Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Katastrofa śmigłowca Straży Granicznej. Śmierć dopadła ich w locie. Przeczytaj relacje świadków i podsumowanie (2 x zdjęcia, wideo)

Krzysztof Jankowski
fot. Podlaski Oddział Straży Granicznej
Klukowicze: To miał być zwyczajny lot, patrolowy.
Katastrofa śmiglowca Strazy Granicznej

Katastrofa śmigłowca

Katastrofa śmigłowca Straży Granicznej. Śmierć dopadła ich w locie. Przeczytaj relacje świadków i podsumowanie (2 x zdjęcia, wideo)
fot. Straż Graniczna

(fot. fot. Straż Graniczna)

Taki, jakich wykonują setki. Mieli wsiąść do śmigłowca w Białymstoku i dolecieć do pobliskiego Mielnika, gdzie niedawno otwarto nową strażnicę. Ale nie dolecieli...

Trzech pochodzących z Białegostoku funkcjonariuszy straży granicznej zginęło w sobotę w wypadku śmigłowca nad granicą z Białorusią. 49-letni pilot, 35-letni nawigator i o rok młodszy operator nie mieli szans na przeżycie, gdy ich maszyna z impetem uderzyła o ziemię.

- Ślady na miejscu tragedii wskazują, że pilot próbował lądować, ale siła uderzenia była tak duża, że maszyna wybiła w ziemi lej - mówił wizytujący w niedzielę miejsce wypadku Adam Rapacki, wiceminister spraw wewnętrznych i administracji.

Niemy helikopter
Trzyletni śmigłowiec Kania wyleciał z Białegostoku w sobotę o godz. 15.15. Najpierw skierował się na wschód, ku granicy z Białorusią, by później skręcić na południe i lecieć nad samą granicą. Jego celem był położony nad Bugiem Mielnik.

- To był rutynowy lot patrolowy. Wszystko odbywało się zgodnie z procedurami - zapewniała mjr Anna Wójcik, rzecznik Podlaskiej Straży Granicznej w Białymstoku.
I podkreśla, że maszyną kierował doświadczony pilot.

- Miał kilkunastoletni staż w lotnictwie, z czego od kilku lat pracował w straży granicznej - mówiła rzecznik.

O 17.30 Kania zameldowała się nad strażnicą w Czeremsze, ale do Mielnika już nie doleciała.
- O 17.54 dostaliśmy sygnał od zaniepokojonego mieszkańca wsi Klukowicze. Słyszał on lecący śmigłowiec, w którym jakoby ucichł motor silnika - mówił kpt. Marcin Janowski, rzecznik prasowy komendy wojewódzkiej Państwowej Straży Pożarnej w Białymstoku.

- Helikopter leciał bez świateł i nagle "bach", zrobiło się cicho - opowiadał mieszkaniec Klukowicz. - Żona mówiła, że mi się przewidziało, ale zaraz wokół pojawiły się karetki i radiowozy.

Ludzie poszli w las

Po godz. 18. wszczęto poszukiwania zaginionego śmigłowca. W teren ruszyli pogranicznicy, strażacy, a także policjanci i funkcjonariusze żandarmerii wojskowej.
- Pierwsze poszukiwania rozpoczęliśmy wokół wsi Klukowicze, bo tam ostatni raz słyszano lecący helikopter - relacjonował kpt. Janowski. - Przejrzeliśmy wszystkie drogi w promieniu pięciuset metrów, ale to nie dało oczekiwanego rezultatu.

Rozszerzano więc teren działań, a na miejsce przyjeżdżali nowi ratownicy. Zapadł zmrok, podniosła się mgła. Z akcji wycofano inne śmigłowce.
- Oparliśmy się na pracy ludzi. W teren wyszło ponad dwustu ratowników - opowiadał Marcin Janowski.
Przeczesywano także okolice pasa granicznego.

- Dostaliśmy zapewnienie od kolegów z Białorusi, że także oni włączyli się do poszukiwań - mówił ppłk Konstanty German, dowódca Placówki Straży Granicznej w Czeremsze, gdzie stworzono centrum dowodzenia akcją ratunkową. - Białoruscy pogranicznicy sprawdzili granicę swojego kraju na odcinku z Czeremchy do Mielnika i nie stwierdzili obecności polskiego helikoptera.

Znaleźli wypadek “na nos"

Katastrofa śmigłowca Straży Granicznej. Śmierć dopadła ich w locie. Przeczytaj relacje świadków i podsumowanie (2 x zdjęcia, wideo)
fot. Straż Graniczna

(fot. fot. Straż Graniczna)

Dużą grupę ratowników stanowili miejscowi strażacy-ochotnicy, którzy najlepiej znali lokalny teren.
- Plotek było sporo, a że my byliśmy najbliżej, to od razu chodziliśmy wszędzie: od Bobrówki koło Czeremchy, przez Wyczółki i Klukowicze, aż po Tokary w kierunku Mielnika. Jesteśmy już parę godzin na nogach - opowiadali strażacy-ochotnicy z gmin Mielnik i Nurzec-Stacja.

Ponad dwustu mundurowych przeczesywało ławą pola i lasy. W rękach mieli latarki, nad ziemią unosiły się race świetlne.

- Cały czas szukamy żywych ludzi - podkreślał kpt. Janowski. - Sprawdzaliśmy telefony komórkowe osób ze śmigłowca, ale nie odpowiadają.

Wreszcie ok. godz. 3.30 rozeszła się informacja, że ratownicy wyczuli woń paliwa lotniczego w pobliżu granicy z Białorusią.

- Kierunek wiatru wskazywał, że woń nafty lotniczej dochodziła z terenu Białorusi - mówili ratownicy zebrani w przygranicznych Tokarach.
Natychmiast na wskazane miejsce wyruszyli dowodzący akcją oraz przebywający w Tokarach wojewoda podlaski Maciej Żywno. Ruszyły tam też wozy strażackie oraz karetki pogotowia ratunkowego.

Jechały puste karetki

Katastrofa śmigłowca Straży Granicznej. Śmierć dopadła ich w locie. Przeczytaj relacje świadków i podsumowanie (2 x zdjęcia, wideo)
fot. Straż Graniczna

(fot. fot. Straż Graniczna)

Około godz. 4 nad ranem w niedzielę polskie ekipy ratunkowe dotarły na pole w pobliże wsi Klukowicze Kolonia. Zatrzymały się przy pasie granicznym. Straż pożarna rozstawiła samochody i oświetlała pobliski teren. Pięćset metrów dalej straże graniczne: polska i białoruska zatrzymały dziennikarzy.
- Proszę nie filmować strony białoruskiej! - zastrzegali mundurowi.

Z czasem od strony granicy zaczęły wracać karetki pogotowia ratunkowego.
- Nie możemy udzielać żadnych informacji - zastrzegali zarówno ratownicy, jak i funkcjonariusze straży granicznej.

Jednak widać było, że karetki jadą wolno i są puste.
Dopiero po godz. 5. straż graniczna oficjalnie przyznała, że polski śmigłowiec spadł dwieście metrów od granicy, po stronie białoruskiej, na wysokości wsi Klukowicze Kolonia. Upadł za graniczną ścianą drzew, na łąkę pokrytą belami siana.

- Ekipa z lekarzem sądowym stwierdziła zgon członków załogi - mówił w niedzielę rano na konferencji prasowej w Czeremsze minister Rapacki. - Wszyscy zginęli na miejscu.

Nikt nie wie, dlaczego spadli

Nikt z władz nie chciał komentować ewentualanych przyczyn wypadku polskiego śmigłowca.
- Trudno mówić o przyczynach wypadku - mówił Adam Rapacki. - Zbada je białoruska ekipa dochodzeniowa we współpracy z polską komisją ds. wypadków lotniczych.

Minister podkreślał też, że polskie służby spotkały się z życzliwością białoruskich partnerów. M.in. mogły wejść na teren Białorusi “na zasadzie grzecznościowej", a nie poprzez zabiegi dyplomatyczne.
Przedstawiciele straży granicznej zapewnili też, że rodziny zmarłych funkcjonariuszy otrzymają wsparcie wojskowych psychologów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna