Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sylwestry w Peerelu

Archiwum "Gazety Współczesnej"
"Bal przodownika" w białostockim Pałacu Branickich. 31 grudnia 1979/ 1 stycznia 1980
"Bal przodownika" w białostockim Pałacu Branickich. 31 grudnia 1979/ 1 stycznia 1980 Archiwum "Gazety Współczesnej"
Cóż, radzieckie wina musujące były chyba rzeczywiście łatwiej dostępne. Często organizowano też bale w stołówkach zakładowych, a tam sale samemu trzeba było przystroić. Ze sprzątaniem było już różnie. Ludzie, którzy następnego dnia po imprezie przychodzili do pracy, zastawali, delikatnie mówiąc, bałagan.

O sylwestrach przodowników pracy, zabawach Władysława Gomułki i mączce ryżowej na przetłuszczające się włosy - z Emilią Świętochowską-Bobowik i Jerzym Autuchiewiczem z białostockiego Oddziału Instytutu Pamięci Narodowej rozmawia Piotr Biziuk.

Na czym polegała różnica w świętowaniu sylwestra w II RP i w Peerelu?
Emilia Świętochowska-Bobowik: - Najkrócej rzecz ujmując: w II Rzeczypospolitej podczas balów sylwestrowych bawiły się warstwy najbogatsze, uprzywilejowane, czyli przedstawiciele ziemiaństwa, szlachty, wojsko, politycy, ludzie kultury i nauki. Natomiast w Peerelu zamierzeniem władzy było rozszerzenie tej tradycji na szersze warstwy społeczne. W II RP bal sylwestrowy był początkiem licznych imprez, które trwały przez cały karnawał, sylwester stanowił zatem niejako preludium do balów, jakie organizowano później.

Jak obchodzono sylwestra w siermiężnych latach 50.?
Jerzy Autuchiewicz: - Przede wszystkim dowartościowano klasę robotniczą. Na potęgę organizowano bale przodowników pracy. Były to imprezy bardzo prestiżowe, szeroko nagłaśniane. Zapraszano na nie najlepszych robotników, tych, którzy wykazali się np. znaczącym przekroczeniem normy. Z reguły na balach bawili się także przedstawiciele władz partyjnych i państwowych. Zapraszano na nie również ludzi kultury i nauki, towarzystwo było starannie wyselekcjonowane.

Były to chyba jednak dość sztywne imprezy?
J. A.: - Były to o tyle "wdzięczne" zabawy, że władze nie musiały na nie na siłę zapraszać ludzi. Poza tym, o ile Boże Narodzenie było propagandowo wyciszane, o tyle nagłaśniano właśnie imprezy sylwestrowe. Pokazywano więc, że ci, którzy dobrze pracowali, mieli też prawo do wesołej zabawy.

E. Ś.-B.: - Zaproszenie na tę imprezę było po prostu formą nagrody za dobrą pracę na rzecz ojczyzny. Bale były dużymi przedsięwzięciami. Np. w sylwestra 1953 roku w auli Politechniki w Gdańsku bawiło się 1500 osób, z czego 600 to przodownicy pracy.

Reszta to oficjele partyjni?
E. Ś.-B.: - Tak, ale też i rodziny przodowników.

J. A.: - Zapraszano również artystów, ale oczywiście tych, którzy nie występowali przeciwko partii.

Władysław Gomułka prowadził dosyć ascetyczny tryb życia. Czy przekładało się to na zwyczaj obchodzenia sylwestra przez partyjną elitę w latach 60.?
E. Ś.-B.: - Cały rok towarzysza Wiesława mijał rzeczywiście bardzo skromnie, natomiast w sylwestra pierwszy sekretarz pozwalał sobie na odrobinę szaleństwa, a więc i tańczył, i pił alkohol.

J. A.: - Co ciekawe, Gomułka bawił się z żoną do północy, natomiast później ona szła do domu, a on świętował dalej sylwestra w towarzystwie innych kobiet. To był coroczny zwyczaj.

E. Ś.-B.: - Ale też żonie nigdy nie przyszło do głowy, aby protestować, po prostu w ten sposób spędzali sylwestra.

Czy przy okazji zabaw dochodziło do skandalów obyczajowych?
J. A.: - Jeżeli nawet takowe były, starano się je wyciszać. Ale różnego rodzaju wpadki się zdarzały. Przykładowo - jeden z balów sylwestrowych w Pałacu Kultury i Nauki zakończył się chaosem organizacyjnym. Zaproszenia były bardzo drogie, a zabrakło miejsc dla 400 osób, które je wykupiły. Trzeba pamiętać, że bale w tym miejscu należały do najbardziej prestiżowych w całym kraju.

E. Ś.-B.: - Takie potknięcia zdarzały się i na niższym szczeblu. W 1956 roku w Białymstoku organizowano imprezę w lokalu "Centralna". Na afiszach zapowiadano masę atrakcji. Natomiast kiedy zabawa się już rozpoczęła, okazało się, że jedyną atrakcją były kotyliony, które można było nabyć za 10 złotych, a poza tym - jak pisała prasa - były one brzydkie.

Lata 50., 60. to jazz, boogie-woogie, początki rock and rolla. Młodzież zaczyna bawić się na prywatkach...
E. Ś.-B.: - Rok 1956 jest tu przełomowy, bo wtedy właśnie w Polsce pozwolono na legalne słuchanie i granie jazzu. Jeszcze w 1953 roku władze bawiły się przy dźwiękach mazura, a już trzy lata później na balu w białostockiej Akademii Medycznej przygrywał zespół jazzowy.

J. A.: - Młodzi zawsze chcieli iść z duchem czasu. Pewne wzorce przenikały do nas zza żelaznej kurtyny i starano się naśladować tamte trendy, chociaż występowały ogromne trudności ze zorganizowaniem płyt, ale też tak prozaicznych rzeczy, jak modne stroje czy jedzenie. Niektóre z książek kucharskich radziły, jak przyrządzać potrawy, zastępując deficytowe składniki bardziej dostępnymi, np. pomidory przecierem.

E. Ś.-B.: - Wielką popularnością cieszyły się wykroje ubrań zamieszczane w pismach kobiecych, tak, aby panie same mogły sobie uszyć modny ciuszek. Ważne też były porady fryzjerskie czy kosmetyczne. Bodajże w 1970 roku "Filipinka" polecała dziewczynom, żeby się odświeżać podczas balu ligniną pociętą w kwadraciki. W 1964 roku w innej gazecie niejaki pan Bronisław, fryzjer, radził, by pudrować mączką ryżową włosy, które się przetłuszczają i nie myć ich częściej niż raz w tygodniu. Zresztą prasa dużą uwagę przywiązywała do higieny. Apelowano do pań, które wybierały się na bale, aby dwie godziny przed imprezą wzięły kąpiel. Zaznaczano przy tym, że osoby, które posiadają łazienkę, mogą sobie pozwolić na dłuższy relaks. Innym musiała wystarczyć miednica. Po kąpieli trzeba było użyć środka - jak go określano - "dezodoro", ponieważ same perfumy nie wystarczały. W 1964 roku panom zakazywano używania brylantyny, jako produktu, który zdecydowanie wyszedł z mody.

A jeśli chodzi o menu - co było w modzie?
E. Ś.-B.: - Podczas domowych imprez przeważały sałatki, kanapki, mięsa, jeśli udało się je kupić...

J. A.: - Menu było weryfikowane tym, co można było zdobyć. Problemy z zaopatrzeniem występowały zawsze. Peerel to było państwo permanentnego niedoboru. Jedne potrawy - jeśli nie można ich było przyrządzić - starano się zastąpić innymi. Stąd też ogromna dysproporcja, jaka istniała między balami dla ludu, a tym, na którym spotykali się najwyżsi urzędnicy. Osoby spoza kręgu ówczesnych elit, które trafiły na taką imprezę, często przeżywały szok, widząc przepych i luksus na stołach.

Gdzie w regionie odbywały się najbardziej prestiżowe bale sylwestrowe?
J. A.: - Towarzysze z Komitetu Wojewódzkiego PZPR wraz z miejscową elitą spotykali się w siedzibie Akademii Medycznej. W innych miastach regionu bale były organizowane z reguły przez Wojewódzką Radę Związków Zawodowych. W Suwałkach impreza sylwestrowa odbywała się w Ośrodku Sportu i Rekreacji, w Łomży - w Technikum Budowlanym. Przebieg był podobny: grała orkiestra, strzelały korki od szampana...

Od szampana czy od igristoje?
J. A.: - No cóż, radzieckie wina musujące były chyba rzeczywiście łatwiej dostępne. Może to charakterystyczne: często organizowano też bale w stołówkach zakładowych, a tam sale samemu trzeba było przystroić. Ze sprzątaniem było już różnie. Ludzie, którzy następnego dnia po imprezie przychodzili do pracy, zastawali, delikatnie mówiąc, bałagan.

E. Ś.-B.: - Ale i na zwykłych balach starano się umilić zabawę. W 1953 roku w białostockim lokalu "Ludowa" atrakcją były pączki, w których umieszczono karteczki, losy. Główną nagrodą był 3-kilogramowy tort czekoladowy.

Czy wystrój sal wyróżniał się czymś szczególnym?
E. Ś.-B.: - W 1953 roku w Warszawie w auli politechniki na choince umieszczono litery składające się w słowa "Plan Sześcioletni", na ścianach widniały też portrety przodowników i informacje o ich osiągnięciach. Zaś na honorowym miejscu znalazł się portret Bolesława Bieruta przystrojony barwami narodowymi. Na ścianach można było przeczytać hasła "Niech żyją przodownicy pracy, duma narodu polskiego" czy "Naprzód, do zwycięskiego wykonania zadań czwartego roku Planu Sześcioletniego".

J. A.: - W Pałacu Kultury i Nauki niejednokrotnie ludzie bawili się na kilkunastu salach. Każda z sal była inaczej przystrojona. Była więc sala japońska, egipska. Zamiłowanie do techniki, szczególnie w latach 70., też owocowało specyficznym wystrojem.

Na balach i po nich dochodziło zapewne do incydentów...
E. Ś.-B.: - A i owszem. Dla przykładu: w sylwestra 1956 roku w Białymstoku Milicja Obywatelska interweniowała 29 razy. 23 osoby zostały zatrzymane, pogotowie ratunkowe miało 30 wezwań, głównie do opatrzenia ran odniesionych podczas bójek.

Najbardziej smutne sylwestry Peerelu to zapewne te z okresu stanu wojennego?
E. Ś.-B.: - Tak. Władysław Bartoszewski w swoim dzienniku z internowania wspomina, że zamkniętym udało się uzyskać zgodę na spotkanie zatrzymanych działaczy w sylwestra 1981 roku. Zebrani śpiewali wtedy pieśni patriotyczne, kolędy. W innych ośrodkach wyglądało to zapewne podobnie.

Co z peerelowskich sylwestrów dotrwało do naszych czasów?
E. Ś.-B.: - Na pewno prywatki, wciąż popularne wśród młodzieży, ale też spotkania sylwestrowe w gronie rodzinnym czy przyjaciół. Bardzo wiele osób tak właśnie dziś spędza sylwestra.

Dziękuję za rozmowę.

Wywiad ukazał się w "Gazecie Współczesnej" w 31 grudnia 2007 roku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna