej.

Niełatwo dotrzeć do tego, co strzeże wysoki płot i strażnicy. Niemniej znaczna część Twierdzy Osowiec odsłania niektóre swoje tajemnice przed turystami. Staje się to możliwe dzięki grupie 55 pasjonatów architektury militarnej z Osowieckiego Towarzystwa Fortyfikacyjnego. Dowódcą tej doborowej kompanii jest były oficer z osowieckiego garnizonu, poeta, historyk i publicysta. Mirosław Worona, prezes OTF, nie bez przyczyny zwany "Dobrym duchem twierdzy".
Żołnierze czynnej służby opuścili osowiecki garnizon w końcu lat 90. Tajnej części fortu strzeże teraz firma ochroniarska. Nikt z niewtajemniczonych nie wie, co kryją tunele wciąż niedostępnej - i ponoć najpiękniejszej - części fortecy. Mówi się tylko, że składowane są tam sznurowadła do wojskowych butów i... I tyle.
- Cieszmy się z tego, co odzyskaliśmy, odkryliśmy i możemy pokazać - mówi Mirosław Worona.

Pani Twierdza, wielka miłość
Worona przyjechał do Osowca w 1984 r. i - jak teraz mówi - był to rozkaz, który stał się jego życiowym posłannictwem. Służył wiernie ojczyźnie przez całe 20 lat w roli zawodowego żołnierza bądź "trepa" - jak nazywali nielubianą kadrę żołnierze. Chorąży Worona był lubiany, bo bez reszty pochłonęły go nierozpoznane wówczas korytarze, schrony, poterny, kanały. Twierdza stała się jego wielką miłością, z którą rywalizowały dwie inne panie: żona Katarzyna i córka Magdalena. W końcu obie panie musiały się pogodzić z konkurencją i z faktem, że Pani Twierdza zajmuje stałe miejsce w sercu pana Mirka. Potem pan Mirek przeszedł na emeryturę i teraz wraz z żoną Kasią przyjmują tysiące turystów. On oprowadza ich po osowieckich szlakach, ona pilnuje Muzeum Twierdzy - ogromnego zbioru militariów, wykopanych, wydobytych z Biebrzy i odnalezionych w okolicznych wsiach. Żołnierz-przewodnik wydaje też własne tomiki wierszy, pisze książki, wydaje gazetę OTF pt. "Osowieckim szlakiem".
- Bo Pani Twierdza nadała sens mojemu życiu. "Ona" jest jak kobieta, którą trzeba adorować przez całe życie. W tych cegłach, betonie i stali czai się tajemnicza dusza - wspomnienie po budowniczych, ludzkich cieniach. Osowiec miał dużo szczęścia, bo fortecę uratowali żołnierze, zaś unikatową przyrodę ochronił Biebrzański Park Narodowy. Teraz przyrody nie da się już odłączyć od historii - zamyśla się prezes OTF, którego pierwszym sukcesem była zmiana nazwy miejscowości z Osowca na Osowiec-Twierdza.

Szef i jego poddani
Worona jest konsekwentny w swoich działaniach. W 2002 r. wymyślił akcję sprzątania Biebrzy i teraz, na każdą jej edycję, zjeżdża armia płetwonurków. Wyciągają z wody łodzie desantowe, jaszcze artyleryjskie i tony... śmieci. Tych ostatnich "eksponatów" jest też dużo, bo nie każdy turysta i wędkarz potrafi uszanować dziewiczą przyrodę i nadrzeczne fortyfikacje.
"W schronie, już bez oświetlenia - zerwała je niewidzialna ręka - rozleniwiony zimą zwisa z sufitu nietoperz. Tak wielu ludziom wisi dziś historia" - zareagował potem wierszem na takie "zjawiska" M. Worona. Inni członkowie OTF też nie potrzebują żadnej zachęty, by "non profit" zajmować się odgruzowywaniem podziemnych korytarzy i dbać o porządek na fortecznych szlakach.
Szef i jego "poddani" czekają na chwilę, gdy będzie można dobrać się do skarbów ukrytych na dnie fosy. Zazdroszczą bobrom, które zasiedliły wodną linię obrony, ale wierzą, że niebawem uda się im uzyskać zgodę na spuszczenie wody i wydobycie z dna fosy cennych eksponatów, spoczywających w zwałowiskach bomb, pocisków i innego śmiercionośnego żelastwa.

Odkrywanie Ameryki... w Osowcu
"Współczesna" wybrała się do twierdzy, by zobaczyć zmiany w fortecy - tej części, która przyciąga eksploratorów, historyków i zwykłych turystów.
Dołączyliśmy do grupy, którą m.in. stanowiła rodzina z Krakowa oraz para obywateli USA. Ta jak większość Amerykanów, ma swoje korzenie zgoła gdzie indziej. Jesse pochodzi z Moniek, zaś Jing jest Chinką i mieszkała w małej wsi nad rzeką Jangcy. Jesse (dawniej Zdzisław) rozpoznał natychmiast w Woronie... swojego dowódcę, bo w latach 80. odbywał w tej jednostce służbę wojskową z - jak to określił - "dobrowolnej branki".
- A poznaję, poznaję. To ty, szeregowcze, przemycałeś przez tajne tunele trunki na wojskowe frasunki - żartował Worona. - Dla gościa z Azji mam zaś coś z "chińszczyzny". Carscy inżynierowie zadbali o to, by ziemne nasypy nie osuwały się z betonowych konstrukcji i umacniali je roślinami. W tym celu przywieźli karaganę, krzew występujący w Mandżurii. Z Ameryki rodem jest natomiast parczelina trójlistna - mówił pan Mirek, pokazując krzewy, które dla przyrodników są obecnie "intruzami" na biebrzańskich bagnach.
W trakcie dwugodzinnej wycieczki - to wersja standardowa, dłuższa jest 8-godzinna, a na poznanie wszystkiego i tygodnia za mało - obejrzeliśmy zaledwie część umocnień, zbudowanych w latach 1882-1915 przez carskich inżynierów na jedynej przeprawie przez bagna, dla ochrony zachodnich granic rosyjskiego imperium.

Czarna Dama w całunie z chloru
Te trzęsawiska i dzieło inżynierów z dziedziny militarnej przyczyniły się do tego, że twierdzy nie wzięła szturmem żadna armia. 6 sierpnia 1915 r. "przetestowano" tu nawet gazy bojowe. To nie pod Ypres w Belgii, ale pod Osowcem użyto pierwszy raz tej groźnej broni.
Z tym wojennym dramatem wiąże się legenda o "Czarnej Damie", którą "przysposobił" do fortecznego użytku Worona, a opublikował w zbiorze pt. "Legendy Biebrzańskie" Mikołaj Samojlik, pierwszy z wielotysięcznej armii "biebrzniętych".
"Żołnierze niemieccy wypuścili chlor z baterii gazowych. Utworzyła się ogromna chmura o szerokości kilku kilometrów. Biała śmierć dopadła ponad tysiąc żołnierzy rosyjskich. Sołdaci uciekali w panice z linii obronnych i nie była to dezercja, ale ucieczka przed czarną zjawą, która krążyła w oparach gazu. To ona wybierała ofiary, pozbawiała je życia, dusząc za gardło. Prawda wyszła na jaw dopiero podczas sądu polowego. Jeden z dezerterów opisał owe monstrum w czarnej pelerynie przypominające wyglądem kobietę, o szerokości kilku metrów i długie na sto..." - tyle wynika z legendy, acz Worona ma w zapasie dalszy jej ciąg z 1992 r.
- Ekipa reporterska robiła zdjęcia w ciemnych tunelach i po wywołaniu zdjęć okazało się, że obok dziennikarki pojawił się jeszcze "ktoś". To była Czarna Dama - postraszył nas Worona, prowadząc do korytarza zwanego "Tunelem śmierci".

Duch lejtnanta
Do przejścia jest raptem kilkadziesiąt metrów, ale w całkowitej ciemności i przy wtórze... diabelskich odgłosów z mrocznej czeluści. I choć na zewnątrz była spiekota, a straszył tylko "dobry duch twierdzy", to nam zrobiło się trochę chłodno...
Następna opowieść Worony pogłębiła jeszcze nastrój grozy, bo rzecz dotyczy wydarzeń z listopadowej nocy 1912 r. Wówczas to ścianami tego schronu wstrząsnął huk wystrzału. To strzałem w skroń z nagana odebrał sobie życie młody lejtnant. Z nieoficjalnych doniesień wynikało, że ów oficer zabiegał o względy szlachcianki z pobliskiego Goniądza. Oświadczyny zostały odrzucone.
Potem w twierdzy zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Zimny podmuch gasił lampki karbidowe, pełniący dyżur żołnierze słyszeli szlochanie i ciężkie westchnienia. Prawdziwa sensacja wybuchła, gdy jeden z oficerów odkrył na ścianie zagadkowy napis, wykonany czerwoną farbą: "Chryste, daj wieczny odpoczynek duszy sługi Twego wraz ze Twymi, tam gdzie nie ma chorób ani trosk, ani smutku, lecz niekończące się życie".
- Na taką historię natrafiłem podczas wertowania żołnierskiego pamiętnika. Można nie wierzyć w te bajania, ale niejeden już doświadczył zimnego oddechu w tym tunelu i poczuł na sobie... obce ręce - zadumał się pan Mirek i zaśmiał się upiornie.
Zgoła inne emocje towarzyszą opowieści o pułkowej kasie, ukrytej gdzieś w pobliskich lasach. Worona ma na to niezbite dowody pochodzące z archiwów rosyjskich. Tymczasem ujawnia tylko tyle, że chodzi o dwa pudy (ok. 33 kg) złotych rubli. Ten skarb czeka na odkrycie, a chorąży wie ponoć, gdzie go szukać.
Worona może gawędzić o swojej Pani Twierdzy godzinami. Tumani przy tym, przestrasza i jeszcze częściej rozśmiesza słuchaczy do łez. Jest pewien, że w ten sposób turyści zapamiętają forteczną eskapadę i polecą podobne wycieczki swoim znajomym. Cała oprawa i aranżacja zdarzeń na szlaku ma wszak jedyny cel - promocję Twierdzy Osowiec, perły architektury fortecznej Podlasia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna