Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To była zabawa w samobójstwo

Urszula Bisz
Spać mi się chce. Wszystko jest we krwi - SMS o tej treści dostała Ewa Dobrowolska

Ta i inne wiadomości, które otrzymywała z nieznanego jej numeru komórkowego, wskazywały, że osoba, która je wysyłała, chce popełnić samobójstwo. Gdy pani Ewa oddzwoniła, z drugiej strony odezwało się... kilkuletnie, zapłakane dziecko.

Do dramatycznych wypadków doszło w ubiegłym tygodniu.

- Wszystko zaczęło się około godz. 20 od głuchych telefonów - opowiada Dobrowolska. - Potem dostawałam SMS-y podpisywane imieniem Zuzia. Adresowane były do mnie imiennie.

Choć nie padały w nich słowa śmierć czy samobójstwo, pani Ewa, psycholog z wykształcenia, zorientowała się, że osoba, które je pisze, ma problem, który chce rozwiązać w najgorszy sposób.
Dobrowolska powiadomiła policjantów. Razem z nimi w nocy przyjechała na dworzec PKP w Białymstoku, bo z wiadomości Zuzi wynikało, że właśnie tam się znajduje. Około 20 policjantów, SOK-iści, pani Ewa i jej znajomy zaczęli przeszukiwać metr po metrze. Liczyła się każda chwila, bo zagrożone było życie dziecka... A przynajmniej tak im się wtedy wydawało.

W słuchawce słychać było płaczące dziecko
- Między SMS-ami dzwoniliśmy do niej - opowiada Dobrowolska. - Głos brzmiał jak 6-, może 7-letniego dziecka. Płaczącego, zasmarkanego. Mówiła niewyraźnie. Jednak SMS-y, które dostawałam, zaskakiwały mnie poprawnością pisania. Bardzo szybko dostawałam też odpowiedzi na moje wiadomości.

Z kolejnych SMS-ów wynikało, że Zuzia ją obserwuje. Opisywały bowiem to, co działo się na dworcu.
W tym czasie policjanci wciąż intensywnie szukali dziecka. Jednocześnie starali się ustalić, skąd dzwoni i gdzie zarejestrowany jest telefon.

Dobrowolska zaś namawiała dziewczynkę, by ta wyszła z ukrycia. Zwłaszcza, że od momentu, gdy pisała, iż wszystko jest we krwi, minęło już kilka godzin. Zuzia wciąż jednak SMS-owała i odbierała telefony. To było coraz bardziej podejrzane. Przypuszczenie, że nie chodzi o próbę samobójczą, potwierdziło się, gdy Zuzia napisała, że wyszła na peron, a nadal nie było nikogo widać.

Wiedziała, co się dzieje, choć była w... Krakowie
Policjanci namierzyli w końcu numer. Okazało się, że domniemana Zuzia pisze i dzwoni z... Krakowa.
- Gdy przekazaliśmy tę informację krakowskim policjantom, okazało się, że ta osoba jest im już znana - powiedział Andrzej Baranowski z zespołu prasowego podlaskiej policji.

Zuzia z SMS-ów okazała się 30-letnią mieszkanką Krakowa, która już kilka razy w ten sposób "bawiła się" z ludźmi, którzy chcieli jej pomóc. Kobieta jest chora psychicznie.

- Nie mogę uwierzyć, w to, co się wydarzyło tamtej nocy - mówi pani Ewa. Do tej pory jest wstrząśnięta przerażającym żartem, mimo że od tego zajścia minął już tydzień. - Nie potrafię też wytłumaczyć sobie, jak ktokolwiek mógł wysyłać mi tak szczegółowe SMS-y, skoro znajdował się w Krakowie, a wszystko działo się w Białymstoku?

W sprawie nocnych wydarzeń policja wszczęła postępowanie.

Imię i nazwisko bohaterki tekstu zostało zmienione.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna