Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dramat w rodzinie. Jeden w grobie, drugi za kratami

Helena Wysocka [email protected]
sxc.hu
Na oczach swojej żony zabił własnego brata.

Gazeta Współczesna - wspolczesna.pl na Facebooku - wybierz "Lubię to". Będziesz na bieżąco

Czytaj też: Ćwierć miliona osób straci wkrótce pracę?

Wdowa i żona oskarżonego pozostały pod jednym dachem. Są siostrami. Nie żywią do siebie żalu. Cierpliwie czekają na wyrok suwalskiego sądu, gdzie prokuratura skierowała właśnie akt oskarżenia.
Jakiej oczekują kary? Żona oskarżonego - uniewinnienia. Wdowa na ten temat mówić nie chce. Sąsiedzi to rozumieją.

- Po cichu ma nadzieję, że szwagier dostanie dożywocie - opowiada mężczyzna, który przyjaźnił się z zamordowanym. - Ale wiadomo, krzyczeć o tym nie wypada. We wsi natomiast zdania co do wysokości kary dla sprawcy są podzielone. Jedni uważają, że oskarżony o zabójstwo Piotr B. powinien pozostać za kratami jak najdłużej.

- Kara musi być, a tutaj i tak życia nie będzie miał - argumentują. - Jak on ludziom w oczy spojrzy?
Drudzy natomiast chcą, by mężczyzna jak najszybciej wrócił do domu. Szukają dla niego usprawiedliwienia. - Listy do nas pisze - mówią. - Widać, że żałuje. Pewnie, że stało się źle, że za bardzo go poniosło, ale gnijąc w więzieniu życia bratu nie zwróci. Lepiej niech wróci i za pracę się weźmie. Pomoże i swojej rodzinie, i sierotom.

Stanął w obronie bratanicy

Ta wiadomość obiegła okolicę lotem błyskawicy. W podaugustowskiej Topiłówce brat zabił brata. Bez specjalnego powodu. A przynajmniej nikt go nie zna. Do tragedii doszło w ostatnich dniach sierpnia ubiegłego roku. Rano pięćdziesięcioletni Piotr G. wybrał się do wsi, by spotkać się z kolegami. Pił alkohol. Wrócił do domu wieczorem i wówczas zainteresował się, co dzieje się z dorastającą córką. Nie było jej w domu.

Dopytywał żonę, gdzie jest dziecko, dlaczego się włóczy. Zaczął je wyklinać. Wtedy do drzwi mieszkania zapukał o dwa lata młodszy Jan. Też był pod wpływem alkoholu. Przyszedł, by stanąć w obronie bratanicy. Mężczyźni pokłócili się.

- Piotr zawsze był porywczy - przyznają sąsiedzi. - Nie lubił, gdy ktokolwiek wtrącał się w jego sprawy. Ale na ogół, nawet wtedy, gdy był pijany, awantury kończyły się tylko na obelgach. Do bójek się nie brał.
Co stało się tym razem, nie wiadomo. Śledczy utrzymują, że Piotr złapał kuchenny nóż i na oczach swojej żony zadał bratu dwa ciosy. Po czym rzucił zakrwawione narzędzie zbrodni na podłogę i wyszedł na podwórko.

Przerażona kobieta zaczęła krzyczeć. Chwilę później ktoś wezwał karetkę pogotowia. Ambulans krążył po leśnych dróżkach. Kierowca musiał pytać o drogę. Gdy ratownicy dotarli do leśniczówki, na pomoc było już za późno.

Kilkanaście minut później policja zatrzymała Piotra G. Mężczyzna był kompletnie pijany.
- Badanie na alkomacie wykazało, że ma około 2,7 promila alkoholu w wydychanym powietrzu - informował Paweł Jakubiak, oficer prasowy augustowskiej komendy.

Trafił do izby zatrzymań, a dzień później, po wytrzeźwieniu, usłyszał prokuratorski zarzut.
- Odpowie za zabójstwo - precyzował Ryszard Tomkiewicz, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Suwałkach. - Przyczyną śmierci pokrzywdzonego, jak wykazała sekcja zwłok były rany kłute zadane nożem. Piotr G. został tymczasowo aresztowany.

Na pogrzeb Jana przyszło pół wsi. W żałobnym orszaku szła także bratowa, czyli żona oskarżonego, jej dzieci, a także przybita bólem staruszka, czyli matka zabitego, a jednocześnie oskarżonego o zabójstwo.
- To tak, jakby straciła dwóch synów na raz - zauważają w Topiłówce. - Straszny cios.

Ciało zamordowanego zostało pochowane na gibiańskim cmentarzu. Piotr G. do dziś przebywa w suwalskim areszcie i czeka na orzeczenie sądu. Proces przypuszczalnie rozpocznie się po wakacjach. Nie wykluczone, że z uwagi na dobro pokrzywdzonych będzie toczył się przy zamkniętych drzwiach. Ale decyzje w tej sprawie zostaną podjęte na pierwszej wokandzie. Oskarżonemu, który w śledztwie przyznał się do winy, grozi co najmniej osiem lat. Ale też może spędzić za kratami ćwierć wieku. Wszystko zależy od decyzji sądu.

Bracia ożenili się z siostrami

Bracia pochodzą z wielodzietnej rodziny mieszkającej w Gibach. Tam wychowali się, zdobyli zawodowe wykształcenie i założyli rodziny. Na ślubny kobierzec zaprowadzili siostry. One też pochodzą z tamtych stron.

W rodzinnej wsi nie było co robić. Ponad dwadzieścia lat temu Jan i Piotr spakowali więc swój dorobek i przeprowadzili się do Topiłówki. To duża, licząca kilkadziesiąt dymów osada w augustowskiej gminie. Bracia przyjechali tutaj za pracą. A zwerbował ich znajomy leśniczy. Akurat potrzebował drwali, a mężczyźni szukali zajęcia. Dostali więc służbowe mieszkania w starej, drewnianej leśniczówce, w środku lasu. Prowadzą do niej dziurawe i kręte dróżki.

- Nikt obcy do nas nie trafi - przyznają dzieci Jana. - Można śmiało powiedzieć, że mieszkamy na końcu świata. Ma to plusy i minusy. Z jednej - jest cicho i spokojnie. Z drugiej, zimą niejednokrotnie są odcięci od świata.

- Gdyby nie daj Boże trzeba było wezwać karetkę, to koniec - martwią się. - Musieliśmy ścieżki wydeptać do nadleśnictwa, aby trochę dojazd wyrównali. Pewnie, gdyby mieszkał tutaj ktoś ważny, byłoby inaczej.

Piotr G. zajął lokal od drogi. Jan natomiast, wraz z rodziną, mieszkał od strony puszczy. Podwórko mieli wspólne. Podobnie jak budynek gospodarczy. Z tego powodu nigdy nie dochodziło do awantur. Zresztą, bracia rzadko się kłócili.

Przez wiele lat G. pracowali w lesie. Doczekali się po kilkoro dzieci. Jan miał czworo potomstwa - trzech synów i córkę.

- Najstarszy syn Janka jest niezwykle zdolny - przypominają w Topiłówce. - Kilka lat temu dostał nagrodę wójta za to, że bardzo dobrze się uczył. Miał najlepsze wyniki w całej gminie.

Niedawno bracia G. pożegnali się z etatami w leśnictwie. Podobno zostali zwolnieni. Piotr zaczął pracować dorywczo, gdzie się da. Jan natomiast postanowił, że będzie prowadził własną działalność gospodarczą.

- Kupił dwa samochody, ciągnik, trochę maszyn. Miał kilka hektarów ziemi, którą obsiewał - opowiadają ludzie. - Bardzo pracowity był, całkiem nieźle mu się powodziło.

Nie chce rozdrapywać ran

Tuż po tragedii dzieci Piotra G. wyjechały z domu. Córka podobno wynajmuje mieszkanie w odległym o kilkanaście kilometrów Augustowie. Żona oskarżonego też wyjechała. W Topiłówce mówią, że do swoich krewnych, w okolice Gib.

- W lesie nie ma czego pilnować - kwitują nasi rozmówcy. - Dwa psy, to cały jej dobytek. Zamknęła więc drzwi na klucz i w drogę. Trudno jej się dziwić.

Rodzina Jana G. wciąż zajmuje połowę leśniczówki. Remontuje mieszkanie, wymienia okna. Najstarszy syn pracuje, pozostałe dzieci - się uczą. Najmłodsza dziewczyna ma zaledwie dwanaście lat. Wdowa, dobiegająca pięćdziesiątki, zadbana kobieta, na temat tragedii rozmawiać nie chce. - Nie będę rozdrapywać ran - kwituje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna