Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Robert za swój błąd zapłaci ogromną cenę [REPORTAŻ]

Helena Wysocka [email protected]
Robert M. pracuje w szpitalu od kilkunastu lat. Prowadzi też prywatną praktykę. W sprawie Grażyny M. nie ma sobie nic do zarzucenia. – Jestem niewinny – przekonuje.
Robert M. pracuje w szpitalu od kilkunastu lat. Prowadzi też prywatną praktykę. W sprawie Grażyny M. nie ma sobie nic do zarzucenia. – Jestem niewinny – przekonuje.
Dożywotnią rentę będzie płacił suwalski szpital dziecku, które jest chore, bo lekarz popełnił błąd. Tak orzekł sąd. - Wolałabym nie dostawać tych pieniędzy i cieszyć się zdrowym synem - mówi matka chłopczyka.

To pierwszy taki wyrok w naszym regionie. - Trzeba liczyć się z tym, że takich pozwów oraz orzeczeń będzie coraz więcej - mówi dr Lech Chatkowski, przewodniczący Izby Lekarskiej w Suwałkach. - Tak jest za granicą. Znam przypadki, że lekarze pracujący na obczyźnie musieli sprzedawać domy, wyzbywać się swojego majątku, aby zapłacić swojemu byłemu pacjentowi, albo jego rodzinie odszkodowanie.
I dodaje, że takie decyzje sądu wpisane są w ryzyko zawodu.

- Czasem o zdrowiu, czy życiu pacjenta decyduje zbieg różnych okoliczności - mówi przewodniczący. - Dlatego lekarz oceniany jest nie z efektu końcowego, ale sposobu leczenia. Musi być ono całkowicie zgodne z kanonem wiedzy oraz etyką zawodową.

Będzie chory do końca życia

Grażyna M. mieszka w Suwałkach i jest matką dwojga dzieci. Jedno ma osiem lat, drugie - sześć. Problemy z porodem kobieta miała już przy pierwszym dziecku. Lekarze zdecydowali się wówczas na cesarskie cięcie.

W 2005 roku pani Grażyna, będąc w dziewiątym miesiącu drugiej już ciąży trafiła na oddział patologii ciąży Szpitala Wojewódzkiego w Suwałkach. Narzekała na złe samopoczucie, zanikało tętno płodu. Kilka godzin później została przeniesiona na blok porodowy, gdzie nocny dyżur miał Robert M.
- Nawet nie zapytał, jak się czuję - skarżyła się kobieta. - Nie badał mnie w ogóle.

Kilka godzin później, mimo że wyniki badań ktg były złe, dyżurujący lekarz polecił odłączyć urządzenie. Ale wówczas także nie podjął decyzji o zabiegu. Uczynił to parę godzin później. Ostatecznie kobieta doznała obrażeń narządów wewnętrznych, a Krzyś urodził się chory. Cierpi na porażenie mózgowe, astmę, autyzm i ma epilepsję. Nie mówi i nie wiadomo, czy kiedykolwiek zacznie. Dziecko uczy się w ośrodku specjalnym i wymaga ciągłej rehabilitacji.

- Prawdopodobnie nigdy nie wróci do zdrowia - kobieta ociera łzy. - Jeździmy od lekarza do lekarza, próbujemy mu pomóc. Czasem brakuje sił i pieniędzy.

Długo nie miała pojęcia, co się stało. Dopiero trzy lata temu, podczas wizyty u kolejnego specjalisty dowiedziała się, że syn cierpi z powodu zaniedbań podczas porodu. Wtedy złożyła doniesienie do prokuratury. Wystąpiła też z powództwem cywilnym wobec szpitala.

- Wszyscy mi mówili, że podejmuję walkę z wiatrakami, że z lekarzem nikt nie wygrał - dodaje pani Grażyna. - Ja nie traciłam nadziei. Wiedziałam, że swojemu dziecku zbyt wiele nie pomogę, nikt czasu nie cofnie. Ale chciałam coś zrobić dla innych. Może, dzięki mojej sprawie, lekarze będą lepiej czuwać nad pacjentkami. Nawet, jeśli jest to nocny dyżur.

Suwalska prokuratura, która zajęła się sprawą zleciła biegłym opracowanie opinii. Były niekorzystane dla ginekologa. Biegli jednoznacznie twierdzili, że decyzja o zabiegu została podjęta zbyt późno.
W sądzie Robert M. szedł w zaparte. Próbował przekonywać, że odpowiedzialność za poród ponosi położna. To ona powinna monitorować stan ciężarnej i w razie jakiegokolwiek zagrożenia informować o tym lekarza.

- Współczuję, że dziecko jest chore - mówił ginekolog. - Ale to nie moja wina. Ludzie często myślą, że lekarz może wszystko. Nie jest to prawda.

Sąd skazał Roberta M. na karę więzienia w zawieszeniu. Orzekł też, że musi zapłacić 60 tysięcy zł na rzecz poszkodowanej kobiety i jej dziecka.

Ginekolog, który nie przyznawał się do winy, zaskarżył wyrok. 1 września ma być rozpatrzona apelacja w tej sprawie.

Wszyscy odpowiadamy za swoje błędy

Kilka dni temu zapadł też, jeszcze nieprawomocny, wyrok w sprawie cywilnej. Decyzją sądu Szpital Wojewódzki w Suwałkach musi zapłacić choremu chłopcu 300 tysięcy zł zadośćuczynienia plus karne odsetki za ostatnie trzy lata (od czasu złożenia pozwu).

Placówka ma też płacić dziecku dożywotnią rentę. Co miesiąc 2 tysiące złotych. Licząc od urodzenia, aż do śmierci.

- Szpital będzie również ponosił odpowiedzialność za ewentualne przyszłe skutki zdrowotne wynikające z zaniedbania lekarza - informuje Marcin Walczuk, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Suwałkach.
Grażyna M. przyznaje, że jest to pewne zabezpieczenie dla syna. Czy wystarczy na całe życie, nie wiadomo.

- Nie chcę ani złotówki dla siebie - zapewnia kobieta. - Wszystkie pieniądze pójdą na rehabilitację Krzysia.

Rodzina nie należy do najbogatszych. Ojciec chorego chłopca zarabia niewiele ponad tysiąc złotych miesięcznie. Kobieta nie może podjąć żadnej pracy. Musi opiekować się Krzysiem.
Zdaniem Zbigniewa Dudko, prezesa Stowarzyszenia Pacjentów Primum Non Nocere, żadna kwota nie zrekompensuje krzywdy, jaka została wyrządzona chłopcu.

- To, co dzieje się w szpitalach często przechodzi ludzkie pojęcie - dodaje działacz. - Niektórzy lekarze, zamiast zajmować się chorymi kładą się spać. Wiemy to nie tylko od pacjentów, ale też medyków, którzy przychodzą do nas i opowiadają, jak postępują ich koledzy.

Dudko mówi, że w latach 90., kiedy stowarzyszenie rozpoczynało swoją działalność, w województwie podlaskim, w ciągu roku do sądów trafiło około 50 pozwów rocznie.

- Teraz nikt nie robi takich statystyk - dodaje rozmówca. - Szacujemy jednak, że w grę może wchodzić około 2 tysięcy pozwów rocznie. A pamiętać należy także o tym, że nie zawsze sprawa trafia na wokandę. Część szpitali uznaje roszczenia pacjenta i dobrowolnie wypłaca odszkodowanie.

W ocenie prezesa Dudko lekarz, z powodu którego szpital traci pieniądze, także powinien być pociągnięty do odpowiedzialności.

- Wszyscy odpowiadamy za swoje błędy- tłumaczy. - Dlaczego więc ta grupa zawodowa ma być traktowana inaczej?

Czy i jaką karę poniesie Robert M., na razie nie wiadomo. Nie wykluczone, że szpital będzie wnosił apelację od wyroku. - Ewentualne roszczenia pokryje firma ubezpieczeniowa - mówi Adam Szałanda, dyrektor Szpitala Wojewódzkiego w Suwałkach. - A lekarz? Może nawet stracić pracę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna