Gazeta Współczesna - wspolczesna.pl na Facebooku - wybierz "Lubię to". Będziesz na bieżąco
Przez 33 lata w ełckiej jednostce wyszkolono ponad 50 tys. żołnierzy - wspomina gen. bryg. Bogusław Bębenek, szef Inżynierii Wojskowej i prezes Stowarzyszenia Saperów Polskich. W sobotę w ełckich koszarach odsłonięto pamiątkową tablicę poświęconą wojskowym.
W tym roku przypada 45. rocznica utworzenia w Ełku Ośrodka Szkolenia Specjalistów Wojsk Inżynieryjnych. Istniał on przez 33 lata. W 2000 r zapadła decyzja o jego przeniesieniu.
- Zostały wspomnienia i te budynki z czerwonej cegły. Będą przypominać obecność żołnierzy w tym kompleksie i w tym mieście - mówi płk Zdzisław Stola, były dowódca jednostki.
Historia ełckiego ośrodka sięga 1964 roku. W ostatnich latach swojej działalności kształcił żołnierzy w 12 specjalnościach.
- Przeszkolono m.in. ponad tysiąc podoficerów zawodowych, 2,6 tys. chorążych rezerwy i 45 350 specjalistów wojsk inżynieryjnych - wyliczał gen. bryg. Bogusław Bębenek.
Jak wspominają żołnierze, podczas służby często pomagali mieszkańcom Ełku i okolic.
- Byliśmy wszędzie, w szkołach rozbudowywaliśmy boiska sportowe, budowaliśmy drogi i inne obiekty inżynieryjne. Do dziś są ślady tych prac - dodaje Zdzisław Stola.
Przez wiele lat istniał w Ełku także teatr i kino wojskowe. Zaangażowanie i dobrą współpracę pamiętają także ełczanie i samorządowcy.
- Był początek lat 90-tych i zabrakło pieniędzy na dokończenie boisk przy szkole na osiedlu Konieczki. Ale byli życzliwi saperzy i dzięki nim zajęcia mogły odbywać się normalnie - wspomina Artur Urbański, zastępca prezydenta Ełku.
Bo to właśnie saperzy jako pierwsi po wojnie przybyli do Ełku i przez wszystkie lata stacjonowali w ełckiej jednostce. Na sobotniej uroczystości trzech żołnierzy zostało odznaczonych medalami Za Rozminowanie Kraju. Otrzymali je ppłk Władysław Kiedrzyń, ppłk Stanisław Kuś oraz pośmiertnie płk Edward Remiszewski.
- Do Ełku trafiłem w 1955 rok. Na rozminowywanie jeździliśmy po całej okolicy. Po wojnie było bardzo dużo niewybuchów. Znaleźliśmy siedem dużych bomb lotniczych, a tych małych to nawet nie liczyłem - wspomina ppłk Stanisław Kuś.
- Najwięcej było pocisków artyleryjskich. Najbardziej niebezpieczne były te zardzewiałe. Teraz saperzy na akcję jadą kilkoma pojazdami. A wtedy był tylko jeden i na pace mieliśmy jeszcze niewybuchy. Jeździliśmy z duszą na ramieniu - dodaje ppłk Władysław Kiedrzyń.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?