Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

No i zeszliśmy na psy

Urszula Ludwiczak
Alina i Piotr Bendiukowie ze swoimi pupilami: Ajką, Kyoko, Yanką i Patykiem. Tu na placu szkoleniowym Klubu Alpi, gdzie spędzają codziennie wiele godzin.
Alina i Piotr Bendiukowie ze swoimi pupilami: Ajką, Kyoko, Yanką i Patykiem. Tu na placu szkoleniowym Klubu Alpi, gdzie spędzają codziennie wiele godzin.
Białystok. Cztery psy i dwa koty - to obecny "stan posiadania" Aliny i Piotra. Ale w ich życiu bywały momenty, gdy tych zwierzaków było dużo więcej. Do rodzinnego stadła żyjącego w mieszkaniu w bloku na jednym z białostockich osiedli, często dołączają też znajdy i podrzutki albo psy czy koty, którymi trzeba przez jakiś czas się zaopiekować. Ale zajmowanie się zwierzakami to największa życiowa pasja i przyjemność Bendiuków.

Zaczęło się od Bruna
Alina, z wykształcenia technik plastyk i Piotr - z wykształceniem ogólnym, mieli wiele pomysłów na życie. Oboje zawsze uwielbiali zwierzęta, ale małej Alinie rodzice nie pozwalali trzymać żadnego zwierzaka w mieszkaniu. Dlatego opiekowała się podwórkowymi. Piotr miał więcej szczęścia, bo od dziecka mógł zajmować się psami, które mieszkały w jego domu. Jako małżeństwo Bendiukowie rozważali różne możliwości wspólnego życia, np. jeżdżenie do Afryki i pomaganie tamtejszym zwierzętom, poświęcenie się leśnictwu czy też zaadoptowanie gromadki dzieci z domu dziecka. Przez wiele lat pracowali też jako terapeuci w Monarze.

- Ale ostatecznie, zeszliśmy na psy - śmieje się Alina. - Początek był banalny. Po śmierci naszego pierwszego wspólnego psa, Dżefa, kupiłam mężowi w prezencie sznaucera olbrzyma, o jakim zawsze marzył. Półtorarocznego psa sprzedawało starsze małżeństwo, tłumacząc, że ma on zbyt duży temperament. Bruno na zdjęciu wyglądał bosko. Byłam przekonana, że w krótkim czasie stanie się naszym przyjaznym towarzyszem. Okazał się niezwykle trudnym egzemplarzem, z którym początkowo zupełnie sobie nie radziliśmy. To była nasza szkoła, dzięki której nauczyliśmy się pracować z psami. Metodą prób i błędów oraz niekończących się poszukiwań, wybrałam metody pozytywne w szkoleniu psów. Te poszukiwawcze kombinacje zaowocowały powstaniem wkrótce mojej szkoły.

Żeby móc szkolić inne psy, Alina zrobiła też uprawnienia tresera licencjonowanego Związku Kynologicznego w Polsce. Dzisiaj Bendiukowie prowadzą znany w całym kraju Klub Sportów Psich Alpi, skupiający "miłośników zabawy w szkolenie". Ale to nie jest ich jedyna działalność, którą prowadzą dzięki swoim psom.

Jedna wielka rodzina
Do Bruna wkrótce dołączyły kolejne psy - tym razem owczarki niemieckie, najpierw Abra i Szon, potem Ajka. A całkiem niedawno border coli Yanka i owczarek belgijski Kyoko. Dzisiaj nie ma już Abry, kilka tygodni temu Bendiukowie pożegnali też Bruna. Teraz rodzinne stadło stanowią siedmioletni Szon, sześcioletnia Ajka i niespełna dwuletnie Yanka i Kyoko. Wszystkie psy Bendiuków wybierane były nieprzypadkowo. Muszą łatwo się uczyć, być wytrzymałe, lekkie, szybkie i chcieć pracować. Nie mogą bać się ludzi.

- Psy uczymy od 6. tygodnia życia, przez zasadę dawania nagród. Na początku jest ich bardzo dużo, potem stopniowo coraz mniej, aż zwierzak wykonuje polecenia bez smacznej zachęty - mówi Alina. - Trenujemy codziennie, w różnych warunkach. Każdego dnia jesteśmy też z naszymi psami w innym miejscu, spotykamy się z dziećmi w szkołach i przedszkolach, chodzimy w miejsca publiczne. Chodzi o to, aby nic nie było dla psów dziwne, aby zawsze umiały się zachować.

Każdy pies jest inny, ma inne miejsce w stadzie. Bruno był przez wiele lat przewodnikiem i szefem psiej gromady, Abra zajmowała po nim drugie miejsce. To z Abrą Bendiukowie zaczęli jeździć pięć lat temu z programem "Kudłaty przyjaciel" do szkół i przedszkoli, aby pokazywać dzieciom, jak zachowywać się wobec psa. Szon pomógł z kolei Piotrowi w poświęceniu się pasji związanej z psim sportem agility. Ajka wspaniale kontaktuje się z dziećmi i młodzieżą, to ona po Abrze bierze udział w programie "Kudłaty Przyjaciel" i cierpliwie znosi przytulanie, głaskanie dzieci. Pracuje też w zajęciach dogoterapii i z niepełnosprawnymi. Yanka i Kyoko, najmłodsze w rodzinie, odwiedzają szkoły i pracują z niepełnosprawnymi, ale przede wszystkim biorą udział w psich sportach: agility i freesbee.

Od niedawna do rodziny zalicza się też wielorasowy pies Patryk (zwany Patykiem), który został oddany Bendiukom na przechowanie na kilka dni, a jest już... ponad rok. Mieszka na placu szkoleniowym Klubu Sportów Psich Alpi. - To był pies z budowy, który bał się ludzi, nie potrafił się bawić. Prawie rok pracowaliśmy nad tym, aby go przekonać, że człowiek może być dobry i Patyk się w końcu przekonał - mówi Alina. - Co roku mamy przynajmniej kilkanaście psich znajd czy podrzutków, które potem oddajemy w dobre ręce. Patyk na razie jest u nas, ale wkrótce trafi do dobrego gospodarza.

Ale psy to nie wszystko. Domowy zwierzyniec dopełniają obecnie dwa koty - dachowce. Oczywiście bywały momenty, że i kotów było jednocześnie w mieszkaniu Bendiuków dużo więcej. Zawsze jednak stanowiły doskonałe stadło z psami. Wszystkie zwierzęta znają tu zresztą swoje miejsce w grupie, same regulują między sobą wiele spraw, np. dotyczących hierarchii. Młodsze psy wiedzą np. że nie mogą podchodzić do miski z jedzeniem, gdy je Szon. Każde domaga się uwagi właścicieli, ale np. Kyoko zdecydowanie przoduje w pakowaniu się na kolana i domaganiu pieszczot.

Każdy zwierzak ma też w domu swoje miejsce - najchętniej na fotelach.

- Psy śpią też z nami w łóżku, choć przeważnie nie przez całą noc i nie wszystkie na poduszce - dodaje Alina. - Każdy ma tu swoje miejsce. Najczęściej wszystkie wpadają do nas rano, szczególnie, gdy zobaczą, że już nie śpimy, aby się trochę "pomiziać".

Według Bendiuków posiadanie w mieszkaniu, na niecałych 60 metrach, czterech psów i dwóch kotów jest możliwe, o ile wie się, po co ma się psa czy kota. - A nasi sąsiedzi już się chyba do nas przyzwyczaili, choć zawsze mogą znaleźć się osoby niezadowolone. Ale głównie spotykamy się z sympatią ludzi - mówią. - Staramy się, aby nasze zwierzęta nie były kłopotliwe czy hałaśliwe. Zawsze po naszych psach sprzątamy.

Praca to też pasja
Alina i Piotr mają to szczęście, że robią w życiu to, co ich fascynuje i z tego żyją. Rano zazwyczaj jeżdżą do szkół i przedszkoli, potem mają 2-3 godziny przerwy i po południu znowu zajęcia, w szkole czy z niepełnosprawnymi - Bendiukowie jako jedyni w Polsce, prowadzą zajęcia przygotowujące do zawodów z psami osoby niepełnosprawne. Zwierzęta towarzyszą im przez cały czas. Żyją z tego, że z nimi pracują oraz z opracowania różnych programów, w których biorą udział.

- Moją pasją jest uczenie ludzi, jak radzić sobie z psem - zaznacza Alina. - Cieszy mnie, gdy ktoś zarazi się bakcylem i bez treningów nie wyobraża sobie posiadania czworonoga, a treningi stają się niekłopotliwą codziennością i są oczekiwane przez człowieka i psa. Szczególnie interesują mnie problemy właścicieli z psem, który wg "specjalistów" nadaje się do uśpienia. Miło jest obserwować przemianę i oczy psie zakochane w "panciu", który jeszcze nie tak dawno był bezradny.

Pasję rodziców podzielają ich córki: dwudziestoletnia Wiktoria i czternastoletnia Józefina. Starsza jest jednak typową "kociarą", która juz się usamodzielniła i wyjechała z domu. Studiuje teraz za granicą. Za to Józefina to wyjątkowa "psiara", która zaczęła pracę z domowymi pupilami już jako ośmiolatka! To dla niej rodzice kupili Kyoko, którą Józefina sama przygotowuje do zawodów agility.

Ale choć Bendiukowie 13 lat temu "zeszli na psy" to cały czas podkreślają, że tak naprawdę, nadal pracują z ludźmi. - Uczę w mojej szkole człowieka, nie psa. Za najważniejszy czynnik uważam kontakt z pupilem, doskonałą zabawę osiąganą bez użycia siły fizycznej, bez "łamania psa", bez represyjnych poleceń, natomiast poprzez wspólne porozumienie - mówi Alina.

Takiego porozumienia Alina szuka zresztą z różnymi zwierzakami. Nauczyła pozytywnymi metodami różnych sztuczek nie tylko domowe koty, które umieją na komendę siadać czy znaleźć myszkę, ale też klacz Atenę, która mieszka niedaleko placu szkoleniowego klubu. Atena umie np. zdejmować komuś czapkę czy biegać na komendę. Ale jednym z największych wyzwań była... tresura kur.

- Kurę można nauczyć, stosując odpowiednie metody, np. dziobania w określony punkt czy rozróżniania kart. Moja kura np. bezbłędnie rozróżniała króla. Praca z kurami jest jednak zupełnie inna niż z psami. To prawdziwie wysoka szkoła precyzji, po której praca z psem wydaje się wyjątkowo prosta.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna