Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Klucz do wielkiej polityki

Anna Mierzyńska [email protected]
Sławomir Gromadzki, radny wojewódzki jest studentem Szkoły Liderów Politycznych w Krakowie
Sławomir Gromadzki, radny wojewódzki jest studentem Szkoły Liderów Politycznych w Krakowie Fot. B. Maleszewska
Region. Czterdzieści osób z całej Polski, także z naszego regionu, bez wahania wydało 6,5 tys. zł, aby stać się nową polską elitą polityczną. Uwierzyli, że na weekendowych zajęciach dowiedzą się, jak być dobrym politykiem. Tylko czy tego można się nauczyć? I to w szkole?

Nowa elita polityczna, uczciwa i odpowiedzialna, pamiętająca o wszystkich, a nie tylko o znajomych. Brzmi jak bajka? Takie właśnie cele postawili swojej szkole Kazimierz Marcinkiewicz i Jarosław Gowin. Wierzą, że przez półtora roku wychowają wspaniałych polityków. Czy ich wiara uczyni cuda?

Sławomir Gromadzki, radny wojewódzki, od niedawna dyrektor Ośrodka Doradztwa Rolniczego w Szepietowie, jest jednym ze studentów Szkoły Liderów Politycznych. Ale niechętnie o tym mówi. To tym bardziej zaskakujące, że jest stypendystą tej szkoły, której działalność zainaugurował przed dwoma tygodniami były premier Kazimierz Marcinkiewicz.

- Wziąłem udział w konkursie i zostałem stypendystą. Musiałem napisać projekt. Na jaki temat? Na temat moich dotychczasowych osiągnięć - wyjaśnia nieco speszony Sławomir Gromadzki.

Radny Sławomir Gromadzki - kandydat idealny
Wystarczy przez chwilę przyjrzeć się Gromadzkiego przygodzie z polityką, by zrozumieć decyzję władz szkoły o przyznaniu mu stypendium. Był już wójtem i sekretarzem, w sejmiku wojewódzkim przeszedł metamorfozę i z radnego Samoobrony stał się radnym Platformy Obywatelskiej. Ma też za sobą poważny wpadek samochodowy, który zapewne źle mu się kojarzy nie tylko ze względu na poważne obrażenia, jakich doznał, ale także na fakt, że dziennikarze szybko wyśledzili, iż prowadził samochód, mimo że wcześniej stracił prawo jazdy!

Gromadzki tłumaczył, że gdy usiadł za kierownicą, nie wiedział jeszcze, że zapadła decyzja o zabraniu mu tego dokumentu, ale zgrzyt w jego politycznym życiorysie pozostał. Z punktu widzenia założycieli uczelni - student doskonały. O politykę już się otarł, poczuł, że może być przyjemna, że wciąga (jak sam radny przyznaje, swoją przyszłość wiąże właśnie z polityką). Jednocześnie odczuł już na własnej skórze, że w tym zawodzie nie zawsze jest łatwo, że trzeba sporo wiedzieć, by omijać partyjne i wizerunkowe rafy. Nic, tylko się uczyć u Marcinkiewicza! Tymczasem sam Gromadzki ciągle się zastanawia:
- Jeszcze nie wiem, czy skorzystam ze stypendium. I czy moje obowiązki pozwolą mi na weekendowe wyjazdy do szkoły - tłumaczy.

Szkoła tylko dla uczciwych?
Szkoła Liderów Politycznych, której pomysłodawcą byli: Kazimierz Marcinkiewicz i Jarosław Gowin, działa na Wyższej Szkole Europejskiej w Krakowie. To trzysemestralne studia podyplomowe, na których naukę rozpoczęło właśnie 40 osób z całej Polski. Są wśród nich radni, rzecznicy, ale i przedsiębiorcy, jak choćby Maciej Zajkowski, przedsiębiorca i działacz samorządu gospodarczego z Łomży. Jest też m.in. prezydent Wodzisławia Śląskiego czy urzędnik polskiego przedstawicielstwa Komisji Europejskiej.

Krakowska szkoła ma ambitny plan. Oprócz nauczania "normalnych" dla tej branży przedmiotów, jak ekonomia polityczna, komunikacja medialna czy etyka w działaniu publicznym, zamierza wpajać przyszłym politykom także wartości. Już w czasie wykładów inauguracyjnych Kazimierz Marcinkiewicz i rektor szkoły - senator PO Jarosław Gowin, wymieniali na zmianę, że polityk musi być uczciwy, odpowiedzialny, musi mieć charakter, musi umieć dążyć do celu.

- Każdy człowiek może być politykiem, ale politycy muszą być odpowiednio przygotowani do uprawiania polityki - podkreślał Marcinkiewicz. - Polityka to służba, to zmienianie i porządkowanie świata. To tworzenie warunków, by ludzie mogli zmieniać świat wokół siebie tak, jak chcą.

- Na dłuższą metę politykę da się uprawiać skutecznie tylko w oparciu o wartości - dodawał rektor Gowin.

Ale czy takich rzeczy szkoła może w ogóle nauczyć? Czy raczej idee przedstawiane przez pomysłodawców szkoły to czysta utopia?

- Polityki w ogóle nauczyć się nie można. Bo polityka to jest przede wszystkim troska o dobro wspólne. A tego w formie szkolnej nauczyć się nie da. Troszczenie się o innych jest po prostu kwestią charakteru - nie ma wątpliwości prof. Jerzy Kopania, etyk, rektor Wyższej Szkoły Administracji Publicznej w Białymstoku. - Można nauczyć się jedynie technik manipulowania ludźmi i nie oceniam tu manipulacji negatywnie, tylko neutralnie. Ato też może być przydatne, gdyż we współczesnym świecie polityka coraz bardziej staje się rodzajem medialnego spektaklu. Nie liczy się to, kto ma lepszy program, tylko kto się lepiej zaprezentuje w telewizji.

- Od szkoły można zacząć, owszem, ale samej polityki w szkole nauczyć się nie da - z profesorem Kopanią zgadza się Jarosław Zieliński, poseł PiS-u z Suwałk, wcześniej kilkakrotnie minister. - Polityka to trudna sztuka, wymagająca bardzo szerokiej wiedzy z wielu dziedzin, do tego dochodzi praktyka i pasja, bez której nie ma dobrego polityka.

Sama chęć nie wystarczy
Czy więc wydawanie pieniędzy na naukę w Szkole Liderów Politycznych nie ma sensu? Zbigniew Sulewski z pozarządowej organizacji Centrum im. Adama Smitha nie ocenia tego pomysłu tak negatywnie:

- Polityka na pewno powinna być traktowana jako służba dla dobra wspólnego. Ale z drugiej strony, by dobrze służyć, trzeba posiadać pewne umiejętności i wiedzę. Znać podstawowe akty prawne, regulamin Sejmu, umieć przekazywać swoje zamiary społeczeństwu, czyli umieć się komunikować. Do bycia dobrym politykiem nie wystarczą dobre chęci i idea, potrzebna jest rzetelna wiedza - zauważa. - Oczywiście nie trzeba się uczyć w szkole. Można czytać, obserwować, analizować i wyciągać wioski. Ale jeśli ktoś woli formułę szkoły - proszę bardzo.
Właśnie na zdobycie wiedzy liczy Adam Dębski, rzecznik prasowy Podlaskiego Oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia. Wcześniej był już rzecznikiem prasowym wojewody podlaskiego, zetknął się więc z polityką osobiście.

- Nie wiem jeszcze, czy zamierzam się nią zajmować - przyznaje. - Chcę ukończyć Szkołę Liderów Politycznych nie dlatego, by potem należeć do elit politycznych w Polsce, ale dlatego, że moim zdaniem daje ona rozmaite możliwości. Można potem pracować w jakiejś instytucji międzynarodowej czy np. zostać ekspertem.
Student Adam Dębski sam ma poważne wątpliwości co do tego, czy polityki można się nauczyć.

- I tak, i nie - odpowiada. - Wszkole mogę zdobyć wiedzę, natomiast i tak najważniejsza jest praktyka. A jeśli chodzi o wartości - cóż, nikt nas nie nauczy kierowania się nimi. Ale spotkania z wartościowymi ludźmi, a takich jest w szkole przynajmniej kilku, mogą zaszczepić chęć czy pomysł na własną działalność polityczną.

Nie szkoła, tylko sztuka
Jak słusznie zauważa jednak Jerzy Kopania, w ogólnej ocenie polityka ukończone szkoły (lub ich brak) nie są najważniejsze, a wiedza nie daje gwarancji na stanie się elitą polityczną.

- Wśród wybitnych polityków nie znam żadnego, który miałby ukończone studia politologiczne - podkreśla profesor.

I rzeczywiście. Ci nieliczni w Polsce politycy, co do których nikt nie ma wątpliwości, że są prawdziwymi mężami stanu, to raczej absolwenci innych kierunków studiów, chociaż dość często są to fachowcy w swojej dziedzinie. Ale wystarczy też prześledzić biografie podlaskich polityków, by przekonać się, że nie szkoła jest najważniejsza dla kariery politycznej. Krzysztof Putra, wicemarszałek Sejmu, a wcześniej wicemarszałek Senatu, szef podlaskiego PiS-u, legitymuje się wykształceniem średnim zawodowym - jest technikiem mechanikiem. Lider podlaskiego PO, poseł Robert Tyszkiewicz, ma wykształcenie średnie ogólne (nie ukończył rozpoczętych studiów). Wśród regionalnych parlamentarzystów sporo jest też osób z wykształceniem wyższym technicznym. Mamy inżynierów budownictwa, rolników, inżynierów techników. Być może więc w polityce nie najważniejsza jest wiedza, tylko umiejętność przetrwania i odnalezienia się na politycznych salonach?

- Polityka to sztuka - nie ma wątpliwości Adam Dębski. - Arystoteles mówił, że to rozumna troska o dobro wspólne. Niestety, na co dzień staje się raczej sztuką przechytrzania się nawzajem.

- Bo dziś ugrupowania polityczne realizują swoje cele, a nie dbają o dobro wspólne - zauważa prof. Kopania. - Demokrację wynaleziono w Atenach, w maleńkim państewku. To była inna polityka niż dzisiejsza. I na tym polega problem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna