Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Suwalczanin ustanowił dwa rekordy świata

Helena Wysocka [email protected]
Jerzy Łaniec codziennie, niezależnie od pogody ćwiczy na niewielkiej siłowni, która znajduje się na suwalskim osiedlu.
Jerzy Łaniec codziennie, niezależnie od pogody ćwiczy na niewielkiej siłowni, która znajduje się na suwalskim osiedlu. A. Talarek
Przez blisko dziewięć godzin robił tzw. brzuszki, bez przerwy. I dzięki temu ustanowił rekord świata. Przepłynął też jezioro Wigry. Zajęło mu to pięć godzin i trzy kwadranse.

Choć ma już 65 lat, nadal intensywnie trenuje. Ćwiczy, biega i pływa. - Człowiek nie jest stworzony do tego, by leżał - uważa suwalczanin Jerzy Łaniec. - Trening integruje duszę i ciało. Dzięki temu wciąż jestem silny, zdrowy oraz zadowolony z życia. I nie zamieniłbym tego na żadne skarby.

W przyszłym tygodniu Łaniec wyjeżdża do mieszkającej we Włoszech rodziny. Ale nie po to, by siedzieć tam na kraciastym kocyku, czy zwiedzać zabytki. Chce wziąć udział w traithlonie. I ma nadzieję, że nie stawi się na mecie ostatni. Pytanie, jak długo jeszcze zamierza trenować, zbywa uśmiechem.

- Nigdy się nie poddaję - mówi po chwili i, choć z nieba leje się 30-stopniowy żar, ćwiczy dalej.

Psuł opinię ojcu

Urodził się w Raczkach, ale dorósł i mieszka w Suwałkach. W centrum miasta, na jednym z tutejszych osiedli. Ojciec był komendantem milicji, matka - gospodynią domową.
- A ja zakałą rodziny - śmieje się rozmówca.

Nie potrafił usiedzieć w miejscu. Od rana do wieczora ganiał za piłką, albo grał w "palanta". Zmienił się nieco dopiero poswoich dziesiątych urodzinach, wraz z budową pierwszej w mieście siłowni. Urządzenia zamontowano na świeżym powietrzu, obok stadionu lekkoatletycznego. Któregoś dnia zauważył, jak schodzą się tam mężczyźni i podnoszą ciężary. Jak zahipnotyzowany stał patrzył, gdy wyciskali, albo podrzucali po kilkadziesiąt kilogramów.

- Postanowiłem, że będę taki sam, ale jeszcze silniejszy i lepiej zbudowany - wspomina.
Kto podsunął mu pierwszą sztangę z żeliwnymi kołami, która wydawała charakterystyczny dźwięk, nie pamięta. Zresztą, nie jest ważne. Istotne, że wtedy wycisnął dwa razy pod rząd po 25 kg. Był z tego powodu tak dumny, że długo w nocy nie mógł zmrużyć oka. Później poprosił ojca, by kupił mu 4-kilogramowe hantle. I tak zaczął swoją wielką przygodę z kulturystyką.
- Początki były bardzo trudne, ćwiczyłem chaotycznie, po kilka godzin dziennie, a później z trudem wlokłem się na kanapę - wspomina suwalczanin. - Ale nie rezygnowałem, gimnastykowałem się coraz dłużej. Tyle tylko, że według ustalonego planu.

Miał też coraz więcej urządzeń. Kilka par hantli zrobił z puszek i z cementu. W futrynie pokojowych drzwi zamontował drążek. Kupił wyciąg i worek, a ojciec załatwił ławeczkę. Łaniec mówi, że trenował każdego dnia, niezależnie od warunków. A te do najlepszych nie należały. "Siłownia" nie była bowiem ogrzewana, zimą było więc tam lodowato. Niejednokrotnie temperatura spadała poniżej zera. Nie czuł chłodu.
- Przecież chciałem być najlepszy - przypomina. - Wiedziałem, że w takiej sytuacji nie ma miejsca na ulgowe taryfy.

Pobił dwa rekordy świata

Na pierwsze efekty "katowania" ciała nie musiał długo czekać. W suwalskim "mecha-niaku", gdzie się kształcił, w szkolnych turniejach nie miał sobie równych. Do domu przynosił kolejne dyplomy a to za pchnięcie kulą, a to rzut oszczepem, czy bieg w sztafecie. Wieszał je na ścianę i ćwiczył dalej. Do rozpiętek i wznosów dorzucił pływanie. Po kilka godzin dziennie, od maja do października. Każdego dnia, niezależnie od pogody.

Gdy miał 32 lata ustanowił rekord świata. W robieniu tzw. brzuszków. Wykonał ich 16 tysięcy, w ciągu ośmiu godzin i dwudziestu siedmiu minut. Bez przerwy.
- Ziściły się moje dziecięce marzenia - mówi. - Odniosłem sukces.

I to nie jedyny. Kilka lat później miał już kolejną pasję: ćwiczenia na mięśnie brzucha przy użyciu kółka. Polega ono na tym, że zawodnik trzyma w rękach koło i "jedzie" na nim rozciągając tułów, a następnie wraca do pozycji wyjściowej, czyli klęczącej. Pan Jerzy w tej kategorii także ustanowił rekord świata. Na suwalskim stadionie, w ciągu trzech godzin wykonał 4407 ruchów. I dzięki temu trafił do Księgi Guinessa.

- Przejechałem wówczas prawie czternaście kilometrów - przelicza mistrz.
Ale zaznacza, że tego dnia nie był w najlepszej formie. Nieco wcześniej, podczas treningu wykonał bowiem niemal dwa razy więcej ruchów kółkiem. Wówczas "jeździł" ponad siedem godzin non stop.

Ślepy ruch nic nie daje

Później bił rekordy trochę mniejsze, w bieganiu i pływaniu. Na przykład w 9 godzin i 30 minut obiegł Wigry. Był pierwszym, któremu to się udało. Natomiast w pięć godzin i trzy kwadranse - przepłynął ten akwen. Trasa liczyła około dwudziestu kilometrów. Łaniec pokonał ją bez odpoczynku. Zaliczył też kilka maratonów.

- Doszedłem do wniosku, że najważniejszy jest umysł, który ma władzę nad ciałem - dodaje. - Bardzo istotne jest także to, by wiedzieć, co chcemy osiągnąć poprzez ćwiczenie. Sam ruch, ślepo powtarzany nic bowiem nie daje.

Trzy lata temu Jerzy Łaniec podsumował to, co zrobił. I nie ukrywa, że złapał się wówczas za głowę. Wyszło bowiem, że w ciągu pięćdziesięciu lat przepłynął ponad 30 tysięcy kilometrów, a trzy razy więcej przebiegł. Rowerem pokonał w sumie 200 tysięcy kilometrów i przerzucił ponad cztery miliony ton ciężaru.

- "Brzuszków" zrobiłem w sumie 24 miliony - dodaje. - Aż trudno to wyobrazić.

Suplementy mięśniom nie służą

Suwalczanin przyznaje, że nie raz spotkał się z ironicznymi pytaniami kolegów: kiedy w końcu przestanie się wygłupiać. Nie potrafili zrozumieć, dlaczego bawi się w kulturystykę, skoro ma predyspozycje sportowe. Odpowiadał wówczas z uśmiechem, że będzie ćwiczył do setki, albo i dłużej. Wiedział swoje: zazdroszczą mu sylwetki oraz wytrzymałości.
- Większość nie ma na to najmniejszych szans - uważa rekordzista. - A skoro mogłem dojść do czegoś wyjątkowego, to oznacza, że dokonałem słusznego wyboru.

Dziś pracuje w jednej z suwalskich siłowni oraz w szkole. I wciąż ćwiczy. Raz w tygodniu przejeżdża rowerem ponad 200-kilometrową trasę. Natomiast raz w miesiącu obiega jezioro Wigry. Ponad 50-kilometrowy dystans pokonuje w siedem godzin.

- To nie jest żaden wyczyn - macha ręką. - Za stary jestem na rekordy.
Ale z ćwiczeń rezygnować nie zamierza. Do regularnego treningu zachęca też młodych. Próbuje wybić im z głów przekonanie że mięśnie, to zasługa suplementów.
- Wyrzucają pieniądze na specyfiki, które w rzeczywistości nic nie dają - wyjaśnia pan Jerzy. - No, chyba, że będziemy to rozpatrywać w kategoriach biznesowych. To prawda, ktoś nieźle na tym zarabia.

Łaniec przypomina, że natura obdarzyła każdego z nas inaczej. To co jednemu jest dobre, szkodzi drugiemu. Dlatego nie każdy może być kulturystą. - Ale wszyscy powinni ćwiczyć - zachęca rozmówca. - Bo dobrej kondycji wymaga od nas życie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna