Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Walentyn Pankiewicz z MasterChiefa: Dobra kuchnia jest jak lekarstwo

Urszula Krutul
- Przed kamerą jestem sobą - twierdzi Walentyn Pankiewicz. - Wyłączam się i nie widzę kamery. Robię swoje. Na zdjęciu u góry z Katarzyną Skrzynecką i Piotrem Gąsowskim, prowadzącymi telewizyjny program "Polski Turniej Wypieków".
- Przed kamerą jestem sobą - twierdzi Walentyn Pankiewicz. - Wyłączam się i nie widzę kamery. Robię swoje. Na zdjęciu u góry z Katarzyną Skrzynecką i Piotrem Gąsowskim, prowadzącymi telewizyjny program "Polski Turniej Wypieków". materiały prasowe TLC
Wystąpił już w dwóch telewizyjnych programach kulinarnych: "MasterChefie" i "Polskim Turnieju Wypieków". Walentyn Pankiewicz z Białegostoku, znany jako Twardy Szparag, o tajnikach kuchni opowiada Urszuli Krutul.

Co dał ci udział w telewizyjnym programie "Polski Turniej Wypieków"?

- Możliwość poznania ludzi, którzy nałogowo zajmują się pieczeniem. Chociaż na każdym etapie produkcji programu powtarzałem, że dla mnie pieczenie jest tylko dodatkiem do całości. Tak naprawdę nie specjalizuję się w słodyczach, chociaż dobrze mi to wychodzi. Ale doszedłem do finału! Zostało nas z dziesiątki tylko trzy osoby. Byłem jedynym facetem w finale. A w zasadzie jedynym już od trzeciego odcinka. Nie wygrałem, ale jestem zadowolony. Wygrała moja koleżanka, z którą utrzymuję do dzisiaj kontakt.

Jak się tam znalazłeś?

- Przypadkiem. Po moim udziale we wcześniejszym programie telewizyjnym, w "Master Chefie", rozmawialiśmy ze znajomymi, że trzeba się gdzieś zgłosić. Akurat był casting do "Polskiego Turnieju Wypieków" stacji TLC i wysłałem zgłoszenie, tak dla zabawy. Na nagranie wstępne zawiozłem ciasto czekoladowe z morelami, pieprzem i słonym karmelem. Spodobało się na tyle, że zostałem zaproszony na drugi casting, na którym byli już jurorzy. I udało się!

Wypieki nie kojarzą mi się z mężczyznami...

- Właśnie nie wiem dlaczego! Wielu światowych cukierników to mężczyźni. Jeśli chodzi o kobiety, to wybija się chyba tylko Donna Hay, nazywana królową australijskich cukierników.

Czy jest jakiś sposób na dobry wypiek?

- Dobry przepis i nie na oko. Jeżeli chcemy uzyskać powtarzalność, musimy robić wszystko według przepisu. Nie znaczy to, że nie lubię eksperymentować. Ale jeżeli mam zrobić coś, co musi wyjść, eksperymentowanie odkładam na półkę. Trzeba też wkładać dużo serca w to, co się robi. No i trzeba znać swój piekarnik.

Jesteś farmaceutą. Jak to się stało, że zacząłeś gotować?

- Ale ja w pracy też gotuję! (śmiech). Tylko w mniejszych ilościach i przepisy są takie, że nie można ich modyfikować. W ogóle farmacja i gotowanie mają wiele wspólnego. Dobra kuchnia jest jak dobre lekarstwo. Zioła, różnego rodzaju syropy, nalewki, napary. To wszystko jest powiązane. Tylko w jednym przypadku bierzemy tego trochę, żeby działało leczniczo, w innym - żeby poprawić smak czegoś, co lubimy.
Moje gotowanie zaczęło się w dzieciństwie. Mama była chora i czasami leżała w łóżku dosyć długo. Nie była w stanie gotować. Zacząłem więc robić to sam. Później zrozumiałem, że to mnie uspokaja i daje artystyczne pole manewru. I tak się wciągnąłem.

Jeszcze przed "Polskim Turniejem Wypieków" byłeś w I edycji programu TVN "MasterChef".

- Oglądałem w telewizji zagraniczne edycje tego programu, głównie australijską i angielską. I zawsze odgrażałem się żonie, że muszę w nim wystartować. Dostałem się do dwudziestki siódemki.

W którym z tych programów czułeś się lepiej?

- W "MasterChefie" wszystko było owiane straszną tajemnicą, nie można się było ruszyć z miejsca. Trzeba było strasznie długo oczekiwać na różnego rodzaju decyzje. A w "Polskim Turnieju Wypieków" zgraliśmy się na tyle, że byliśmy jedną, wielka rodziną. Mieliśmy nawet imprezy z reżyserem pomiędzy nagraniami. Był na tyle fajny, że któregoś wieczoru zaprosił kwartet smyczkowy do hotelu, w którym mieszkaliśmy. Było bardzo sympatycznie i atmosfera była mniej napięta.

Ale to w "MasterChefie" Magda Gessler wypowiedziała pewne sądne słowa...

- Tak (śmiech). Faktem jest, że Magda Gessler powiedziała, że szparag, który przyrządziłem, jest twardy. Faktem też jest, że niejedna kobieta marzyłaby o twardym szparagu... Niestety, Magda Gessler chyba nie gustuje (śmiech). Mistrzowie kuchni podają zielone szparagi nawet surowe. I nadają się do jedzenia. Można je tylko delikatnie zblanszować. Rozgotowane szparagi to nie moja bajka. Ale słowa wypowiedziane przez Magdę Gessler okazały się świetną nazwą dla mojego bloga kulinarnego. Teraz jest szansa, że przerodzi się w videoblog. Ale jeszcze nie chcę za dużo zdradzać.

Dlaczego, twoim zdaniem, za prowadzenie kulinarnych blogów zabierają się głównie kobiety? Czemu w tej dziedzinie jest tak mało mężczyzn?

- To jest taki paradoks. Kulinarne blogi prowadzą kobiety, a większość szefów kuchni to faceci. A jeśli zdarzają się kobiety, to są nieliczne i można o nich powiedzieć, że to "baby z jajami". Trzeba mieć trochę pary w portkach, żeby stanąć w kuchni i rządzić. Usłyszałem kiedyś, że kobiety są odtwórcze w kuchni, natomiast mężczyźni są bardziej kreatywni.

Ale najczęściej mówimy, że najlepsza jest kuchnia mamy, babci...

- Miałem ostatnio zderzenie z taką kuchnią. I mogę stwierdzić, że smakują nam w dzieciństwie rzeczy, które w dorosłym życiu już niekoniecznie lubimy. Gdzieś jest taka zakorzeniona tęsknota za czymś, czego już nie ma. I może dlatego wspominamy kuchnię naszych mam czy babć.

A jaka była kuchnia twojej babci?

- Robiła cudowne drożdżowe rzeczy, pierogi, pączki. Moja babcia to Rosjanka. A rosyjska kuchnia drożdżowymi kołaczami czy kulebiakami stoi. I to pamiętam. Tak jak świetne konfitury, które babcia sama robiła z owoców, przywożonych z daczy pod Moskwą.

A pomagałeś babci w pieczeniu, czy tylko jadłeś?

- Pomagałem! Ale to było ciężkie, bo moja babcia wszystko robiła rękoma. Chociaż teraz i ja wróciłem do wyrabiania ciasta drożdżowego ręcznie. To jest bardzo przyjemne. Pamiętam, jak kiedyś próbowałem babci pomóc. Dała mi taki metalowy garnek z ciastem drożdżowym i powiedziała, że tam trzeba dużo powietrza wbić łyżką. Było to nie do zrobienia. Te ciasto było na moje małe rączki nie do ruszenia. A babcia robiła to bez mrugnięcia powieką.
A jaki smak i zapach najlepiej pamiętasz z dzieciństwa?

- Smak drożdżowych pierożków z truskawkami w środku, pieczonych na patelni i zapach pieczonego kołacza drożdżowego.

Jest coś, czego nie weźmiesz do ust?

- Nie lubię jedynie kaszanki i salcesonu. To uraz z dzieciństwa. Taki nie do przebrnięcia raczej. Salceson to wspomnienie przedszkola. Mój i kolegi zawsze lądował pod dywanem i za tydzień śmierdziało w całym przedszkolu (śmiech). A kaszanka to krew. Mięso krwiste jadam, natomiast kaszanki nie jestem w stanie. I czerniny pewnie też nie.

Lubię zaś wszystko, co słodkie i słone. Teraz jestem zafiksowany na czekoladę. Gorzką. Jest boska.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna