Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Berżniki. Proboszcz, który rozdrapuje rany

Helena Wysocka [email protected]
Ks. Władysław Napiórkowski mówi, że troska o spokój w parafii należy do jego obowiązków. – Wypełniam je należycie – uważa.
Ks. Władysław Napiórkowski mówi, że troska o spokój w parafii należy do jego obowiązków. – Wypełniam je należycie – uważa. H. Wysocka
Biskup odwoływał proboszcza berżnickiej parafii z posługi dwa razy. I tyle samo parafianie stanęli za duchownym murem. Dostał więc "kuratora" i rządzi dalej.

Stawia pomniki poległym żołnierzom, tłumaczy się przed prokuratorem i grozi starszym ludziom, że ich nie pochowa. - Bo nienawiść szerzą - przekonuje. - A tacy parafianie nie są mi potrzebni. Dziekan Zbigniew Bzdak z Sejn, któremu parafia w Berżnikach podlega mówi, że nie obchodzi go, co robi ks. Władysław Napiórkowski. - To nie są moje sprawy - zapewnia. W podobnym tonie wypowiada się starosta sejneński Andrzej Szturgulewski.

- Do parafii się nie wtrącam - ucina pytania.

Spłacił parafialne długi

Berżniki, przygraniczna miejscowość. Do parafii należy osiemnaście wsi. Małych i biednych. Młodych tam niewielu, starzy na ogół klepią biedę. Trudno temu się dziwić. Ziemia licha, fabryk nie ma.

Ludzie są nieufni i podzieleni. Jedni na temat księży rozmawiać nie chcą. Drudzy twierdzą, że do duchownych szczęścia nie mają. Przez lata parafią rządził kapelan wojska. Miejscowych nie słuchał, helikopterami ciągle latał. Podobno od tego huku miejscowe kury przestały się nieść. A na pewno obejście zaniedbał. Parafialny cmentarz zarósł chwastami, rozsypywała się plebania i zabytkowy, drewniany kościółek. Na dodatek długów narobił.

Z nadzieją i podziwem patrzyli więc na ks. Napiórkowskiego, który do Berżnik przyjechał dziewięć lat temu. Najpierw sprzedał swoje konie, by spłacić parafialne zobowiązania. Później założył stare, zdeptane chodaki, wyświechtaną bluzę i zabrał się do roboty. Dźwigał kamienie, wycinał krzaki, "łatał" świątynię.

- O siebie nie dba - mówiła Halina Żondarys, jedna z parafianek. - W połatanej sutannie i starych butach chodzi. I bez przerwy nam powtarza: będzie dobrze, będzie dobrze. Jedni twierdzili, że ksiądz za pieniędzmi nie goni. Jak jedzie po kolędzie i widzi, że z kątów bieda wyziera to mówi: "Jak swoje potrzeby ogarniesz, to przyniesiesz". Inni zarzucają duchownemu, że daniny zbiera. A to staruszce każe kosz jaj przynieść za "Bóg zapłać", a to po wędzonki do jakiegoś gospodarstwa wpada. - Ale o parafię dba - przyznają wszyscy.

Pilnowali księdza 11 dni

O księdzu zrobiło się głośno trzy lata temu. Najpierw za sprawą kolizji, w której uczestniczył. Kierowany przez niego volkswagen wyjechał z drogi podporządkowanej i uderzył w prawidłowo poruszające się auto. Policja ustaliła, że obaj kierowcy byli trzeźwi. Choć wina duchownego była ewidentna, nie przyjął mandatu. Musiał go ukarać sejneński sąd.

Rok później pracę proboszcza źle ocenił biskup. Jak mówili przedstawiciele Kurii Ełckiej, duchowny zaniedbywał sprawy administracyjne. O co dokładnie chodziło, nie wiadomo. Wierni podejrzewali, że przekazywał za mało pieniędzy. A może wcale tego nie robił? Zwierzchnicy postanowili więc przenieść ks. Napiórkowskiego do innej parafii. Nie udało się, bo do akcji wkroczyli parafianie. Koczowali przy kościele przez jedenaście dni. Pilnowali dniem i nocą, by do świątyni nie wszedł "obcy" ksiądz.

Pisali petycje i jeździli do biskupa. Uległ. Dał, jak mówił ówczesny kanclerz kurii ks. Antoni Skowroński, szansę księdzu. Spokój trwał kilka miesięcy. Głównie dlatego, że proboszcz zaszył się w swojej parafii. Przestał odbierać korespondencję i telefony. Niektórzy mówią, że do dziś zmienia karty telefoniczne co kilka tygodni, by nie "dopadli" go zwierzchnicy. A telefon w plebanii jest głuchy.

W ubiegłym roku biskup znowu chciał zwolnić ks. Napiórkowskiego z posługi. I to z dwóch powodów. Po pierwsze, proboszcz w dalszym ciągu nie wywiązywał się ze swoich obowiązków. Po wtóre: chorował. Podpierał się laską, opadał z sił podczas nabożeństwa. Jednak ani ksiądz, ani parafianie nie zgodzili się na zdrowotny urlop. Zwierzchnicy wyznaczyli więc księdzu "kuratora", który ma pilnować spraw administracyjnych.

Będą leżeć pod płotem

Od kilku tygodni parafią targają konflikty. Najpierw proboszcza zaatakowała mniejszość litewska, która zauważyła, że na cmentarzu powstała nowa tablica. Napis na niej głosi: "Nie mogąc upamiętnić Czynu Żołnierza Polskiego z 1920 roku na Białorusi i Litwie, składamy tu ziemię z Pól Bitewnych Druskiennik, Grodna, Lidy, Wasiliszek, Wołkowyska, Słonina, Baranowicz...".
- Cmentarz zamienił się w arenę polityczną - kwituje inicjatywę Romuald Witkowski, wicestarosta sejneński i Litwin.

A Irena Gasperowicz z zarządu krajowego Wspólnoty Litwinów w Polsce podnosiła, że ksiądz, zamiast łagodzić spory, to rozdrapuje rany. Sprawą zajęła się sejneńska prokuratura. Sprawdzała, czy ksiądz nie szerzy nienawiści. Zamknęła postępowanie, ponieważ uznała, że duchowny działał z pobudek patriotycznych.

Ks. Napiórkowski dziwi się zamieszaniu. - To jak to jest? - pyta. - Nie mam prawa swoich rodaków upamiętnić? A kto mi zabroni? Cmentarz jest parafialny i mogę robić, co chcę. Prawdopodobnie tą zasadę kierował się proboszcz składając wizytę starszym ludziom, którzy poskarżyli się prokuraturze, że katuje ich mieszkająca pod tym samym dachem synowa.

Kobieta miała wyzywać teściów, kopać, szarpać ich za włosy i pluć im w twarz. Podobno źle traktowała również swoją 5-letnią, a na dodatek chorą córkę. Wyzywała dziecko od suk, idiotek i groziła, że uwięzi je na łańcuchu. Pokrzywdzeni nagrali jedną z takich scen, a taśmę przekazali prokuraturze. Ta ustaliła, że nie jest zmontowana. Bożena M. została oskarżona o znęcanie się psychiczne i fizyczne nad teściami i córką. Tymczasem do akcji wkroczył ks. Napiórkowski, który postanowił rozmówić się z nękanymi teściami. Zagroził im, że jeśli nie wycofają oskarżenia wobec synowej, to nie wpuści ich do kościoła. Mało tego, nie dokona pochówku na cmentarzu. - Będziecie leżeć w ogródku, pod płotem - zapowiedział.

Sprawą zajęła się prokuratura. Sprawdza, czy ksiądz nie nakłaniał świadków do określonego zachowania. - Powiedziałem co myślę - uważa ksiądz. - Kobieta powinna łagodzić konflikty, a nie chodzić na skargę do prokuratora. Tak się nie robi. Proboszcz nie przyjmuje do wiadomości, że Bożena M., której broni wkrótce zasiądzie na ławie oskarżonych. - Do kościoła chodzi, msze zamawia - wylicza jej zasługi. - To dobra parafianka i dobra matka.

Ks. Marcin Maczan, kanclerz Kurii Ełckiej nie chce tego komentować. Mówi, że być może ksiądz został źle zrozumiany.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna