Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Boćki kochają komunistyczną Koreę

Anna Mierzyńska
Wójt Bociek Stanisław Derehajło w otoczeniu dwóch Koreanek,  pracownic ambasady Korei Północnej. Panie gościły w Boćkach na zaproszenie samych boćkowian. Zdjęcie użyczone przez portal Wirtualne Boćki.
Wójt Bociek Stanisław Derehajło w otoczeniu dwóch Koreanek, pracownic ambasady Korei Północnej. Panie gościły w Boćkach na zaproszenie samych boćkowian. Zdjęcie użyczone przez portal Wirtualne Boćki.
Boćki miło przyjęły Koreańczyków z reżimowej Korei Północnej, w tym rodzonego syna Wielkiego Wodza Kim Ir Sena. W niepamięć poszły: komunizm, łamanie praw człowieka, setki zabitych więźniów politycznych. Liczyła się tylko podlasko-koreańska gościnność.

Szanowny Panie! Z okazji Narodowego Święta Trzeciego Maja przesyłam Panu i wszystkim członkom Koła serdeczne życzenia wszelkiej pomyślności - brzmi treść oficjalnego pisma. Podpisano: Kim Pyong Il, ambasador Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej.

To tylko jeden z wielu listów, jakie z Ambasady Korei Północnej w Polsce dostał Marek Skomorowski, przewodniczący Koła Przyjaźni Polsko-Koreańskiej w Boćkach. Ambasador takich listów nie wysyła nawet najważniejszym polskim władzom. Ale zaprzyjaźnionym Polakom z niewielkiej podlaskiej miejscowości - owszem. Samego ambasadora także trudno spotkać na warszawskich salonach. Za to Boćki w powiecie bielskim odwiedził już kilkakrotnie.

W urzędzie wisi diamentowy obraz
Boćki się tym specjalnie nie chwalą, bo sytuacja jest - z politycznego punktu widzenia - mało komfortowa. Utrzymywanie kontaktów z państwem rządzonym przez dyktatora, od wielu lat zamkniętym dla gości z Zachodu, trudno wytłumaczyć. To szczególnie niewygodne dla oficjalnych władz miejscowości, w których goszczą Koreańczycy. Być może dlatego wójt Bociek Stanisław Derehajło bagatelizuje egzotyczne znajomości swojej gminy:

- Cóż, byli u nas Koreańczycy. Przyjechali, pojechali i wszystko. Zachowywali się normalnie, bo to są normalni ludzie. Spotkałem się z nimi, pogadaliśmy, wypiliśmy kawę, herbatę i tyle - mówi. Nie wspomina jednak o obrazie z diamentowego kruszcu, który wisi w urzędzie. Przywieźli go Koreańczycy, wręczyli na pamiątkę Markowi Skomorowskiemu, który kieruje boćkowskim kołem Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Koreańskiej.

- Mogłem go powiesić u siebie w domu, ale szkoda, bo kto by go u mnie oglądał? Dlatego przekazałem wójtowi do urzędu, od naszego koła. Niech będzie na pamiątkę - wyjaśnia Skomorowski.

Egzotyczna sobota w Boćkach
Przygoda Bociek z Koreą zaczęła się bardzo prosto. Kilka lat temu do Skomorowskiego, który kierował wówczas Gminnym Ośrodkiem Kultury w Boćkach, zadzwonił jego kolega z Białegostoku Ryszard Świerczewski.

- I zaproponował wspólną imprezę z Koreańczykami. Pomyślałem: czemu nie? Zastrzegłem sobie tylko, że interesuje mnie folklor, kultura, tradycja, w żadnym razie nie polityka.

Świerczewski o swoim udziale w polsko-koreańskich spotkaniach mówi skromnie:

- Poznałem pana ambasadora Korei wcześniej, podczas prywatnego spotkania. Porozmawialiśmy i zaproponowałem mu, byśmy zaprezentowali kulturę koreańską w kilku miejscowościach. Zgodził się. Ostatecznie Koreańczycy byli w Boćkach, Narwi i Hajnówce. Ale tylko w Boćkach aż kilka razy.

Najpierw były ustalenia z ambasadą, jak ma wyglądać sobota w Boćkach. Ustaleń było sporo, bo wiadomo, ambasador Korei to nie taki pierwszy lepszy gość, tylko poważna sprawa. Potem wreszcie pierwsze spotkanie.

- Od samego początku jakoś im się tutaj spodobało. Oni nam też przypadli do gustu. Szczególnie pan ambasador - to taki ciepły, normalny człowiek, w żadnym razie nie wynoszący się ponad stan - opowiada Skomorowski. - Oprowadziłem go po Boćkach, żeby wiedział, gdzie przyjechał. Pokazałem obie świątynie. Był bardzo zainteresowany historią Bociek, relikwią z korony cierniowej Chrystusa w naszym kościele, ale i cerkwią. Bo ambasador to człowiek otwarty na świat.

Syn Wielkiego Wodza
Najważniejsze jednak, że ambasador Kim Pyong Il jest rodzonym synem Wielkiego Wodza Kim Ir Sena i przyrodnim bratem obecnego wodza Korei (żyjącego czy nie - tego dokładnie nie wiadomo) Kim Dzong Ila. Jest chyba najbardziej zeuropeizowanym członkiem tej najważniejszej w Korei Północnej rodziny. Jego dzieci mówią po polsku, angielsku i francusku. Sam ambasador perfekcyjnie zna angielski. Polskiego, niestety, nie opanował.

- Kiedy z nim rozmawiałem, zawsze odbywało się to za pośrednictwem tłumacza - przyznaje Marek Skomorowski.

Kim Pyong Il dobrze się czuje w małych miejscowościach. Poza tym jednak uchodzi raczej za człowieka skrytego. Tylko raz podczas całej swojej dyplomatycznej kariery udzielił wywiadu. Poza tym ambasada Korei Północnej raczej nie utrzymuje kontaktów z mediami. Ale jej pracownicy są - zdaje się - mocno spragnieni zwykłych, ludzkich kontaktów. Bo kiedy po raz pierwszy przyjechali do Bociek, zachwycili swoimi pomysłami boćkowian. Był mecz w ping-ponga między boćkowską młodzieżą a pracownikami ambasady - i to Koreańczycy go wygrali. Był podlasko-koreański stół z przysmakami obu stron.

Cały tekst w weekendowym Magazynie "Gazety Współczesnej"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna