Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cuda Jana Pawła II

Krzysztof Ogiolda/ "Nowa Trybuna Opolska" [email protected] - 77 44 32 581
Czerwiec 1991 roku. Jan Paweł II podczas swojej pielgrzymki w Białymstoku
Czerwiec 1991 roku. Jan Paweł II podczas swojej pielgrzymki w Białymstoku Archiwum
Ci, którym pomógł, nie mają wątpliwości: on na pewno jest w niebie.

Rocznica śmierci Jana Pawła II

Rocznica śmierci Jana Pawła II

Dziś o godz. 20.30 w Białymstoku rozpocznie się Droga Krzyżowa od kościoła św. Ojca Pio (ul. Mickiewicza) do miejsca celebry papieskiej z 1991 roku na Krywlanach. Równocześnie w Sanktuarium Miłosierdzia Bożego odbędzie się Apel Jasnogórski. Młodzież akademicka na wspólną modlitwę zbierze się pod pomnikiem papieża.

Podczas procesu beatyfikacyjnego Jana Pawła II z całego świata do Rzymu napływają świadectwa o cudach dokonanych za jego przyczyną. Papież pomaga proszącym o zdrowie, o upragnione potomstwo lub o nawrócenie. Ci, którym pomógł, nie mają wątpliwości: on na pewno jest w niebie.

Wśród cudów Jana Pawła II najwięcej jest uzdrowień. Ponad 250 osób jest przekonanych, że zawdzięczają pokonanie nieuleczalnej choroby właśnie jemu. Najbardziej znane uleczenie, oficjalnie ogłoszone przez Kościół dotyczy francuskiej zakonnicy. Można się spodziewać, że jego autentyczność zostanie potwierdzona przez odpowiednie komisje i papieża jeszcze w tym miesiącu.

Napisz: Jan Paweł II
Francuska zakonnica, Marie Simon-Pierre Normand w czerwcu 2001 roku zapadła na chorobę Parkinsona. Objawy nasilały się z każdym miesiącem. Po 2 kwietnia 2005, dniu po śmierci Jana Pawła II, jej stan pogarszał się dosłownie z dnia na dzień. Lewa strona ciała była coraz mniej władna. Leworęczna zakonnica nie potrafiła pisać. Z powodu "blokowania się" lewej nogi musiała zrezygnować także z prowadzenia samochodu.

- W dniu, w którym papież umarł, zawalił mi się cały świat - przyznaje siostra. - Patrząc na cierpiącego papieża, bałam się, że mój stan będzie zmierzał w tę samą stronę. Ale kiedy umarł, straciłam przyjaciela, który mnie rozumiał i dawał mi siły, aby iść naprzód. Czułam wielką pustkę, choć jednocześnie miałam pewność, że on jest nieustannie obecny.

Kiedy 13 maja 2005 roku Benedykt XVI otworzył proces beatyfikacyjny Jana Pawła II, współsiostry Marie Simon-Pierre zaczeły się modlić za wstawiennictwem polskiego papieża o jej uzdrowienie. Zdawało się, że bezskutecznie.

Drugiego czerwca - dokładnie w dwa miesiące po śmierci Ojca św. - siostra czuje się na tyle źle, że prosi przełożoną o zwolnienie, ze wszystkich obowiązków. Przełożona namawia ją, by poczekała do sierpnia - ma wtedy jechać do Lourdes - bo, jak mówiła, Jan Paweł II nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Punktualnie o 17.00 każe jej napisać imię papieża. Zakonnica posłusznie, ale bardzo nieczytelnie i z wielkim wysiłkiem pisze: Jan Paweł II.

Tego samego dnia między 21.30 a 21.45 siostra była w swoim pokoju. Czuła, że ktoś lub coś jej mówi: Weź pióro i pisz. Tym razem charakter pisma jest czytelny, jak dawniej. Zdziwiona zakonnica kładzie się spać. Budzi się o 4.30 i okazuje się, że nie odczuwa żadnego bólu ani zesztywnienia ciała. Schodzi do kaplicy i przed Najświętszym Sakramentem odmawia na różańcu tajemnice światła. Kiedy o 6.00 idzie - już z wszystkimi siostrami do kaplicy ponownie - po raz pierwszy od dawna może machać lewą ręką. Porusza się lekko i zwinnie.

- Po wyjściu z mszy św. byłam przekonana, że zostałam uzdrowiona. W południe odstawiłam wszystkie leki - opowiada.

Po pięciu dniach bez kuracji siostrę zbadał neurolog, który leczył ją od czterech lat. Siostra wróciła do normalnej pracy. Pisze bez trudności, prowadzi auto na długich dystansach. Nie leczy się. Przyznaje, że to, co się z nią stało, jest po ludzku trudne do wytłumaczenia. Jest pewna, że na niej spełniły się słowa Pisma św.: Jeśli uwierzysz, ujrzysz chwałę Bożą.

Opolski ślad
Wśród świadectw o uzdrowieniach nadesłanych do postulatora procesu beatyfikacyjnego, znalazł się też akcent opolski.

Arkadiusz pisze, że 1 czerwca (rok pozostaje nieznany) urodził mu się w Opolu syn, Mikołaj Józef. U dziecka stwierdzono ubytek w przegrodzie serca i brak ciągłości łuku aorty. Chłopczyk został przewieziony do Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu. Tydzień póżniej dziecko przeszło 7-godzinną operację. Jego stan był krytyczny.

Kiedy następnego dnia ojca poinformowano, że potrzebna będzie kolejna operacja, niebezpieczna dla życia dziecka, zawiózł on do szpitala i położył przy łóżeczku chorego malucha obrazek z modlitwą o łaski za wstawiennictwem Jana Pawła II i dołączonym do niego skrawkiem sutanny papieża. Rodzice modlili się przez cały czas przez wstawiennictwo Karola Wojtyły do Miłosierdzia Bożego.

- Nastąpił cud. Tętno, ciśnienie i inne funkcje życiowe zaczęły powracać do normy - pisze Arkadiusz. - Odstąpiono od powtórnej operacji. Profesor stwierdził, iż tego nie rozumie i nazwał to zdarzenie "palcem Bożym". Także ordynator był zdania, że powinienem dać świadectwo o cudownym wstawiennictwie papieża.

Sprowadź mnie na dobrą drogę
Janusz z Nowego Jorku od 26 lat jest emigrantem. Jak sam mówi, nigdy nie był praktykującym katolikiem. Ale jest przekonany, że zawdzięcza życie Karolowi Wojtyle.

Marynarz z zawodu i właściciel kilku jachtów w grudniu 2005 roku ruszył w stronę Bermudów z zamiarem opłynięcia świata. Po trzech dniach rejsu sztorm podarł mu dwa żagle. Nie przejął się, bo miał trzy zapasowe komplety. Ale cztery dni później kolejny sztorm położył jacht masztem na wodę. Przez 10 minut nie dało się go podnieść. Wielka fala wybiła dziurę w pokładzie, podróżnik z trudem dotrwał do świtu. Uszkodzenie pokładu udało się usunąć, ale gdy morze się uspokoiło, Janusz z przerażeniem odkrył, że woda wyrwała ster, urwała antenę radiową i zniszczyła całą elektronikę.

- Straciłem kontrolę nad jachtem, który dryfował tak, jak znosiły go prądy morskie i wiatr - pisze Janusz.
Z daleka widział mijające go statki i kutry, ale żaden nie potrafił się z nim połączyć drogą radiową. Krzyki nie pomagały. Po dwóch miesiącach dryfowania zaczęły się kończyć woda, jedzenie i gaz. Zmęczony, przerażony żeglarz usnął i przespał 18 godzin. Po obudzeniu zaczął krzyczeć: Wojtyła, Wojtyła, Wojtyła, pomóż mi! Powtórzył to wezwanie jeszcze kilka razy w ciągu dnia. Kiedy nazajutrz wyszedł na pokład, zobaczył przepływający o zaledwie 500 metrów statek. Zaczął krzyczeć i bić w dzwon. Pomogło. Francuska załoga płynąca do Marsylii nie tylko udzieliła mu doraźnej pomocy, ale powiadomiła o jego istnieniu inny statek udający się z Florydy do Kanady. Rejs trwał jeszcze pięć dni, a leczenie po nim prawie dwa miesiące. Już zdrowy Janusz wrócił do Nowego Jorku, gdzie mieszka do dzisiaj.

On leczy ciało i duszę
Wiele świadectw wysłały do Rzymu pary, które po długim oczekiwaniu - za wstawiennictwem papieża - doczekały się potomstwa.

Maria ze Stobna wyszła za mąż w 1978 roku. Przez sześć lat nie mogła zajść w ciążę. Kiedy kobieta w 1984 roku jechała z mężem do Rzymu, matka kazała jej podczas audiencji powiedzieć o tym kłopocie papieżowi.

W Castel Gandolfo Jan Paweł II podszedł do niej na tyle blisko, że krótka rozmowa stała się możliwa. Ale w tłumie pielgrzymów Maria nie zdecydowała się wyjaśniać Ojcu św., że bezskutecznie czeka na dziecko. Poprosiła tylko o błogosławieństwo. Papież dotknął delikatnie jej policzka i powiedział: Pan Bóg wam wszystkim błogosławi. Rok później Maria dowiedziała się, że jest przy nadziei. Nie ma wątpliwości, że papież pomógł jej swoją modlitwą. Tym bardziej, że córka urodziła się 18 maja 1986 roku - w dniu urodzin papieża, a kolejne dziecko 4 listopada 1990, w dniu jego imienin.

Benedetta z Włoch jest przekonana, że dzięki papieżowi nawróciła się na chrześcijaństwo. I to właśnie uważa za cud. Pewnie ma powody, bo przez 30 lat swego życia, aż do śmierci Jana Pawła II, była ateistką. Nie ukrywa, że ignorowała Boga, Kościół i papieża.

Kiedy papież ciężko zachorował, zobaczyła w telewizji plac św. Piotra wypełniony młodymi ludźmi modlącymi się o jego zdrowie, zaczęła się zastanawiać, czy przypadkiem nie stoi po niewłaściwej stronie. Na wieść, że Jan Paweł II umarł, ku swojemu zaskoczeniu, rozpłakała się. Po raz pierwszy w życiu nie miała wątpliwości: Bóg istnieje.

- I to właśnie jemu, Karolowi, udało się mnie o tym przekonać - przyznaje Benedetta. - W dodatku właśnie wtedy, gdy nie potrafił już mówić. Tyle razy ignorowałam jego nauki, a na koniec ten stary uparciuch zaprowadził mnie jednak do Boga. Podczas jego pogrzebu oddałam mu się w opiekę, aby pomógł mi stawać się dobrą chrześcijanką. Mam nadzieję, że szybko zostanie świętym.

Ksiądz Sławomir Oder, postulator procesu beatyfikacyjnego Karola Wojtyły, wspomina, że za życia papieża klęcznik w jego prywatnej kaplicy był zaopatrzony w szufladę. Jego sekretarze wkładali do niej nadsyłane z całego świata prośby o modlitwę. Po śmierci taką papieską szufladą stał się jego grób. Wielu odwiedzających go zostawia przy nim kartki z prośbami o wstawiennictwo. Sądząc z liczby podziękowań i informacji, jakie docierają do prowadzących proces, te wołania o pomoc nie zostają bez odpowiedzi.

Przy pisaniu tego tekstu autor korzystał z dokumentów archiwum procesu beatyfikacyjnego opublikowanych w książkach: "Cuda" (2008), "Nowe cuda" (2009) oraz "Wielka księga cudów Jana Pawła" (2010). Wszystkie te tomy opublikowało krakowskie Wydawnictwo św. Stanisława Biskupa i Męczennika.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna