Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Największe absurdy Unii Europejskiej

(NTO)
Czyli jak ma stać kura,

- Już w sobotę, 1 maja, poda pan wyniki ogłoszonego przez siebie konkursu na największy unijny absurd. Co skłoniło pana do jego zorganizowania?

- Kiedy ponad pięć lat temu zostałem wybrany na posła do Parlamentu Europejskiego, często w trakcie obrad, a zwłaszcza w trakcie głosowania nad różnymi dokumentami, posłowie wokół mnie zrywali się z miejsc i rozrzucali papiery, krzycząc: "Przecież to absurd! Nad czym my tutaj głosujemy?!". A potem w kuluarach wymieniali się zgryźliwościami na temat przepisów, nad którymi trzeba było głosować.

- Co ich tak bulwersowało?

- Na przykład kwestia lusterek wstecznych w ciągnikach rolniczych i osobno lusterek wstecznych w ciągnikach leśnych, którą kiedyś omawialiśmy. A potem głosowaliśmy.

Pan to podaje tak dla prowokacji, prawda?

- Pan nie wierzy? Ależ tak! My naprawdę nad tym głosowaliśmy. Parlament Europejski reguluje nie tylko kwestię lusterek i wycieraczek w ciągnikach. A co pan powie na taką debatę, cytuję: "Rola i znaczenie cyrku w Unii Europejskiej". Albo: "Jak przybliżyć przestrzeń kosmiczną do Ziemi".

Tak więc, z jednej strony nagradzane propozycje konkursowe pokazują absurdalność niektórych pomysłów unijnych, a z drugiej strony nadmierne marnotrawstwo.

- Na przykład?

- Pięć lat temu, gdy wybieraliśmy szefa Komisji Europejskiej, pana Barroso, nasza grupa polityczna w PE zażądała od niego wykazu utajnionych komitetów roboczych. Przypuszczaliśmy że jest ich ok. 300. Barroso nie chciał nam ich ujawnić, więc postawiliśmy mu ultimatum, że jeśli nam nie dostarczy pełnej listy, to będziemy głosować przeciwko niemu. Na dzień przed głosowaniem wysłał nam wykaz tych komitetów z prośbą o niepublikowanie jej w mediach. Okazało się, że było ich trzy tysiące dziewięćdziesiąt cztery.

Chyba 394.

- Nie, trzy tysiące dziewięćdziesiąt cztery komitety robocze. Dziesięć razy tyle, ile podejrzewaliśmy.

- Po co ich aż tyle?
- Wśród nich znalazło się aż kilka komitetów do spraw etykietowania tekstyliów, dalej komitet do spraw wind, komitet do spraw dobrego samopoczucia zwierząt, komitet do spraw banana, tak, tak do tego obśmiewanego banana i jego krzywizny. I tak dalej... Teraz zmieniono ich nazwę na grupy eksperckie i zredukowano ich liczbę. Obecnie jest ich tysiąc.

- Wróćmy do konkursu...

- Wprawdzie ja jestem jego pomysłodawcą i fundatorem nagród, ale decyzję podejmuje jury pod przewodnictwem politologa prof. Marka Żmigrodzkiego. Nasze jury przyjmuje zgłoszenia tylko udokumentowane, podparte dyrektywą lub cytatem wypowiedzi, np. komisarza UE. Co roku wpływa około stu zgłoszeń. Jako pierwszy absurd nasza komisja nagrodziła pięć lat temu dyrektywę, która brzmi "O produkcji jaj hodowlanych na wolnym wybiegu".

- Brzmi pożytecznie.

- Owszem. Tyle tylko, że po wielu miesiącach ciężkiej pracy orzeczono, cytuję dosłownie: "Kura w klatce ma stać pazurami do przodu". To było jedno z donioślejszych ustaleń.

- Eurobiurokraci boją się waszego konkursu?

- Na pewno go monitorują. Niedawno KE wycofało przepis nakazujący liczenie sęków w desce, co poczytuję za drobny sukces naszego konkursu. Poza tym stwierdzono, że nikt się do tego przepisu nie stosował.

- A komu próbowano w ten sposób dogodzić?

- Zarówno Rada, jak i Komisja Europejska dążą do tego, aby wszystko standaryzować, ujednolicać, aby mieć wpływ na każdy aspekt życia i aktywności człowieka. Podliczanie sęków było właśnie taką desperacką próbą standaryzowania czegoś, co niekoniecznie trzeba znormalizować.

- Kolejne przykłady?

- Proszę bardzo. Tarcznik niszczyciel. Jest to szkodnik, który niszczy drzewa. Rada i Komisja Europejska postanowiły z nim walczyć, wydając, cytuję, "zakaz posiadania jego okazów poprzez państwa członkowskie".

- To tak, jakby chcąc walczyć z katarem, zakazać ludziom kichania.

- Kiedyś publicznie powiedziałem, że jak kogoś latem na działce tną komary, to wystarczy napisać do Komisji Europejskiej, a ona wyda dyrektywę o zakazie posiadania komarów.

- Ale przecież Unia to też masa korzyści: brak kontroli na granicach, możliwość pracy...

- Te zalety są bezsporne. Ale w imię czego musimy godzić się, aby Unia wchodziła we wszystkie aspekty naszego życia? Już nawet nie gospodarczego, ale prywatnego. Dlaczego unia ma ustalać wielkość ogórka...

- O tym słyszałem...

- ...albo ciężar kapusty...

- A to dla mnie nowość!

- Albo czy musi nam regulować kanty ścian w szpitalach?

- Kanty?

- Tak. Muszą być okrągłe i to ściśle według opracowanych instrukcji. Albo czy Parlament Europejski musi zajmować się takimi uregulowaniami, o proszę, mam je nawet przed sobą, jak "Minimalne wymagania dotyczące komunikatów werbalnych"?

- A co to w ogóle jest?

- Są to określone unijne standardy dotyczące formułowania krótkich wypowiedzi. Należy się zastanowić, czy na pewno chcemy na to przeznaczać naszą składkę członkowską.

- Słucham dalej.

- A dalej jest... jeszcze dalej! Na przykład w zeszłym roku otrzymaliśmy zalecenie, żeby unikać zwrotów wskazujących na konkretną płeć. Według zaleceń, nie można używać słów typu dyrektorka, kierowniczka...

- Toż dopiero co feministki walczyły o tę dyrektorkę...
- A dziś jest to już niepostępowe. Nasze feministki pozostały w tyle. Ma być bezpłciowo. Zalecono również, aby np. w języku angielskim unikać zwrotów Mrs, Miss, w niemieckim Frau, Fräulein, czyli pani, panna. Zamiast tego zaleca się zwracać po imieniu, ponieważ autorzy uważają, że samo wskazanie stanu cywilnego jest już dyskryminacją.

- A pocałować w rękę jeszcze można?

- W niektórych krajach może to zostać uznane za molestowanie seksualne, więc zalecam ostrożność.

- Czy jest coś, czym nas jeszcze Unia zadziwi?

- Kiedyś w towarzystwie zażartowałem sobie, że Komisja Europejska zajęła się regulacją sznurowania butów, oddzielnie prawego, oddzielnie lewego. I moi rozmówcy w to uwierzyli. Ale nie dlatego że tacy naiwni, ale że przyzwyczaili się do absurdalnych regulacji.

- Może ja tego nie zapiszę, bo ktoś przeczyta i jeszcze podchwyci?

- Może... W zeszłym roku nagrodziliśmy tylko propozycję przepisu, a nie gotowy przepis, żeby wprowadzić dwa różne egzaminy na prawo jazdy: jeden na manualną skrzynię biegów, a drugi na automatyczną.

- Gdybym zatem zamienił swego fiata z ręczną skrzynią na automatycznego "amerykana", musiałbym raz jeszcze zdawać prawko?

- Tak, choć tryb przypuszczający jest tu raczej niewłaściwy. Jak pokazuje pragmatyka działań w UE, tego typu ogłaszane propozycje po prostu wchodzą w życie i stają prawem.

- Skąd w nich taka pasja do płodzenia tylu regulacji?

- Rodzą się one w wyniku kompromisów w Radzie i Komisji Europejskiej, ale także nie należy zapominać, że w różnych strukturach UE pracuje tysiące urzędników. Aby więc tę swoją pracę uzasadnić, aby jej nie stracić, wykazują się częstokroć nadmierną fantazją twórczą i wymyślają problemy.

- Ale żeby aż tak przeginać? Przecież europosłowie i eurourzędnicy nie są durniami.

- Oczywiście, że nie. Są to ludzie kulturalni, wykształceni, władają kilkoma językami, są obyci w świecie. Jednak każda z pozoru absurdalna decyzja ma drugie dno - finansowe.

- Jak to rozumieć?

- Odpowiem tak. W 2006 r. kapituła naszego konkursu wyróżniła pomysł uznania ślimaka za rybę śródlądową. Tę inicjatywę Unia wcieliła w życie w tym roku i ślimak został rybą. Dlaczego? Otóż zamiana ślimaka na rybę powoduje, że Francuzi, którzy zbierają i hodują najwięcej ślimaków, będą mogli otrzymać na ich hodowlę, tzw. ślimakoryb, takie same dotacje jak na prawdziwe ryby.

Znana jest sprawa marchewki, która w Portugalii została uznana za owoc. Dlaczego? Bo Unia dotuje dżem, a dżemy robi się z owoców. Ale w Portugalii dżemy robi się z marchewki, więc aby pozyskać na te portugalskie dżemy dotacje, marchewka stała się owocem.

Obśmiewany banan i jego krzywizna też jest tylko sprawą wtórną. Bo tak naprawdę kryje się za tym chęć narzucenia Unii, aby dofinansowywała banany tylko z byłych kolonii francuskich. Powołano komisję, która miała odrysować banan francuski i zrobić rzekomo wzorcowy bananowy szablon.

- I każdy banan, który nie zmieści się w szablonie, miał iść na śmietnik?

- Nie, on był za mało unijny, przestawał być bananem. Można się zastanowić, czy np. banan Chiquita stał się jabłkiem? Z pewnością zaczął mieć większe problemy niż tzw. banan unijny, ale przede wszystkim nie mógł być dotowany. Za tymi absurdami, które nas tak oburzają lub rozśmieszają, kryje się głęboki sens, często finansowy. Dlatego nasz konkurs nie jest tylko czczą zabawą na wyłapywanie absurdów europejskich. On ma zadanie uświadamiać ludziom, na co wydawane są ich pieniądze. Na co przeznacza się ten jeden procent PKB składki każdego kraju, także Polski.

Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna