Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

A na Wschodzie ciągle źle!

Anna Mierzyńska [email protected]
Nasz region potrzebuje przede wszystkim budowy dróg, kanalizacji, oczyszczalni ścieków, gazociągu i wodociągów. Dopiero wtedy będziemy mogli gonić zachodnią Polskę. Tymczasem w Warszawie takie inwestycje nie budzą entuzjazmu.
Nasz region potrzebuje przede wszystkim budowy dróg, kanalizacji, oczyszczalni ścieków, gazociągu i wodociągów. Dopiero wtedy będziemy mogli gonić zachodnią Polskę. Tymczasem w Warszawie takie inwestycje nie budzą entuzjazmu. A. Zgiet
Region. Tracimy - tego się dłużej nie da ukryć. Ministerstwo Rozwoju Regionalnego ma własną wizję rozwoju Polski i to niezbyt korzystną dla Podlasia. Choć przedstawiciele ministerstwa niechętnie o niej mówią, zbyt dużo jest sygnałów, które wyraźnie świadczą o tym , że Polska Wschodnia na rządach Platformy niczego nie zyska.

Może to nadzieje niepotrzebnie rozbudzone przez Prawo i Sprawiedliwość? Może odwieczne marzenia mieszkańców wschodnich rejonów Polski o życiu w Polsce A, które nagle zyskały oparcie w PiS-owskiej władzy? Bo przecież właśnie PiS po raz pierwszy pokazał, że na serio interesuje się rozwojem Polski Wschodniej, że myśli o strategii dla Polski B, że chce, byśmy dogonili Zachód. Ile w tym było politycznych obietnic, obliczonych na zdobycie poparcia wyborców, ile rzeczywistego działania, opartego na solidnych, finansowych fundamentach, trudno powiedzieć. Ważne, że tu, na Wschodzie, uwierzyliśmy, że coś się może zmienić. A członkowie rządu PO brutalnie nam tę wiarę zabierają.

Campus na początek
Zaczęło się od zamieszania wokół budowy campusu uniwersyteckiego w Białymstoku, które zdaje się zupełnie niepotrzebnie wywołała minister nauki Barbara Kudrycka, białostoczanka zresztą. Najpierw z ministerstwa wypłynęła informacja, że budowa campusu uniwersyteckiego w Białymstoku została wykreślona z listy projektów kluczowych, które miały być współfinansowane z programu unijnego Infrastruktura i Środowisko, czyli że Białystok straci obiecane pieniądze. Na szczęście, dzięki późniejszym interwencjom w Ministerstwie Rozwoju Regionalnego, campus na listę wrócił. Chwilę później dowiedzieliśmy się, że nie wiadomo, co będzie z kontynuacją budowy Opery i Filharmonii Podlaskiej. Bo choć poprzedni minister kultury obiecywał na nią wysoką dotację, obecny miał inne zdanie. Inwestycja wisiała na włosku, w końcu udało się ministra przekonać i dotacja będzie, choć pieniędzy dostaniemy mniej niż się spodziewano.

Ledwo odetchnęliśmy z ulgą, gdy okazało się, że Ministerstwo Rozwoju Regionalnego "przewietrzy" listy indykatywne, zawierające projekty, które dostały wstępne obietnice uzyskania dotacji z programów unijnych. Oznaczało to, nie mniej ni więcej, tylko wykreślenie z list części projektów.

Ta zapowiedź tu, w naszym regionie, wzbudziła spory niepokój choćby dlatego, że Elżbieta Bieńkowska, minister rozwoju regionalnego, nie ukrywa swoich poglądów na temat rozwoju Polski. Zaraz po objęciu funkcji ministra powiedziała w mediach ogólnopolskich, że jej zdaniem powinno się inwestować przede wszystkim w regiony bogate, bo te będą się szybko rozwijać i w końcu podzielą się swoim bogactwem z regionami biedniejszymi. Pomijając ocenę takiego stwierdzenia, dla nas oznacza ono jedno: że ministerstwo, a więc i rząd, zmieniają dotychczasową politykę zrównoważonego rozwoju całego kraju, na politykę tzw. "lokomotyw" rozwoju. Oznacza to, że państwo inwestuje w regiony najsilniejsze, sądząc, że pociągną one za sobą rozwój całego państwa. Niestety, dla terenów biedniejszych oznacza to nic więcej, jak tylko cofanie się. A wiara w to, że bogaci podzielą się z biednymi, to zwyczajna naiwność.

Strategiczne, a kasy nie dostaną
Nic dziwnego, że z ogromnym niepokojem czekaliśmy na ogłoszenie przewietrzonych list indykatywnych. Niepokój okazał się uzasadniony. Z 541 projektów wpisanych na listy za rządów PiS-u, zostało ich 433. Co prawda campus uniwersytecki i Opera Podlaska się ostały, nie wyrzucono także projektu Białegostoku dotyczącego gospodarki odpadami, ale reszta samorządów nie ma się z czego cieszyć. Nie tknięto również projektów realizowanych w ramach programu Polska Wschodnia. Za to ministerstwo usunęło wszystkie pozostałe podlaskie projekty z zakresu ochrony środowiska, m.in. projekt gmin nadbiebrzańskich, dotyczący gospodarki odpadami i ściekami na terenie dorzecza Biebrzy oraz projekt dotyczący gospodarki odpadami na terenie Puszczy Białowieskiej.

- Nie powiem, żebym się z tego powodu ucieszył - przyznaje Robert Tyszkiewicz, lider podlaskiego PO. - Moim zdaniem te dwa projekty spełniają kryterium strategiczności i to w perspektywie całego kraju, a właśnie projekty strategiczne miały znaleźć się na listach indykatywnych. Będę występował do ministerstwa o pisemne uzasadnienie wycofania tych projektów z listy. Ale do momentu uzyskania odpowiedzi wolałbym nie oceniać, z jakiego powodu je wykreślono. Być może była to kwestia jakichś braków formalnych.

Minister Bieńkowska zapewnia, że przy wietrzeniu list brano pod uwagę wyłącznie względy merytoryczne, a na pewno nie geograficzne czy polityczne, a z list usunięto projekty samorządów z różnych części kraju: - Projekty te nie spełniały podstawowych kryteriów. Z tego powodu nigdy nie dostałyby dofinansowania - podkreśla.

Zdrada? Zemsta?
Krzysztof Putra, lider podlaskiego PiS-u, ma zupełnie inne zdanie na ten temat:

- Platforma Obywatelska zdradza Polskę Wschodnią. Ta postawa jest bardzo groźna. Z biegiem czasu może spowodować, że również inwestycje w turystykę na Podlasiu będą zagrożone. Apeluję do podlaskich posłów PO, żeby zachowali klasę i twardo sprzeciwiali się takiej akurat wizji polityki wobec województwa podlaskiego, ale i wobec innych województw Polski Wschodniej.

Putra mówi o zdradzie, była minister rozwoju regionalnego Grażyna Gęsicka nie wyklucza natomiast, że mamy do czynienia z polityczną zemstą. Nie od dziś przecież wiadomo, że Wschód to wyborczy bastion PiS-u, a nie Platformy.

- Rozumiem, że takie argumenty wysuwają nasi polityczni przeciwnicy. Ale to przecież PiS działał politycznie, wpisując na listy indykatywne projekty, które nie spełniały kryteriów! - irytuje się Tyszkiewicz. - Przecież PiS był świadom tego, że wpisanie projektu na listę w niczym nie obciążało rządu, bo było jedynie obietnicą otrzymania unijnej dotacji, a nie jej gwarancją. Poza tym podlaskie samorządy nie straciły szansy na unijną dotację. Muszą tylko wystartować w konkursach. Myślę, że mają sporą szansę, by uzyskać wsparcie.

Nie ma wątpliwości, że każda partia próbuje ubić na dzieleniu unijnych pieniędzy własny, polityczny interes. Jeśli spojrzymy na całe zamieszanie z tej perspektywy, okaże się, że o swoje stosunki ze społeczeństwem znacznie lepiej dbał PiS, bo kasę obiecał prawie wszystkim, którzy jej potrzebowali, ale gwarancji żadnych nie dawał, obietnice więc nic go nie kosztowały. Gdyby zaś później okazało się, że projekty rzeczywiście mają braki formalne, można by je bez problemu wyrzucić z listy indykatywnej, zrzucając winę na samorząd, który przygotował zły projekt. Platforma zdecydowała się rozegrać sprawę "na ostro", czego efektem jest fala protestów w wielu częściach kraju.

Skazani na porażkę
Ale polityczne interesy obu partii są tu najmniej ważne. Dla nas najistotniejsze jest to, czy rzeczywiście możemy stracić na rządach Platformy. Dziś na to pytanie trzeba odpowiadać ostrożnie, bo wiele rzeczy jest jeszcze nierozstrzygniętych. Sygnały są jednak bardzo niepokojące. Wiara w to, że podlaskie samorządy zdobędą unijne dotacje w ogólnopolskich konkursach nie opiera się bowiem na żadnych racjonalnych przesłankach. Wręcz przeciwnie, dotychczasowa praktyka pokazuje jednoznacznie, że w starciu z resztą Polski nie mamy szans. Choćby dlatego, że projekty z Podlasia zazwyczaj nie są ani innowacyjne, ani nie dają nadziei na dobre wyniki ekonomiczne. A właśnie na późniejsze samofinansowanie się inwestycji, zrealizowanych dzięki unijnej kasie, zwracał szczególną uwagę Janusz Mikuła, wiceminister z Ministerstwa Rozwoju Regionalnego, podczas swego niedawnego pobytu w Białymstoku:

- Z pieniędzy, które mamy do dyspozycji dzięki Unii Europejskiej, chcemy stworzyć podstawy do tego, by pieniądz był generowany na miejscu. Jeżeli za unijne pieniądze powstaną obiekty, które nie będą generować pieniędzy albo nie pobudzą rozwoju regionu, będziemy jedynie ponosić koszty utrzymania tych obiektów. A to będzie oznaczyło, że pieniądze żeśmy wyrzucili w błoto.

Konia z rzędem temu, kto wskaże kanalizację, która generuje pieniądze. Albo system gospodarki odpadami w nisko zaludnionych gminach (bo położonych na obszarach cennych przyrodniczo), który sam się finansuje. Inwestycje w podstawową infrastrukturę zazwyczaj nie są inwestycjami, które same na siebie zarabiają. A to oznacza, że projekty podlaskich samorządów w walce o unijną kasę z góry skazane są na porażkę. Jest więc spora szansa, że zostaniemy infrastrukturalnym skansenem. Jedyny zysk jest chyba taki, że przyroda w naszym regionie dzięki temu nadal pozostanie nieskażona.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna