Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z wesela zrobił się potrójny pogrzeb

Tomasz Kubaszewski [email protected]
Toyota uderzyła najpierw w drzewo, a potem przewróciła się na dach. Z samochodu dobrej klasy niewiele zostało. Policjanci przypuszczają, że auto jechało ze znaczną prędkością.
Toyota uderzyła najpierw w drzewo, a potem przewróciła się na dach. Z samochodu dobrej klasy niewiele zostało. Policjanci przypuszczają, że auto jechało ze znaczną prędkością. KWP Białystok
Takiej tragedii dawno już w naszym regionie nie było.

Taka tragedia, taka tragedia - mieszkańcy Krasnopola jeszcze nie mogą uwierzyć w to, co się stało. I dodają, że sprawiedliwości na tym świecie żadnej nie ma. Bo śmierć zebrała swoje ponure żniwo w takiej akurat rodzinie. - Tyle łapsów kręci się wokół i nic im się nie dzieje - mówią znajomi rodziny B. - A dobrzy ludzie giną.

Tak tragicznego w skutkach wypadku dawno już nie było w całej północno-wschodniej Polsce. W jednej chwili zginęli 53-letnia Danuta B. i jej rodzice - Jadwiga oraz Leon N. Ona miała 80 lat, on był o dwa lata starszy. Wracali z wesela... Do tragedii doszło w minioną niedzielę rano. Toyota Rav4 przemierzała trasę Augustów-Ogrodniki. Było w okolicach godz. 6. Na prostym odcinku drogi samochód zjechał na lewy pas, uderzył w drzewo i przewrócił się na dach.

Za kierownicą siedział 56-letni Henryk B., mąż Danuty i zięć państwa N. Tylko on przeżył ten wypadek. Kiedy na miejsce przyjechały służby ratunkowe, był przytomny. Ale bardzo słaby. Prawdopodobnie nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, co się wokół niego dzieje.
Zaraz po wypadku stan mężczyzny lekarze określali jako bardzo ciężki. Ale potem, na szczęście, pan Henryk zaczął powoli dochodzić do siebie. Doznał licznych złamań i potłuczeń. Do dziś przebywa w szpitalu. Prokuratura liczy, że wkrótce uda się go przesłuchać.

Z kawałka żelaza wszystko umiał wyczarować

- Taka porządna rodzina - o B. nie usłyszy się w Krasnopolu i okolicach ani jednego złego słowa. - Mocno wierzący, do kościoła chodzili, ludziom pomagali.
Mieszkali w jednej ze wsi niedaleko Krasnopola. Znali ich niemal wszyscy. Ładny, zadbany i pięknie położony nad jeziorem dom. Rodzina prowadziła gospodarstwo agroturystyczne. Turystom oferowano nie tylko bardzo dobre warunki zakwaterowania, ale też pokazy kowalstwa. Bo Henryk B. para się tym fachem od kilkudziesięciu lat. Tworzy fantazyjne wyroby artystyczne przy pomoc tradycyjnych metod. Spod jego kowalskiego młota wychodzą m.in. ozdobne świeczniki, krzyże czy balustrady. Zdobywał zresztą laury nawet na ogólnopolskich konkursach. - Byliśmy oczarowani wizytą w tej kuźni - opowiadała swego czasu jedna z suwalskich nauczycielek, która wraz z dziećmi odwiedziła pracownię Henryka B. - Zarówno gospodarzem, jak i jego dziełami. W ciągu raptem kilku minut z kawałka żelaza wyczarował głowę byka.
Mistrza kowalstwa poznało zresztą też wiele innych osób.

- Bardzo równy gość - dzieli się swoją opinią przedstawiciel suwalskich organów ścigania. - To przykre, że ta tragedia dotknęła akurat jego.
Henryk B. uczy także swojego fachu w jednej ze szkół w niedalekich Sejnach. Jest lubiany przez innych nauczycieli oraz uczniów.

Śladów hamowania nie było

Czy to wszystko ma jednak dzisiaj większe znaczenie? To wszak B. siedział za kierownicą. Już na tym etapie postępowania prokuratura raczej wyklucza, że do wypadku ktokolwiek się przyczynił. Nic nie wskazuje na to, by w tym czasie na jezdni znajdowały się jakieś inne auta, które zmusiłyby kierowcę toyoty do raptownego manewru. Należy też raczej wykluczyć nagłe wtargnięcie na jezdnię licznych w pobliskich lasach zwierząt. W dodatku na szosie nie znaleziono żadnych śladów hamowania.

Wszystkie tragiczne wypadki, jaki zdarzyły się w ostatnich latach na Suwalszczyźnie, miały swojego sprawcę. Pijana matka zabiła na trasie Augustów-Białystok siebie i dwójkę małych dzieci. Inny kierowca zasnął pod Suwałkami. Zginęły wtedy cztery osoby podróżujące tym pojazdem oraz kierowca PKS.

Takie śledztwa prowadzone są zwykle bardzo skrupulatnie. Powołuje się nawet po kilku biegłych. Jeden zajmuje się stanem technicznym pojazdu, inny próbuje rekonstruować przebieg zdarzeń. Ustala się prędkość oraz inne parametry. Do tego są też oczywiście badania krwi kierowcy na obecność alkoholu.

Wiadomo, że zaraz po zdarzeniu Henryk B. dmuchnął w alkomat. Prokuratura twierdzi jednak, że mężczyzna nie miał praktycznie sił. Wiarygodne będą więc dopiero wyniki badania krwi. A te niedługo powinny zostać ujawnione.

- Heniek pociągu do alkoholu nie miał żadnego - opowiada jeden ze znajomych. - I nikt nie uwierzy, że zdecydował się wsiąść za kółko po wypiciu czegokolwiek.
Te spekulacje biorą się stąd, że rodzina wracała z wesela. Żenił się jeden z dwóch synów - ten starszy.

- Oni wszyscy chodzili tacy szczęśliwi - opowiadają znajomi. - Bo to przecież ślub pierworodnego.

Uroczystości odbywały się w Grajewie. Było ponoć pięknie i wystawnie.
Henryk B. zasiadł za kierownicą swojego auta zaraz po weselu. Ujechał spory kawał drogi, bo ponad 60 km. Do tego, by odwieźć teściów zostało jeszcze 30 km. A wrócić do domu - kilka kilometrów więcej.

Co stało się na drodze Augustów-Ogrodniki? To pewnie prokuratorskie postępowanie wyjaśni. Nieoficjalnie śledczy mówią albo o zasłabnięciu, albo o zaśnięciu za kierownicą.

Na to nie zasłużył

Trumny z ciałami Danuty B. oraz jej rodziców zostały wystawione w domu tych ostatnich. Także pogrzeb odbył się w rodzinnej parafii kobiety. Wszyscy spoczęli na tamtejszym cmentarzu.
Ludzie płakali.
- Szkoda nie tylko tych, którzy zmarli, ale i tego Heńka - opowiada znajoma rodziny. - On na coś takiego na pewno nie zasłużył.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna