Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jestem kochanką wielu. Przez telefon

Karol Wasilewski [email protected]
Monika: Tych ludzi po prostu doi się na grube pieniądze, a raczej oni sami siebie doją.
Monika: Tych ludzi po prostu doi się na grube pieniądze, a raczej oni sami siebie doją.
- Zanim nie zaczęłam pracować w tej firmie, nie miałam pojęcia, jakie zboczenia i fantazje erotyczne mogą mieć ludzie - przyznaje podlasianka.

Praca Moniki na pierwszy rzut oka niczym nie różni się od tej, którą wykonują jej koleżanki: Zośka zatrudniona w jednej z suwalskich fabryk i Hanka harująca jako telefonistka w białostockim radio taxi. Wszystkie pracują na trzy zmiany, po 8 godzin na dobę. Każda ma jedną przerwę na posiłek lub kawę. I każda zarabia po kilka złotych za godzinę. Z tą drobną różnicą, że Monika głośno nie chwali się tym, co naprawdę robi. Bo jak tu powiedzieć rodzinie, że zarabia na życie wysyłając napalonym facetom setki sms-ów, jak to cudownie i długo zaspokajałaby ich seksualnie…

Gazeta Współczesna - wspolczesna.pl na Facebooku - wybierz "Lubię to". Będziesz na bieżąco

Monika pracuje w warszawskiej centrali seks-anonsów, które znaleźć możemy w prawie każdej kolorowej gazecie. 23-latka pochodzi z Suwalszczyzny, jednak - jak sama mówi - przez jej firmę przewijają się setki młodych ludzi z różnych części naszego kraju.

Rodzice by się spalili ze wstydu
Z Moniką umawiam się w jednym z pubów na warszawskiej Pradze. Dziewczyna bardzo chętnie i otwarcie opowiada o swojej profesji, nie czuje dyskomfortu i nie wstydzi się swojej pracy. Twierdzi, że jej bliscy znajomi doskonale wiedzą, czym się zajmuje. Jednak zdecydowanym głosem podkreśla, że nie życzy sobie, aby podawać jej prawdziwe imię i nazwisko, bo rodzina mieszkająca w województwie podlaskim nie ma pojęcia, jak Monika zarabia na życie.

- Znajomi znajomymi, tu, w Warszawie, jest inna mentalność i ludzie są bardziej tolerancyjni - wyjaśnia. - Ale gdyby moi rodzice wiedzieli, że codziennie wysyłam setki erotycznych sms-ów do facetów, których nie widziałam na oczy, to najpierw spaliliby się ze wstydu, a potem by mnie chyba wydziedziczyli. Są bardzo konserwatywni! - tłumaczy Monika.

Dodaje też, że mogłaby mieć olbrzymie nieprzyjemności w swojej firmie. Że tak otwarcie zdradza szczegóły pracy erotycznej telefonistki, od podszewki...
- Wszystko, co robimy, jest oczywiście zgodne z prawem i legalne, ale ludzie po prostu nie czytają regulaminów i dają się naciągać... - wyjaśnia.

Nie tak różowo jak w "Magdzie M."
Dlaczego zdecydowała się na pracę takiej branży?
- Ludzie wyjeżdżają z mniej rozwiniętych regionów kraju do Warszawy myśląc, że na z dnia na dzień staną się wziętymi prawnikami, managerami czy przedstawicielami handlowymi zarabiającymi po kilkanaście tysięcy złotych miesięcznie - analizuje Monika. - A później zderzają się z szarą rzeczywistością. Okazuje się, że w stolicy nie jest tak różowo, jak to pokazują w "Magdzie M." i trzeba pójść do jakiejkolwiek pracy, żeby, chociaż opłacić pokój, który się wynajmuje.

Podobnie było z Moniką. Wyjechała do Warszawy z wielkimi nadziejami na przyszłość i szybki zarobek. Planowała zaocznie studiować politologię na Uniwersytecie Warszawskim i jednocześnie pracować. Ale okazało się, że wcale nie tak łatwo było znaleźć jakąś w miarę normalną robotę. W końcu koleżanka zaproponowała jej, by przyszła spróbować swoich sił jako seks-telefonistka.

- Zgodziłam się, bo już wiedziałam, że lepiej jest siedzieć osiem godzin w cieple i przy komputerze, niż przekładać kartony w markecie, czy smażyć kebaby na dworcu - tłumaczy. - Czy miałam jakieś opory moralne? Może na początku, ale ja przecież nie uprawiam z tymi facetami seksu, a jedynie odpisuję na erotyczne sms-y. Większe opory powinno się mieć z innego powodu. Tych ludzi po prostu doi się na grube pieniądze, a raczej oni sami siebie doją.

Tylko wyślij sms...
Monika tłumaczy, w jaki sposób działają tego typu "seks-firmy". Najpierw wykupują reklamę w popularnych pismach czy w telegazecie. Erotyczne ogłoszenia zazwyczaj opatrzone są zdjęciami półnagich lub wręcz nagich, pięknych i niezwykle atrakcyjnych kobiet. Do każdej fotki dołączony jest jednoznaczny opis: "Witaj! Masz ochotę się zabawić? To cudownie, bo ja również. Nawet nie możesz sobie wyobrazić, co bym z Tobą zrobiła, gdybyś tylko wpadł w moje rączki. Wiłbyś się z rozkoszy, a jedyne, o czym byś marzył to to, bym nigdy nie przestawała. Chcesz się skontaktować? Wyślij SMS…"

- Koszt takiego sms-a może być różny, w zależności od tego, w jakiej gazecie ukazało się ogłoszenie - wyjaśnia dziewczyna. - Ale zazwyczaj stawki oscylują od 3 do 10 zł. I oczywiście chodzi o to, aby naciągnąć klienta na jak największą liczbę sms-ów.

I do tego właśnie zatrudnia się "seks-telefonistki". Ich zadaniem jest takie podkręcanie atmosfery, aby klient przysłał jak najwięcej sms-ów (po 3-10 zł każdy!).
- Czasami taka sms-owa korespondencja z klientem trwa bardzo długo - potwierdza Monika.

Zresztą im dłużej, tym lepiej. Każda osoba zatrudniona jako seks-telefonistka musi wyrobić dzienny limit, za który firma wypłaca wynagrodzenie. Minimum to... 90 erotycznych sms-ów dziennie.

- Ale zazwyczaj jest tego dużo więcej - dodaje Monika. - Idzie szybko, bo nie piszemy tych erotycznych wiadomości na telefonach tylko korzystamy z klawiatury komputera. W ten sposób zazwyczaj jeden pracownik jest w stanie obsłużyć 50-60 klientów w ciągu 8 godzin.

Czasami, jak mówi Monika, jak się trafi na wyjątkowo napalonego gościa, to koresponduje się z nim przez pół dnia.

- Zanim nie zaczęłam pracować w tej firmie, nie miałam pojęcia, jakie zboczenia i fantazje erotyczne mogą mieć ludzie - przyznaje podlasianka. - Często piszą, że wyobrażają sobie, że przywiązują mnie do łóżka, że tarzają się ze mną w błocie, że ja im... obgryzam paznokcie lub że oddają na mnie mocz. Zdarzają się też tacy, którzy chcieliby robić to ze mną w zatłoczonym metrze czy na pełnej ludzi plaży. Na wszystkie sms-y muszę jednak odpowiadać z pełną powagą i zaangażowaniem, tak jakby ten obleśny, stary chłop, który do mnie pisze, naprawdę mnie podniecał.
Wydają kilka tysięcy zł miesięcznie

Jak twierdzi Monika, niektórzy z jej stałych klientów wydają na takie erotyczne sms-y nawet kilka tysięcy złotych miesięcznie.
- To przez samotność - wyjaśnia seks-telefonistka. - Brakuje im drugiej połówki, prawdziwej miłości i fizyczności z kobietą. Faktem jest jednak, że za te pieniądze, które wydają na sms-y, często mogliby mieć prostytutkę. I co ciekawe, ci wszyscy piszący do nas faceci naprawdę wierzą, że korespondują z 19-letnimi sex-bombami, oddanymi tylko i wyłącznie im. Nie mają pojęcia, że czasami odpisuje im 22-letni, pryszczaty student filozofii...

Jak twierdzi Monika, w jej firmie do odpisywania na erotyczne sms-y zatrudniane są zarówno kobiety, jak i mężczyźni. Ci ostatni stanowią jedną trzecią "atrakcyjnych seks-telefonistek". Tak więc prawdopodobieństwo, że napalony mężczyzna trafi na odpisującego mu faceta jest całkiem duże.

- Takie firmy zatrudniają głównie studentów - wyjaśnia Monika. - Zarabiamy od 8 do 12 złotych za godzinę, więc jak na warszawskie warunki to żadna rewelacja. Dlatego też i rotacja pracowników jest bardzo duża. Ale może to i dobrze, bo latami nie dałoby się czytać ani też pisać tych wszystkich tekstów...

Kobiety też szukają sms-owych kochanków
Ciekawostką jest to, że nie tylko mężczyźni korzystają z usług sms-owych kochanek.

- Coraz częściej do naszej oferty dołączamy zdjęcia przystojnych facetów, bo coraz więcej mamy... klientek - przyznaje Monika. - Kiedyś rozmawiałam szczerze o swojej pracy z koleżanką i ta się bardzo zdziwiła: Jak to? To mi nie odpisywał ten muskularny murzyn, którego widziałam na zdjęciu w gazecie?

Imię bohaterki zmieniliśmy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna