Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Augustowscy przedsiębiorcy walczą z konkurencją. Rozpętała się wojna o rzekę

Helena Wysocka [email protected]
Rejsy katamaranami to jedna z większych atrakcji turystycznych w Augustowie. Pierwsze tego typu pływadła pojawiły się na Nettcie już  siedem lat temu i od początku cieszyły się wśród letników powodzeniem. Czy turyści będą mogli z nich korzystać również w tym roku?
Rejsy katamaranami to jedna z większych atrakcji turystycznych w Augustowie. Pierwsze tego typu pływadła pojawiły się na Nettcie już siedem lat temu i od początku cieszyły się wśród letników powodzeniem. Czy turyści będą mogli z nich korzystać również w tym roku?
Zła wiadomość dla turystów odpoczywających latem w Augustowie. Z tamtejszych rzek i jezior mogą zniknąć kolorowe pływadła.

To przykre, że próbuje się niszczyć dobrą markę - mówi Andrzej Gniedziejko, prezes Augustowskiej Organizacji Turystycznej. - Rejsy katamaranami cieszą się bowiem dużą popularnością letników. A to oznacza, że nie tylko jedna firma może świadczyć tego typu usługi. Problem w tym, że wszystkie chcą mieć przystań w jednym miejscu. Na Nettcie, obok mostu.

Danuta Wałęsa płynęła mydelniczką

Rejsy po augustowskich jeziorach to jedna z głównych atrakcji turystycznych w mieście. Od ponad pół wieku turystów wozi flota Żeglugi Augustowskiej. Tyle tylko, że statki pływają po kilku określonych trasach. Po to, by zawieźć turystów w każdą "dziurę" potrzebne są mniejsze pływadła. I takie właśnie się pojawiły. Najpierw gondole, a siedem lat temu katamarany. Jako pierwsza zainwestowała w nie Mona. Marcin Malinowski z tej spółki precyzuje, że najpierw uporządkował bagno przy moście.

- Przypływały tam gondole, ale nie było nawet toalety - dodaje. - Turyści obsikiwali okoliczne krzaczki.
Zrobił więc bazę. Nad Nettą powstał ogródek kawiarniany i wypożyczalnia sprzętu. Najpierw wodnych rowerów oraz kajaków. Tyle tylko, że ludzie nie mogli z nich korzystać. Przepływające rzeką statki tworzyły zbyt dużą falę. Mona postanowiła więc zakupić katamarany. To nieduże pływadła, które docierają w każdy kąt rzeki, czy jeziora. Pracownicy spółki mówią, że na początku miejscowi śmiali się z nich.

- Jak tam wasze mydelniczki? - dopytywali. A te podbijały serca letników, w tym wielu ludzi z pierwszych stron gazet. "Mydelniczką" płynęła nawet Danuta Wałęsa, która przyjechała do Augustowa na krótki, letni wypoczynek.

- Aktualnie mamy siedem katamaranów - wylicza Malinowski. - Jeden z nich jest dwupokładowy, z napędem hybrydowym.
A to nie wszystko. Za kilka tygodni gotowy będzie statek jaćwieski. Na jego pokładzie rządzić będą wojowie. Stroje już są, a sternicy hodują brody.
- Chcemy zainteresować ludzi historią naszego regionu - dodaje Malinowski. - Statek to jeden z elementów dużego projektu.

Jest jeszcze jeden pomysł. Augustowska spółka od lat współpracuje z Politechniką Gdańską. Tam na wydziale okrętownictwa powstał projekt jednostki z napędem elektrycznym. Nie wytwarza fali, nie niszczy flory. Parametry statku zostały dopasowane do augustowskich warunków: śluz i mostów. Byłby to jedyny taki "pojazd" w naszym regionie.

Przedstawiciele Augustowskiej Organizacji Turystycznej nie mają wątpliwości: projekty Mony wzbudziły uzasadnione obawy konkurencji. I dlatego, ich zdaniem, rozpętała się wojna o rzekę.

Policja ściągnęła sterników na brzeg

Problemy z konkurencją zaczęły się cztery lata temu. Wtedy w pobliżu portu katamaranów powstał drugi, zaledwie kilkadziesiąt metrów dalej. Działalność uruchomił tam młody, augustowski przedsiębiorca Daniel Wałamaniuk. - Każdy ma prawo pływać - przyznają Malinowscy. - Tyle tylko, że trzeba działać uczciwie.
A konkurent podobno taki nie był. Miał - jak twierdzą pracownicy Mony - przejmować grupy turystów i utrudniać Monie pracę. Zawiadomił nawet policję, że jej sternicy nie mają uprawnień albo, że są pijani.

- Funkcjonariusze ściągnęli wszystkie katamarany do portu - opowiada Malinowski. - Powstało ogromne zamieszanie, turyści nie wiedzieli co się dzieje.
Sternicy byli trzeźwi, a Wałamaniuk został ukarany za niezasadne wezwanie policji. Zainteresowany nie poczuwa się do winy. - Ta sprawa jeszcze się nie zakończyła, właśnie zbieram dowody - przekonuje. - Znalazłem dwóch świadków, którzy widzieli jak zamienili się sternicy - z pijanego na trzeźwego.
Kolejny spór dotyczy znaku firmowego. Na jednej i drugiej przystani pojawiły się szyldy napisane jednakową czcionką. W połowie minionego roku rzecznik patentowy z Olsztyna wezwał Wałamaniuka do zaprzestania tego typu praktyk. Nakazał też przedsiębiorcy, by zlikwidował reklamy na swoich obiektach. Pismo pozostało bez echa. - Nie naruszyłem żadnych praw - przekonuje Wałamaniuk. - Nie widzę powodu do zmiany szyldu.

Każdy ma swoją wodę

Ale prawdziwa wojna rozpętała się kilka tygodni temu. O co chodzi? Otóż, by katamarany czy gondole mogły cumować na rzece, trzeba wydzierżawić jej część. Zarządcą Netty jest Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej. Tam właśnie, cztery lata temu, Mona zabiegała o podpisanie umowy najmu. Porozumienie nie zostało zawarte, ponieważ basen był już zajęty.

W ubiegłym roku Malinowscy złożyli kolejny wniosek. Wtedy dowiedzieli się, że warunkiem podpisania umowy jest dzierżawa nabrzeża, którego właścicielem jest miasto. Złożyli więc wniosek do burmistrza i umowę podpisali.

- Nie widziałem powodu, by odmawiać - mówi augustowski włodarz Kazimierz Kożuchowski. - Firma prężnie rozwija się, zatrudnia kilkanaście osób.
Decyzja nie spodobała się jednak konkurentom, którzy powołali konsorcjum i także wystąpili o dzierżawę nabrzeża. - Chcemy, by wszyscy mieli dostęp do wody - przekonuje Wałamaniuk. - W tej chwili ani ja, ani właściciel gondoli nabrzeża nie ma.

Kożuchowski temu zaprzecza. Mówi, że wszyscy mają możliwość prowadzenia działalności. - Każdy pozostał tam, gdzie był i ma dostęp do wody - precyzuje.
Tyle tylko, że takie rozwiązanie nie podoba się przedstawicielom konsorcjum. Chce ono, by nabrzeże podzielić inaczej. Co to zmieni? Konkurenci będą prowadzić działalność przy ogródku kawiarnianym Mony.

- A nasze statki będą stały z boku - argumentuje Malinowski. - Trudno oczekiwać, że zgodzimy się na takie rozwiązanie.
Sprawa trafiła do komisji rewizyjnej, a ta nakazała burmistrzowi, by jeszcze raz przemyślał, jak podzielić nabrzeże rzeki. Problem w tym, że za kilka tygodni rozpoczyna się sezon. Jeśli spór szybko się nie zakończy, to jaćwieski statek pozostanie w garażu, a turyści pojadą tam, gdzie wojny nie ma.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna