Było głośne na całą Polskę odebranie psów, które przebywały w rzekomo straszliwych warunkach. Skończyło się umorzeniem sprawy. Ale właściciel do dziś nie odzyskał zwierząt. Chce jednak odzyskać dobre imię, bo w mediach przedstawiono go jako potwora.
Nie wrócą, bo nie żyją
Nie zanosi się na to, by Jarosław Tyszkiewicz z Rusi nieopodal Wizny odzyskał wszystkie psy, nawet po tym, jak ani prokuratura, ani władze gminy (po kilku kontrolach) nie dopatrzyły się znęcania się nad zwierzętami w jego hodowli. Pracownicy Pogotowia dla zwierząt, którzy zarekwirowali labradora i dwa pieski rasy dalmatyńczyk z jego hodowli przyznają, że dwa szczeniaki... zdechły.
W październiku ub. r. Pogotowie dla zwierząt zabrało panu Jarosławowi trzy psy. Chcieli także odebrać kilka pozostałych.
- Przebywanie w takich warunkach, na takiej przestrzeni i takiej liczby zwierząt, naraża zdrowie oraz życie posiadanych psów na niebezpieczeństwo, jednocześnie powodując cierpienie fizyczne i psychiczne - uzasadniali obrońcy zwierząt.
Jednak ich zdania nie podzieliła prokuratura, która sprawę umorzyła. Zwrócili się do wójta o odebranie psów, ale decyzja w sprawie tego wniosku była odmowna. Miesiąc temu Wojewódzki Sąd Administracyjny w Białymstoku decyzję wójta podtrzymał.
- Nie mamy pieniędzy na dalsze batalie sądowe - przyznaje się do porażki Grzegorz Bielawski, prezes Pogotowia dla zwierząt. - A dalmatyńczyki nie przeżyły, bo były bardzo zarobaczone - tłumaczy.
Więcej w jutrzejszym wydaniu łomżyńskim Gazety Współczesnej i na www.wspolczesna.pl
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?