- Do Nieriungri, skąd startowaliśmy, dotarliśmy pociągiem 27 stycznia - mówi Krzysiek. - Zostaliśmy serdecznie przyjęci przez młodego chłopaka, Matwieja, który pomagał nam w organizacji spotkań z młodzieżą i lokalną władzą.
Podróżnicy wyruszyli po nabożeństwie w cerkwii. Pożegnała ich garstka ludzi i pojechali do miejscowości Czulman.
- Jechało się ciężko. Było dużo wzniesień i musieliśmy pchać rowery - pisze do nas w mailu Krzysiek. - Temperatura była jeszcze względna, było "tylko" minus 40 stopni Celsjusza.
Podobnie jak podczas pierwszej, samotnej podrózy Krzyśka, nocleg podróżnikom proponowały przypadkowe osoby. A oni chętnie na to przystawali.
- Jedną z pierwszych nocy spędziliśmy u pewnego kierowcy, który zatrzymał nas na drodze - wspomina Suchowierski. - Była ruska bania, a wieczorem słuchanie dźwięków akordeonu. Spotkaliśmy się też z historykiem. który opowiedział nam o łagrach, które były w wiosce. Zobaczyliśmy też strasznie zarośnięty i zaniedbany cmentarz. Historyk powiedział nam, że domy w wiosce zostały wybudowane na ludzkich kościach.
Podróżnicy mieli też ciężką przeprawę w miejscowości Chatimi. Panowały tam silne mrozy - minus 57 C. Przy takiej temperaturze nie można było wyjechać w dalszą drogę, ponieważ rowery po paru kilometrach odmawiały posłuszeństwa.
- Musieliśmy wracać do jednostki straży pożarnej, gdzie odpoczywaliśmy i konserwowaliśmy rowery - mówi Krzysiek.
Czwartego dnia udało się wyruszyć i przy temperaturze -50 C podróżnicy mogli pojechać dalej. Teraz przed nimi nie lada wyzwanie - Ojmiakon czyli biegun zimna.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?