Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Seksuolog: miłość to chemia. I nic więcej

Dorota Naumczyk
O pułapkach miłości Andrzej Komorowski pisze w książce "Miłość ci wszystko wypaczy” (Wydawnictwo Prószyński i S-ka).
O pułapkach miłości Andrzej Komorowski pisze w książce "Miłość ci wszystko wypaczy” (Wydawnictwo Prószyński i S-ka).
Stan zakochania to fizjologia. Trwa od kilku do 560 dni - mówi Andrzej Komorowski w rozmowie z Dorotą Naumczyk.

Dorota Naumczyk: Miłość nie polega na wzajemnym wpatrywaniu się w siebie, ale na wspólnym patrzeniu w tym samym kierunku" - powiedział Antoine Saint Exupery, autor "Małego księcia". Czy rzeczywiście w miłości nie ma miejsca na bezmyślne zaglądanie sobie w oczy i czułe gładzenie się po rękach?

- Jest, ale tylko na pierwszym etapie syndromu amorosis acte, czyli zespołu ostrego zakochania. Natomiast później powinien nadejść kolejny etap, czas kiedy decydujemy się być razem i razem patrzeć przed siebie, a nie tylko na siebie.

Czyli warto sobie oddzielić etap zakochania od etapu dojrzałej miłości?

- Etap zakochania jest dość fizjologiczny. Trwa od kilku do 560 dni. Jest to czas zwiększonego wydzielania hormonalnego. Potem te hormony przestają nam się wydzielać i zakochanie się kończy.

Tajemnica tkwi ponoć w fenyloetyloaminie, która wydzielając się powoduje u człowieka podobnie euforyczne emocje jak amfetamina. W swojej książce "Miłość ci wszystko wypaczy" podaje pan nawet gotowy wzór na chemię miłości, na zakochanie. Mało to romantyczne.

- To jest tak, że my od dawna jesteśmy przyzwyczajeni do cudownych, literackich opisów miłości, a zapominamy, że nasz organizm to fizjologia, która funkcjonuje w określony sposób. Jeśli zapominamy, że mamy cykle owulacyjne, a myślimy, że dzieci się biorą tylko z zakochania, to to jest nieprawda. Jeśli myślimy, że kobieta i mężczyzna w każdym wieku są gotowi do seksu, to tak nie jest, bo działa fizjologia. Fizjologią jest też stan zakochania.

W książce opisuje pan wiele czynników decydujących o tym, kogo wybieramy sobie na życiowego partnera. Okazuje się, że szczęście dwojga ludzi zależy nie tyko od ich charakterów i postaw wobec siebie, ale również od ich… rodziców, a nawet od pozycji, jaką zajmowali wśród rodzeństwa.

- Tak. Najlepiej rokują związki budowane przez mężczyzn, którzy mają młodsze siostry, z kobietami, które mają starszych braci. Najgorzej, gdy wiąże się mężczyzna, który ma młodszą siostrę, z kobietą, która jest najstarszą siostrą dla swojego brata czy braci. To związek konfliktogenny, bo oboje są przyzwyczajeni do rządzenia innymi i dominacji nad płcią przeciwną.

Nie ma recepty na idealny związek. Na pewno warto przyjrzeć się matce naszej wybranki, bo dzięki temu zobaczymy część cech, które będzie miała nasza przyszła żona. Panie powinny sobie dokładnie obejrzeć ojca swojego partnera, by ocenić, czy pasują im cechy, jakie prawdopodobnie odziedziczył ich przyszły mąż. Warto też poobserwować, jakie relacje panują między rodzicami naszego partnera czy partnerki, zobaczyć, czy w tej rodzinie się pije.

Kobiety podświadomie szukają partnerów podobnych do swoich ojców, a mężczyźni często chcą takiej żony, jaką była ich matka. Z czego to wynika?

- Przede wszystkim z potrzeby bezpieczeństwa. To, co jest znane jawi nam się jako bardziej bezpieczne niż to, co nieznane. Dlatego też córki alkoholików, paradoksalnie, wychodzą często za mężczyzn, którzy nie stronią od alkoholu.

Co jeszcze decyduje o tym, kogo wybieramy na obiekt naszych uczuć? Ponoć mężczyźni wybierają wzrokiem, a kobiety słuchem…

- Jesteśmy trochę podobni do wilków. Kto biegnie na początku stada wilków? Najczęściej samica, bo ona najlepiej słyszy i ma najlepszy węch, a basior jest daleko za nią, bo on najdalej widzi. Ludzie są podobni. Nawet często mówi się, że ktoś ma wilcze oczy, wilczy apetyt, a ktoś inny wilcze zasady.

Stworzenie udanego związku wydaje się strasznie skomplikowane. Nie dziwię się, że wiele małżeństw szuka pomocy u takich jak pan doradców rodzinnych i terapeutów. Z jakimi problemami najczęściej przychodzą?

- Kiedyś rolę takich doradców pełniła rodzina. Rodzice byli bliżej z dziećmi, widzieli z jakimi problemami zmagają się nawet ich zamężne pociechy i mogli, bazując na swoim doświadczeniu, coś im pomóc, coś doradzić. A teraz dzieci odcinają się od rodziców, często wyjeżdżają do innych miast, na drugi koniec Polski. No i kiedy mają problemy, muszą szukać doradców rodzinnych, terapeutów. A problemy mają różnorodne: zdrady, znudzenie, wtrącanie się w ich związek osób trzecich…

Często bywa też i tak, że małżonkowie nie przychodzą do mnie po pomoc w rozwiązaniu problemu, tylko po poparcie dla racji jednej ze stron konfliktu. Bo taka żona czy taki mąż zawsze wiedzą lepiej, tylko chcą mieć jeszcze poparcie terapeuty. Często trafia do mnie jedynie żona lub tylko mąż, ale zdarza się, że przychodzi para małżonków razem. Przychodzą najczęściej w konflikcie, kiedy już mają ze sobą ogromny problem. A czasami dobrze by było, żeby przyszli do doradcy rodzinnego na początku związku, na tzw. prognozowanie, czy ich związek ma szanse się udać. Bo często jest tak, że terapeuta już po jednej wizycie narzeczonych może przewidzieć, że ich małżeństwo nie ma szans, że po okresie fascynacji zakończy się katastrofą, po prostu się rozleci.

Teraz, w dobie Internetu, Skypa, Facebooka, wiele osób znajduje partnerów w innych częściach świata. Powstaje coraz więcej małżeństw mieszanych.

- W Polsce to rodzi problemy, bo my mamy tendencję do zamykania się, hermetyzowania. Wszyscy wiemy, że Wanda nie chciała za męża Niemca. Wolała się w wodę rzucić. Nie lubimy obcych, nie lubimy tego, co nieznane. Na świecie jest inaczej. W Nowym Jorku, San Francisco, Vancouver jest mnóstwo małżeństw mieszanych, które świetnie funkcjonują. U nas jest z tym gorzej. Chociaż do mojego gabinetu trafiają małżeństwa mieszane, co świadczy, że trochę się zmieniamy. Szczególnie młode pokolenie staje się znacznie bardziej otwarte. Warto wiedzieć, że rozpady związków ludzi z różnych kultur, jeżeli tych ludzi łączą podobne wartości, są o wiele rzadsze niż rozpady związków ludzi z tej samej kultury o różnych wartościach.

Czy w XXI wieku jeszcze możemy mówić o mezaliansach? Czym jest współczesny mezalians?

- Przychodzą do mojej poradni pary, które są tego przykładem. On jest arystokratą, który poślubił piękną dziewczynę, ale wychowaną w zupełnie inny sposób niż on. I to już rodzi problemy. Bywa też tak, że ona jest piekielnie bogata, a on do tego małżeństwa nie wkłada ani złotówki. I to też może później rodzić problemy. Czasami zaś jest tak, że ona jest panią prezes wielkiej firmy, a on - kierowcą… Takie małżeństwo ma prawo się udać pod warunkiem, że oboje się będą starali. Że ona pewnego dnia nie poczuje się znudzona i nie zacznie od niego żądać rzeczy niemożliwych, żeby nagle w ciągu minuty stał się kimś lepszym. Żeby taki związek mógł przetrwać lata, on oczywiście musi starać się do niej "dociągnąć", musi się dokształcić. A ona powinna go w tym latami wspierać.

A różnica wieku między małżonkami? Czy jeżeli jest zbyt duża, jest wskaźnikiem, że związek się nie uda?

- To ma związek z biologią. W kulturze europejskiej przyjmuje się, że różnica wieku partnerów do 15 lat nie wpływa znacząco na jakość związku. Jeżeli jest większa, związek może być bardzo trudny. Czasami jednak jest tak, że kobieta szuka mężczyzny, który wejdzie w rolę tatusia i będzie się nią stale opiekował, wszystko jej kupował, wszystko za nią załatwiał itp. Jeżeli takiego znajdzie i będzie to obojgu pasowało, to czemu nie? Bywa też odwrotnie, że to mężczyzna szuka starszej kobiety o osobowości nauczycielki, która go będzie latami prowadziła za rączkę. Nie ma tu mowy o małżeństwie partnerskim, ale są i takie małżeństwa. I dopóki ci ludzie spełniają swoje oczekiwania, jakoś to funkcjonuje.

Jednak na przestrzeni wieków istniały związki, w których różnica wieku nie odgrywała żadnej roli. Przykładem może być małżeństwo francuskiej piosenkarski Edith Piaf z ponad dwadzieścia lat od niej młodszym fryzjerem Theo Sarapo. Edith był stara, z pokrzywionymi od reumatyzmu rękoma, schorowana, a do tego biseksualna - niegdyś była kochanką również biseksualnej Marleny Dietrich. Mimo to Theo opiekował się Edith aż do śmierci. Ludzie mówili: to dla jej pieniędzy, cwaniaczek!

A tymczasem , gdy Edith umarła, okazało się, że ma ogromne dugi i Theo spłacał je aż do swojej śmierci, w milczeniu, nikomu się nie skarżąc. Mimo że jego życie z Edith było gehenną, robił wszystko, by jej ulżyć w cierpieniu. Po jej śmierci nie związał się już z żadną kobietą. Zginął nagle, w wypadku samochodowym. Bardzo romantyczna miłość.

s Napisał pan, że osiągnięcie sukcesu w małżeństwie jest trudniejsze niż zarobienie fortuny, a jednak niektórym się to udało.

- Udało? Związek i wzajemne pożycie to nie gra losowa. To efekt ciężkiej pracy dwojga ludzi budujących ten związek. Na wszystko trzeba zapracować. Ludzie łączący się w małżeństwo powinni mieć podobne wartości i cele w życiu. Wiele zależy też od ich stosunku do samodzielności . Może być tak, że oboje cenią samodzielność albo też, że to ona jest bardziej samodzielna, lubi się kimś opiekować, a on docenia, gdy ktoś się nim opiekuje. Lub odwrotnie. Ważne, by byli w tej kwestii dobrani, a nie że oboje będą oczekiwać, że ktoś się nimi zaopiekuje. No i ważne jest też, by się ze sobą zaprzyjaźnili, bo - jak mawiał Kotarbiński - miłość bez przyjaźni to początek bolesnego dramatu. Koniec jest niedaleki.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna