Żadne przepraszam nic tu nie da. Jego po prostu już nie ma - mówiła przez łzy Małgorzata, żona Waldemara Kazuli, który zginął w wypadku spowodowanym przez wikarego Sławomira W. - Modlę się, żeby ksiądz zrozumiał, jaką krzywdę zrobił mnie i moim dzieciom.
Była to jej odpowiedź na przeprosiny duchownego, jakie złożył podczas piątkowej rozprawy w sądzie w Siemiatyczach. Tam ruszył właśnie proces przeciwko byłemu wikaremu parafii w Dziadkowicach Sławomirowi W. 6 kwietnia spowodował on wypadek w miejscowości Malewice (pow. siemiatycki). Wyjeżdżając z zawrotną prędkością z zakrętu drogi, stracił panowanie nad seatem na bardzo śliskiej jezdni i uderzył w jadącą z naprzeciwka mazdę. Jak wynika z badań, miał 3,17 promila alkoholu.
Spowodował wypadek, potem odprawiał msze za ofiary
- Wcześniej były święta. Byłem w gościach i spożywałem alkohol - zeznał przed sądem ksiądz Sławomir W. - Żebym wiedział w ten dzień, że mam w sobie jeszcze alkohol, wcale bym nie siadał i nie jechał.
Po złożeniu zeznań, dotyczących przebiegu wydarzeń, dodał: - Chciałbym wszystkich poszkodowanych serdecznie przeprosić. Wiem, że już się to nie wróci. Odprawiałem msze święte za zmarłego Waldemara oraz za innych poszkodowanych i ich rodziny.
Potem odmówił odpowiedzi na pytania sądu i prokuratury.
Jego przeprosiny nie spotkały się ze zrozumieniem większości poszkodowanych. Poza żoną tragicznie zmarłego Waldemara Kazuli, swój żal do postawy księdza wyraziła też rodzina Ciepłuchów jadąca mazdą, w którą uderzył wikary.
- Ze mną ksiądz osobiście się nie kontaktował i słowo "przepraszam" z jego ust przez te 8 miesięcy nie padło - powiedział Zygmunt Ciepłucha, który wraz z dwoma synami uczestniczył w wypadku. Jak dodał, po pytaniach obrony, kontaktował się z nimi brat wikarego, a sam oskarżony nie uchylał się przed odpowiedzialnością finansową (zapłacił za niezbędne badania jego syna), ale i tak nie jest w stanie wybaczyć tego, co duchowny zrobił jego rodzinie. Pan Zygmunt przez co najmniej pół roku będzie jeszcze chodził o kulach. W nogę ma wstawioną płytkę i śruby. Również jego synowie Rafał i Przemysław odnieśli poważne obrażenia w wyniku wypadku.
"Nie szybko..., co najwyżej 100 km/h"
Poszkodowani byli też mężczyźni, którzy jechali seatem wraz z księdzem. Jeden z nich do tej pory ma w ręce 9 śrub i szynę. Dwaj pozostali doszli już do siebie. Jeden w wyniku obrażeń zmarł. Ci, którzy przeżyli przed sądem zeznawali, że nie pamiętają, by tego dnia ksiądz pił. Jak jednak wynika z ich zeznań, mogą tego nie pamiętać, bo wszyscy, podczas wypadku, byli pod wpływem alkoholu. Nie są też pewni, czy ksiądz jechał szybko. Jak zeznał jeden z jego pasażerów: "Nie było to chyba szybko, co najwyżej 100 km/h" (z zeznań Ciepłuchów i mieszkańców Malewic wynika, że mogło to być nawet powyżej 140 km/h).
Dlatego, na wniosek prokuratury, sąd postanowił powołać biegłego z zakresu ruchu drogowego, który w ciągu miesiąca ma przeprowadzić badania i przygotować opinię dotyczącą tego, z jaką prędkością jechał ksiądz. Dopiero, gdy ona powstanie, wyznaczony będzie termin kolejnej rozprawy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?