Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bezdomni mężczyźni kręcą filmy. Różni nas te kilka metrów

Urszula Krutul [email protected]
Kadry z filmów kręconych przez bezdomnych.
Kiedy myślimy: bezdomny, mamy przed oczami brudasa popijającego pod sklepem alkohol i proszącego o pieniądze. Tymczasem grupa bezdomnych mężczyzn robi filmy.

Od dziewięciu lat w Polsce działa jedyna na świecie grupa filmowa tworzona przez osoby bezdomne. To Cinema Albert Production z Wrocławia. Bezdomni mężczyźni sami piszą scenariusze, robią scenografię i charakteryzację. Filmy kręcą praktycznie za darmo. Budżet jednego z nich pt. "Mój Manhatan", to... 240 złotych.

Spotkanie z synem po 28 latach

"Człowiek który morza nie widział" to właśnie jeden z takich filmów, zrealizowany z inicjatywy i przy zaangażowaniu podopiecznych wrocławskiego schroniska im. Brata Alberta. Zobaczyć go można było w Białymstoku, podczas Festiwalu Kultury Niezależnej. To historia oparta na prawdziwych epizodach z życia bezdomnych. Dziadek to stary marynarz, który już nie wypływa w morze i zmaga się z uzależnieniem. Z kolei Młody wychowywał się w "bidulu", chwytał różnych prac, ale tracił je przez uzależnienie. Nigdy nie widział morza, a Dziadek chce je zobaczyć po raz ostatni. Razem wyruszają zatem w podróż... Czy udaje im się odnaleźć normalność? To pytanie do widzów. Wiadomo, że Leszek Herliczka, odtwórca roli Dziadka, tą namiastkę normalności już sobie buduje. Dzięki grze w filmach, po 28 latach udało mu się ponownie spotkać z synem.

- Nawiązywałem z nim kontakt kilka razy, ale on go ucinał. I ja już odpuściłem, bo to za bardzo bolało - wspomina łamiącym się głosem Leszek. - Syn przyjechał na premierę filmu "Człowiek, który morza nie widział". Spodobało mu się. Później przyznał, że myślał, że ze mnie taki pijoczek i tyle. A kiedy wracał z premiery pociągiem do Warszawy, zadzwonił do swojej matki, a mojej byłej żony i rzekł, że przeżył najszczęśliwszy dzień w swoim życiu. A przynajmniej pośrednio przyczyniły się do tego filmy, w których gram. Potem zaczęła się zewsząd odzywać rodzina i chcą mnie teraz odwiedzać....

Jednak nie zawsze w życiu Leszka było tak różowo. Mieszkał w altance, nie myślał o przyszłości. Byle się można było napić.
- Ale przyszedł czas, że pomyślałem, że nie chcę tak dalej. Że chcę się zmienić. Daję w tej chwili więcej z siebie niż mogę. Nie oczekuję czołobitności z powodu tego, że jestem bezdomny i naraz chcę się poprawić. Ale chciałbym, żeby ludzie widzieli, że się zmieniam. I dzieje się tak między innymi dzięki tym filmom.
Leszek przyznaje, że bardzo mu dokuczają stereotypy z góry osądzające bezdomnych jako pijaków i łajdaków. - Prosiłem parę lat temu naszego opiekuna, Darka, żeby mnie zameldował na stałe w schronisku. Wie pani, dlaczego? Bo jak miałem takie zameldowanie na kartce i z tym gdziekolwiek szedłem, byłem zupełnie inaczej traktowany. I dzięki temu jestem postrzegany jako ten "normalny" człowiek. Wie pani, czym się różni bezdomny, od innych? Tym, że inni mają jakieś tam "M", a ja nie mam. Bo oni wcale nie są mądrzejsi, czy inteligentniejsi. Nie mają innych uczuć, bo ja tak samo jak oni kocham, pragnę, nienawidzę. Różni nas tylko te kilkanaście metrów.

O stereotypach mówi też kolega Leszka z filmowego planu - Wiesiek Pietrzak. Już od jakiegoś czasu nie jest bezdomny, stanął na nogi, radzi sobie w życiu. A jednak o tym, jak się traktuje bezdomnych nadal pamięta.

- Kręciliśmy "Skopanych", byłem ucharakteryzowany na bezdomnego, oko podbite i tak dalej. Zdjęcia kończyliśmy późno i postanowiłem, że wykąpię się już w domu - wspomina z uśmiechem. - Wsiadłem w samochód i po drodze mi się przypomniało, że jest kumulacja Totolotka. Wjechałem na stację benzynową, bo wiedziałem, że tam jest kolektura. Wchodzę, ludzi nie było, a ten sprzedawca na mnie patrzy i mówi: "Proszę pana, my mamy tylko takie alkohole". Myślał, że chcę kupić denaturat. A ja na to, że Totolotka chciałem wysłać. Ręce mu opadły i nie umiał mnie obsłużyć.

W oknach firanki, w duszy spokój

- Ostatnio najważniejsze w moim życiu jest to, że mam własny kąt - przyznaje Leszek. - Od ponad miesiąca mieszkam sam, w kontenerze mieszkalnym, który ufundowało miasto. Mam bajkę w tym pokoju. Mam wycieraczkę przed i zaraz za drzwiami, wycieram buty, ściągam, zakładam kapcie. Mam 62 lata, zbyt wielkich oczekiwań od życia już nie mam i chciałbym tylko, żeby zostało jak jest. Moim marzeniem było, żeby po pracy być samemu. Jak nie kręcimy, pracuję w warsztacie stolarskim, a później musiałem wracać do zatłoczonego pokoju w schronisku dla bezdomnych. Mieszkaliśmy we czterech. Do żadnego z nich imiennie nie mam nic. Jesteśmy kumplami. Ale wieczorem idąc z warsztatu do schroniska byłem zły. Bo wiedziałem, że przyjdę i nie będę sam.
Dlatego, jak tylko pojawiła się opcja zamieszkania w kontenerze, Leszek był pierwszym, który się zgłosił. Teraz w oknach ma firanki, a w duszy - spokój. Choć przy każdym kolejnym filmie Leszek zarzeka się, że to już będzie ostatni, mija parę dni i już myśli o kolejnym. Teraz ekipa przygotowuje się do kręcenia filmu na podstawie napisanego przez Leszka opowiadania.

- Bierzemy na warsztat trudny temat - zapowiada Darek Dobrowolski ze Schroniska im. Brata Alberta, który reżyseruje filmy i razem z bezdomnymi zakładał Cinema Albert Production. - Inspiracją była prawdziwa tragedia, która wydarzyła się we Wrocławiu. To historia Krzyśka, który pomieszkiwał tej zimy w pustostanie i tam go zamurowali. I on tam dwa tygodnie dokańczał swoje życie. Tyle możemy zdradzić. Całą historię można będzie zobaczyć na ekranach pod koniec roku.

Czytaj e-wydanie »

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna