Hurtownicy poszukują mięsa, a szczególnie wieprzowiny, już w centralnej Polsce. Bo na Suwalszczyźnie wszystkie zapasy zostały wykupione. Właściciele bazarowych stoisk towar zamawiają w podwójnej, a czasami nawet potrójnej ilości. Bo tylko to gwarantuje, że przez cały czas będą mieli czym handlować.
Tydzień temu Suwałki zostały niemal całkowicie sparaliżowane. Gigantyczne korki na ulicach, tłumy w sklepach, zastawione wszystkie miejsca parkingowe. - Chyba cała Litwa przyjechała - żartowali mieszkańcy miasta.
Cała na pewno nie, ale kilka tysięcy Litwinów z pewnością. W swoim kraju mieli oni dzień wolny od pracy - jedno ze swoich świąt narodowych. Wykorzystali go na zakupy w Polsce.
Znów mamy puste półki
Litwa ruszyła na Polskę na początku lutego. Nagle się bowiem okazało, że niemal wszystko jest w naszym kraju tańsze. Wcześniej ceny w obu państwach były porównywalne, a jeśli już - to raczej Polakom bardziej opłacało się kupować u sąsiadów.
Złotówka zaczęła jednak lecieć na łeb, na szyję. W stosunku do lita straciła aż 30 procent. Dla Litwinów Polska stała się więc prawdziwym rajem.
- Większe zakupy robię teraz tylko w Suwałkach - opowiada Antonas Petruskevicius, mieszkający w okolicach Mariampola. - Przyjeżdżamy raz w tygodniu. Kupujemy prawie wszystko - mięso, nabiał, cukier, kawę, słodycze, napoje...
Czegoś takiego suwalski Kaufland nigdy wcześniej nie przeżywał. W soboty i litewskie dni wolne od pracy na gigantycznym parkingu szpilki nie można włożyć. W markecie po polsku rozmawiają już jedynie kasjerki. Podobnie jest w sklepach Biedronki.
- Coś takiego przeżyłam ostatnio w czasach PRL-u - opowiada suwalczanka Maria Warakomska. - Wchodzę wieczorem do sklepu, a tam puste półki. Okazało się, że pracownicy nie nadążają z wykładaniem towarów z magazynu. Niektórych zresztą już nawet w magazynach nie było. Wszystko wykupili!
Jedna z suwalskich sieci handlowych szybko zareagowała. Poszukuje kilkunastu pracowników, którzy mieliby zająć się przede wszystkim wykładaniem towarów na półki.
Na większe zakupy Litwini przyjeżdżają też do Białegostoku. W miniony weekend hipermarket Auchan przeżywał prawdziwe oblężenie. Na parkingu brakowało miejsc. Niemal co drugi samochód był na litewskich bądź białoruskich numerach rejestracyjnych. Litwini przyjeżdżali nawet furgonetkami i autokarami. Ze sklepu wychodzili zaś z wyładowanymi po brzegi wózkami. - Mięso, cukier czy olej można u was kupić jakieś 30 proc. taniej - mówi Alek, który na zakupy przyjechał aż z Wilna. - Żeby podróż wyszła tanio, najlepiej wybrać się ze znajomymi. Jesteśmy tu już drugi raz, ale jeśli ceny się utrzymają, to jeszcze wrócimy.
Jajka po pięć złotych
Na suwalskim bazarze, oprócz mięsa, znakomicie sprzedają się jajka i owoce.
- Tylko przyjechałam z dwoma wiaderkami, gdy wokół mnie stanął tłum ludzi - opowiada pewna kobieta. - Łamaną polszczyzną zapytali o cenę. Pomyślałam, a co tam. Pięć złotych za dziesiątek - rzuciłam. Aż się zaraz w język ugryzłam. Przyszło mi do głowy, że pewnie za chwilę się zmyją. A ci, proszę bardzo - wyciągają kasę. Dwa wiaderka sprzedałam w pięć minut. Po raz pierwszy w życiu coś takiego mi się przydarzyło.
Z owoców z kolei Litwini najbardziej lubią jabłka. Kupują je w dziesiątkach kilogramów.
- Ale pomarańcze, mandarynki czy banany też nieźle schodzą - mówi właścicielka jednego ze stoisk. - Nie ma co narzekać na naszych braci Litwinów.
"Bracia" nie ograniczają się do bazaru i największych marketów. Suwałki penetrują coraz głębiej.
- W moim osiedlowym sklepie przy ulicy Emilii Plater jest stosunkowo duży wybór mięsa, a ceny są atrakcyjne - opowiada pani Wanda. - Litwini już to odkryli i stanowią znaczną część klientów. Śmiać mi się chciało, kiedy przechodzili z koszykami przy stoisku gazetowym. A tam leżała suwalska "Współczesna" z lutego z wielkim tytułem na pierwszej stronie "Litwini kupują prawie wszystko". Szkoda, że nie miałam aparatu fotograficznego przy sobie.
Zakupy Litwinów w Polsce nie ograniczają się już wyłącznie do artykułów spożywczych. Litwini zaglądają do sklepów meblowych, sportowych, odzieżowych. Bardzo często kupują markowe towary, na które większości suwalczan po prostu nie stać.
- Chyba dam na mszę w intencji tego, by taka sytuacja trwała wiecznie - twierdzi właściciel sklepu sportowego.
Przybyszom z sąsiedniego kraju wiele zawdzięcza też Wojewódzki Ośrodek Sportu i Rekreacji "Szelment". Jacek Niedźwiedzki, pracujący tu specjalista od marketingu szacuje, że Litwini stanowią nawet 60-70 proc. klientów.
- To dobry klient - mówią w ośrodku. - Tyle, że niektórzy mogliby jeździć na nartach trochę mniej brawurowo.
Nic nie może wiecznie trwać
Choć suwalczanie skarżą się na tłok w sklepach i na parkingach, Litwini żadnych praktycznie problemów nie stwarzają. Jako kierowcy bywają bezczelni, ale wypadków nie powodują. W niektórych sklepach zachowują się jak na jarmarku, lecz, w gruncie rzeczy, nikomu to nie szkodzi.
Suwalska policja odnotowała tylko jeden przypadek kradzieży. Przyłapano na niej w jednym z marketów dwóch młodych Litwinów.
- To zdyscyplinowany naród - mówi Krzysztof Kapusta, oficer prasowy suwalskiej policji. - Jeżeli kierowca popełni na drodze wykroczenie, po prostu wyciąga portfel i płaci mandat.
Dla właścicieli sklepów najlepiej byłoby, aby taka sytuacja trwała wiecznie. Złotówka zaczyna jednak iść w górę. Złote interesy mogą się więc za parę miesięcy skończyć.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?