Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wielokulturowe Podlasie to mit

Magdalena Kleban, (tom) [email protected]
Sejneński wójt Witold Liszkowski przy zniszczonym pomniku w skansenie w Puńsku
Sejneński wójt Witold Liszkowski przy zniszczonym pomniku w skansenie w Puńsku
Czy jako region jesteśmy społeczeństwem tolerancyjnym, gdzie obok siebie w zgodzie żyją przedstawiciele wielu narodów? Czy rację ma profesor socjologii i wieloletni badacz kultury naszego pogranicza, prof. Andrzej Sadowski, że nasza wielokulturowość to bardzo przyjemny mit, który jednak z rzeczywistością nie ma nic wspólnego?

Wydarzenia ostatniego tygodnia przeciwko mniejszości litewskiej w Puńsku i kolejne w Białymstoku, gdzie ofiarą ataków padły centrum muzułmańskie i polsko-pakistańska rodzina, zburzyły, a przynajmniej mocno nadwyrężyły, nasze przekonanie o tolerancyjnym i wielokulturowym Podlasiu.

Ten wyjątkowy zbieg okoliczności (bo przecież trudno wydarzenia w oddalonych od siebie stolicy Podlasia i na Sejneńszczyźnie łączyć ze sobą) boleśnie uświadomił nam, jak kruche jest wspólne koegzystowanie obok siebie społeczności różnych narodowości, jak ciężko wreszcie nam zaakceptować w naszym najbliższym środowisku przybyszów z innych państw, innej kultury.

Wielokulturowość? Skończmy z tym mitem

W poniedziałek na pograniczu polsko-litewskim odkryto, że ktoś zniszczył 28 dwujęzycznych tablic z nazwami miejscowości w gminie Puńsk (ok. 80 proc. mieszkańców tych terenów to Litwini). Żeby nie było wątpliwości co do charakteru tego wybryku, litewskie nazwy zamalowane zostały białą i czerwoną farbą. Niemal w tym samym czasie w skansenie w Puńsku zniszczono pomnik postawiony na pamiątkę pierwszego przedstawienia teatralnego w języku litewskim w gminie, a we wsi Bubele nieznany jeszcze sprawca oblał farbą pomnik litewskiego poety Albinasa Żukaskasa.

Reakcja władz na te wydarzenia była natychmiastowa. Niemal od razu prokuratura w Sejnach wszczęła śledztwo w tej sprawie, a Maciej Żywno, wojewoda podlaski powołał specjalny zespół dochodzeniowy w skład którego wchodzą policjanci, strażnicy graniczni i funkcjonariusze ABW. Zresztą w sprawę zaangażowanych jest całe mnóstwo innych osób: Radosław Sikorski, polski minister spraw zagranicznych, potępił to wydarzenia i wydał specjalne oświadczenie, głos w sprawie zabrał premier Litwy oraz polski i litewski minister sprawiedliwości. Głos zabrał i Jerzy Miller, który w środę odwiedził podlaskie przejścia graniczne.

- Polska zawsze była krajem wielonarodowym, wielokulturowym z wieloma religiami i Polacy mają to w sobie - szacunek dla sąsiada który niekoniecznie musi być też narodowości polskiej. Traktuję to jako wandalizm, przykry, wręcz źle świadczący o Polsce, ale to nie jest tylko w Polsce niestety zdarzającym się przypadkiem - mówił Miller w Kuźnicy Białostockiej.

Ale czy rzeczywiście? Tego dobrego, mimo wszystko, samopoczucia nie podziela białostocki socjolog specjalizujący się w problemach wielokulturowości i pogranicza - profesor Uniwersytetu w Białymstoku, Andrzej Sadowski. - Ani jesteśmy tolerancyjni, ani w wielokulturowym społeczeństwie nie żyjemy - twierdzi profesor.

Uważa wręcz, że sprowadzanie takich incydentów wyłącznie do zachowań chuligańskich, wyjątków w zachowaniu od zazwyczaj tolerancyjnego społeczeństwa - jedynie zakłamuje nasz obraz.
- To zresztą najczęstszy mechanizm tłumaczenia grupy społecznej: odsunąć problemy od siebie, zamieść pod dywan, kołdrę. Tu widać też kolejny problem. My ciągle mylimy pojęcie "polskie", określając tak społeczeństwo, podczas gdy to jest nazwa narodu. Myślę, że już czas najwyższy zacząć to rozróżniać - uważa socjolog.

- Wbrew bowiem temu, co sądzi wielu, nie jesteśmy tak jednolici jakby się wielu wydawało. Coraz więcej osób dostrzega złożoność naszego województwa. Złożoność, którą mylnie określa się mianem wielokulturowości, co w moim przekonaniu jest wielkim mitem.
Zdaniem profesora przez długi czas udawało się w naszym regionie utrzymać pozory zgodnego społeczeństwa, bo mieszkające tu mniejszości asymilowały się. Teraz, kiedy niektórzy tego nie chcą, zaczynają się niesnaski.

- Ciągle oczekujemy pewnego standardu zachowań od mniejszości, np. od Białorusinów że będzie antyłukaszenowska. A właściwie dlaczego? Mniejszość to tacy sami ludzie, jak i reszta. Są tam osoby o poglądach lewicowych, prawicowych, ci co interesują się polityką, ale i tacy, którym jest to obojętne - dowodzi. - Powinniśmy to zaakceptować.

Różnie rozumiany patriotyzm

Ale nie tylko przedstawiciele mniejszości stali się obiektem ataków nacjonalistycznych. W minionym tygodniu w Białymstoku doszło do dwóch ataków na Muzułmanów. Najpierw w weekend, z soboty na niedzielę, wybuchł pożar w budynku użytkowanym przez Muzułmańskie Stowarzyszenie Kształtowania Kulturalnego w Białymstoku. Dzień później ogień podłożono pod drzwiami polsko-pakistańskiego małżeństwa.

W pierwszym wypadku już z pierwszych policyjnych ustaleń wynikało, że sprawcy wyważyli drzwi wejściowe do budynku. Potem zaczęli niszczyć drewniane elementy wyposażenia parteru, m.in. podłogę i meble, łazienkę oblali łatwopalną cieczą i podpalili.

Profesor Andrzej Sadowski widzi kilka przyczyn takich zachowań. - Myślę, że takim podstawowym powodem jest skrajnie pojmowany patriotyzm. I w tym widzę cały dramat, że to nie jest czyn chuliganów, tylko pewnej grupy ludzi którzy mają poczucie misji, obrony narodu polskiego przed innymi. Ale ponieważ są to czyny publicznie piętnowane, to sprawcy działają w nocy, potajemnie. Ja sądzę, że powinniśmy się przyjrzeć naszej interpretacji patriotyzmu, rozpocząć publiczną debatę jaki ten nowoczesny, polski patriotyzm być powinien.

Zresztą zdaniem socjologa, nie tylko ten dziwacznie i niebezpiecznie pojmowany patriotyzm jest tutaj problemem. Zwraca on uwagę, że zazwyczaj sprawcami takich czynów są osoby, które określa się mianem wykluczonych społecznie: biednych, bezrobotnych, którzy winą za swoje niepowodzenia obarczają "innych".

Nie bez znaczenia jest i to, że ciągle należymy do społeczeństwa konserwatywnego.
- I nie jesteśmy gotowi na przyjęcie tego "obcego", który będzie nie tylko naszym gościem - podkreśla Sadowski. - To bardzo zresztą symptomatyczne, bo hasło gościnności jest hasłem społeczeństwa tradycyjnego. Te nowoczesne albo kogoś przyjmuje albo nie. My zaś możemy gościć w domu, przy suto zastawionych stołach, ale na ogół nie pozwolimy żeby ktoś taki zajrzał do naszej kuchni, żeby zobaczył jacy naprawdę jesteśmy. Problem pojawia się wówczas, kiedy ten "gość" chce zostać.

Ale choć on sam nie widzi nas na razie jako społeczeństwa wielokulturowego, to dążenie do niego uznaje za jedyną możliwą alternatywę.

- Co w zamian? - pyta retorycznie. - Powrót do idei narodowej, do represji wobec mniejszości, do zamykania granic. Przecież to absurd, to się kłóci z podstawowymi wartościami demokracji jak wolność, równość i sprawiedliwość - dodaje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna