Prokuratura uznała bowiem, że był to nieszczęśliwy wypadek. Z pieca centralnego ogrzewania wysypał się żar na leżące obok gazety, które zaczęły się palić, a później ogień przeniósł się na drewnianą boazerię.
Do tragedii doszło w styczniu tego roku, w Aleksandrowie. Wówczas w pożarze domu zginęła 29-letnia Justyna M., jej czteromiesięczna córka i 7-letni syn. Wszyscy spali na poddaszu budynku, który znajdował się obok pomieszczeń gospodarczych. Z pożaru uratował się tylko Adam M. - maż i ojciec.
Jak wyjaśniał, on także wieczorem był na piętrze domu, ale około północy zszedł na dół, by się napić. Chwilę później zauważył, że pali się piętro. Wyskoczył więc przez okno i wezwał pomoc.
Rodzina mieszkała na końcu wsi. Najbliżsi sąsiedzi pokrzywdzonych o pożarze dowiedzieli się dopiero rano. Nie było świadków zdarzenia. Prowadząca śledztwo sejneńska prokuratura sprawdzała różne wersje zdarzeń. Także takie, czy nie doszło do podpalenia albo zabójstwa. Te założenia wykluczyły jednak opinie biegłych. Sekcje zwłok wykazały, że zarówno matka, jak i dzieci zmarły z powodu zatrucia tlenkiem węgla oraz zbyt wysokiej temperatury. Natomiast ekspert z zakresu pożarnictwa uznał, że ogień zajął się od leżących obok pieca gazet, na które wypadł żar. A ponieważ ściany wykonane były z drewnianej boazerii, paliły się jak pochodnia. Mimo szybkiej akcji strażaków, zniszczone zostało całe poddasze budynku.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?