Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Miłość wymaga stałej pracy

Redakcja
Karolina nie tylko śpiewa. Jest też związana z Ośrodkiem Praktyk Teatralnych „Gardzienice”.
Karolina nie tylko śpiewa. Jest też związana z Ośrodkiem Praktyk Teatralnych „Gardzienice”.
Białystok. Karolina Cicha komponować zaczęła w wieku 12 lat. Jest nie tylko kompozytorką. Sama też pisze słowa piosenek, aranżuje, śpiewa i gra na kilku instrumentach. Jej koncerty to prawdziwe spektakle, pełne namiętności, energii i poezji. Jest również aktorką. O miłości, muzyce, jajecznicy i skwarkach rozmawia z nią Urszula Krutul.

Śpiewasz czasem kołysanki?
- Nie, nigdy nie śpiewałam. A powinnam?

Głos idealny do kołysanek. Przypominasz mi nawet momentami Evę Cassidy (amerykańska piosenkarka śpiewająca jazz, blues, gospel czy pop - dop. red.).
- No proszę... (śmiech)

Jakie są Twoje inspiracje muzyczne? Czego słuchasz?
- Słucham dużo muzyki tradycyjnej, etnicznej. Dużo słucham dawnej muzyki, szczególnie takich aranżacji, które mają mocno archaiczne brzmienia. Słuchałam też tego, co robimy teraz w moim teatrze w Gardzienicach - czyli muzyki ze starożytnej Grecji. To są wszystko rekonstrukcje muzyki, oparte na bałkańskich brzmieniach. Słuchałam Lisy Gerrard - mocny i niesamowity głos. Kiedyś słuchałam Voo Voo, Kazika, Toma Waitsa albo Muzykantów, czy Kapeli ze Wsi Warszawa. Ostatnio spodobała mi się nowa płyta Orkiestry Świętego Mikołaja - troszkę inna, nowa muzyka. Kiedyś słuchałam też dużo Demarczyk i Jimiego Hendrixa. To w czasach liceum. Bardzo dużo tego było i bardzo szerokie jest to moje słuchanie. Czasem sobie myślę, że ktoś mnie będzie identyfikował po tym, czego słucham. A ja nie mam tendencji do wzorowania się na czyjejś muzyce. Wręcz odwrotnie. Jak coś usłyszę, to myślę sobie: "Ale fajne. Żeby tylko tak nie zacząć robić, aranżować". Tym się różni odtwórczość od kreatywności, twórczości.

Na dzisiejszym koncercie siedział przede mną rosły pan, który ocierał łzy z oczu, kiedy słuchał Twojego śpiewu. Jak Ty to robisz, że wyzwalasz w ludziach takie emocje?
- Naprawdę?! (śmiech) Nie wiem, jak ja to robię. W pewnych momentach mnie samej też się chciało płakać. Na próbie jestem w stanie przewidzieć, co dany tekst znaczy. Jestem polonistką, więc potrafię odczytać i zinterpretować wiersz. Na próbie wybieram sobie techniczne środki, jakimi mogę uzyskać dany efekt. Natomiast na koncercie dzieje się coś takiego, co jest dla mnie zaskoczeniem, że zaczyna się to wszystko zdarzać. Tak jak dzisiejsza "Obława". Strasznie się bałam. To było dla mnie wydarzenie. Premiera. Żyjemy tak szybko, że na co dzień nie stać nas na wielkie emocje. Dla mnie taką okazją jest koncert. Kiedy jestem zupełnie skupiona. Czasami przeraża mnie to, ile rzeczy muszę podczas koncertu na raz wykonać. Podczas dzisiejszego koncertu udało mi się nie odpłynąć. Kontrolowałam wszystko, co mam w instrumentach, w głosie. Ale zdarzało mi się wzruszyć, np. w "Obławie" czy "Miłości". To jest piosenka, którą śpiewałam do obecnego na sali, mojego ukochanego. I sama się próbowałam przekonać, jak to jest. Czy ten tekst jest prawdziwy, czy nie. Czy tylko go śpiewam, czy go czuję. Śpiewając miałam wrażenie, że jeszcze chwila i przestanę panować nad sobą. Nie można tak. Ja performuję, nie mogę się egoistycznie zacząć wzruszać. Bo to nie ja jestem od wzruszania się.

Od wielu lat jesteś z jednym i tym samym mężczyzną. Możesz coś powiedzieć, może niekoniecznie o mężczyźnie, ale o samej miłości?
- Trudne pytanie. Dzisiejsza piosenka była troszkę o tym... ("Miłość ci wszystko wybaczy" - dop. red.) Mam udaną, szczęśliwą miłość. Ale to wymaga stałej pracy.

Jesteś osobą wierzącą?
- W jakiś sposób na pewno.

Da się to wyczuć w Twoim śpiewaniu... Można poczuć, przynajmniej ja poczułam, że mocno wierzysz. Nie wiem, czy w Boga, czy w samą siebie...?
- Faktycznie, jest taka metafizyka. Ktoś już mi o tym kiedyś mówił. Wierzę w to, że sama się nie stworzyłam, ktoś mnie stworzył. I swoim śpiewaniem muszę jakoś na to odpowiedzieć. To nie jest wiara w siebie. To wiara w coś, co mnie stworzyło. Nie da się tego określić. Na koncertach nie chciałabym śpiewać piosenek stricte religijnych. Czasami śpiewam "Dzięki ci Panie za ten świat". I to jest piosenka faktycznie wychwalająca Boga. Ale bałabym się definiować na koncercie tego Boga. To mogę śpiewać w kościele. Koncert jest dla większej ilości osób. Nie jest wyznaniowy. Czasami śpiewam o śmierci, o granicy, za którą się skończymy. Trzeba o tym śpiewać. Nawet na radosnym koncercie.

Uwielbiasz misiaczki, czekoladę, masz w domu reprodukcje obrazów Chagalla. Co jeszcze lubisz?
- Mam w domu dużo reprodukcji Chagalla. Ale Boscha też. Bardzo lubię jajecznicę. I skwarki. I bardzo lubię jeść (śmiech).

Nie widać...
- Właśnie, bo jednocześnie staram się mieć samodyscyplinę (śmiech). I dlatego nie ulegam mojemu "lubieniu" w takiej obfitości, jak bym chciała (śmiech). Lubię czytać Myśliwskiego, Różewicza, Herberta, Nabokova. Filmy raczej rzadko oglądam. Ostatnio widziałam "Taksówkarza". Bardzo fajny. Lubię filmy Bergmana. Natomiast nie lubię Tarkowskiego. Ostatnio robiłam muzykę do tekstów Różewicza i szybko to powstało. Tak, jakby te teksty same zaczynały mi się śpiewać.

Twoje największe marzenia i obawy?
- Chciałabym mieć więcej wolnego czasu. I chciałabym pojechać do Taizé (francuska miejscowość - dop. red.) w tym roku. A największa obawa? Nie wiem. Dużo jest takich lęków. Że się skończymy, że umrzemy, że zachorujemy. Albo że się skończy coś ważnego w życiu. Coś najważniejszego. Albo samotność...

Woda sodowa nie uderzy Ci do głowy?
- No właśnie. Czy mi nie uderzy? (śmiech) Staram się, żeby nie. Ale to jest bardzo dziwny zawód. I bardzo się cieszę, że tak późno go zaczęłam wykonywać. Człowiek w tym zawodzie otrzymuje dużo tzw. "głasków". Otrzymuję bardzo dużo pochwał w pracy i generalnie dużo ludzi mnie lubi, za to co robię. To jest trochę niebezpieczne (śmiech). To jest zawód, który dezintegruje osobowość. Koncert wszystko łączy. Ale dzień przed i po występie należą do bardzo trudnych: trzeba mnóstwo rzeczy organizować i nie można się na niczym skupić.

A masz tremę przed występami?
- Mam. Czasami to się przemienia w wielką radość, a czasami w wielki strach. Mam większą tremę przed koncertami, niż przed występami w teatrze. Bo za koncert jestem odpowiedzialna w pełni, a jeśli chodzi o spektakl, to odpowiedzialność rozkłada się na cały zespół.

I tak na koniec - Twoje ulubione miejsca w Białymstoku?
- Lubię Bojary. Łąki na Antoniuku - tam jest jakiś rezerwat i jest zupełnie dziko. Nie podoba mi się, że w Białymstoku wycinają drzewa. Także Lipowa już mi się mniej podoba niż kiedyś. Lubię dziwne zakątki. Bardzo miło mi się kojarzy przystanek przy III LO w stronę Dziesięcin w okolicach baru Martin. Dużo się tam rozegrało. Oczywiście podwórko III liceum: te brzydkie boisko i brzydki budynek są mi bardzo bliskie. Lubię bibliotekę wojewódzką i miejsca wokół niej. I kościół farny i jego klimat. Lubię tam zachodzić. I droga z uniwersytetu do biblioteki i do kościoła. Bardzo sentymentalnie mi się to kojarzy.

Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna