Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Puchar Polski. Jagiellonia - Zawisza. Finał oddalił się o dwa gole (wideo)

Miłosz Karbowski [email protected]
Natychmiastowego cudu po zmianie trenera nie było. Jaga, choć nie skompromitowała się jak w Poznaniu, jeszcze nie wyszła z kryzysu i przegrała u siebie z Zawiszą 0:2.

Spodziewaliśmy się, że Michał Probierz dokona korekt w składzie, ale ilością zmian zaskoczył chyba wszystkich. Na pierwszy mecz półfinału Pucharu Polski kompletnie inaczej zestawił defensywę. Wobec braku pauzującego za kartki Giorgiego Popchadze na lewą stronę obrony trafił zesłany ostatnio do rezerw Filip Modelski.

Na prawej nie było ani Adama Waszkiewicza, ani Jakuba Tosika, a przesunięty ze środka Ugo Ukah. Parę stoperów tworzyli Martin Baran i Seweryn Michalski (w drugiej połowie zmienił się z Ukahem). W środku pola kolejna sensacja. Odsunięty dobrych kilka miesięcy temu od pierwszej drużyny Tomasz Bandrowski od razu pojawił się wyjściowej jedenastce. Na prawym skrzydle natomiast miejsce znalazł błyszczący w rezerwach Łotysz Roberts Savalnieks.

W pierwszej połowie Jaga prezentowała się znacznie lepiej niż ostatnio w lidze, tylko... efekt był podobny. Już w 4. minucie Hermes prostopadle zagrał do innego Brazylijczyka z Zawiszy, Luisa Carlosa. Przebudowanej defensywie Jagi przytrafiła się nieudana pułapka ofsajdowa. Luis Carlos założył "siatkę“ Martinowi Baranowi i, choć naciskany przez Dawida Plizgę, zdołał odegrać piłkę do Vahana Gevorgyana. Pochodzący z Armenii zawodnik uderzył płasko i sprytnie, w krótki róg, przeciw stronie w którą ruszył Krzysztof Baran i był 0:1.

Mimo takiego obrotu wydarzeń, Jagiellonia nie przypominała w pierwszej połowie bezradnej grupki, która pokornie zbierała baty w Poznaniu. Białostoczanie zyskali przewagę. Można powiedzieć, że do składu "wrócił“ jeszcze jeden piłkarz. Z numerem 99. grał niby ten sam Dani Quintana, ale nie był to bezproduktywny pseudolider z ostatnich spotkań, a błyskotliwy Hiszpan, jakiego pamiętamy z rundy jesiennej.

To on w 15. minucie popisał się ładnym uderzeniem z linii pola karnego, sparowanym przez Wojciecha Kaczmarka. Quintana dwoił się i troił w ofensywie, cofał się też na własną połowę, a w wolnych chwilach konsultował się przy linii z Probierzem. Od 31. do 40. minuty dokładnie obsłużył dwukrotnie Bekima Balaja i raz Savalnieksa. Jego koledzy nie potrafili trafić do siatki, a najbardziej żal pierwszej sytuacji Albańczyka. Niepilnowany dostał piłkę od Hiszpana 6 metrów od bramki, ale głową nieczysto w nią uderzył. Savalnieks też spudłował. W 35. minucie Probierz zdjął aktywnego, ale nieco przemotywowanego 21-latka z Łotwy zastępując go Maciejem Gajosem.

Jaga nie grała wielkiego futbolu, ale przed drugą połową jej postawa budziła umiarkowane nadzieje. Niestety, po przerwie najpierw przez 20 minut nie potrafiła zagrozić bydgoszczanom. Ci zmusili białostoczan do ataku pozycyjnego, a ten wychodził gospodarzom kiepsko. Brakowało ruchu bez piłki i pomysłu. Nasza drużyna po ostatnich występach straciła masę pewności siebie. Nawet gdy Quintana umiał indywidualną akcją zwieść dwóch rywali i wbiegał w pobliże lub nawet w pole karne, miał problemy z podaniem, bo po prostu nasi piłkarze byli schowani.

W 65. minucie białostoczanie pomylili się też grubo w defensywie. Mogli wybić piłkę, ale pozwolili na dośrodkowanie. Futbolówka spadła na głowę Michalskiego, a potem Plizgi. Nasz pomocnik chciał na 20 metrze odegrać ją do Adama Dźwigały. Młody zawodnik miał jednak dalej do piłki niż Kamil Drygas, w dodatku zderzył się z sędzią Pawłem Gilem. Gracz Zawiszy nie namyślał się długo, przymierzył bez przyjęcia i nie dał szans Baranowi. to był drugi i... ostatni celny strzał zespołu gości w tym meczu.

Obraz gry się nie zmienił. Jaga niezbyt przekonująco biła głową w mur. Nawet gdy udało się rozerwać szyki obronne Zawiszy, brakowało dokładnego podania. Największe zagrożenie białostoczanie stworzyli po stałych fragmentach gry. W 82. minucie do wrzutki Daniego doszedł Dźwigała. Jagiellończyk uprzedził Kaczmarka, ale piłka potoczyła się obok słupka. Wreszcie, już w doliczonym czasie, po faulu na Balaju, żółto-czerwoni mieli rzut wolny z 18 metrów. Wiadomo było, że po tej akcji arbiter skończy spotkanie. Piłkę ustawił Dawid Plizga, uderzył technicznie, nad murem, ale centymetry obok bramki.

Biorąc pod uwagę wtorkowe zwycięstwo Zagłębia Lubin nad Arką Gdynia 3:0, zestaw finału Pucharu Polski wydaje się przesądzony. Chyba że Probierz za tydzień w Bydgoszczy wyciśnie z zespołu kilka razy więcej niż wczoraj. Wydaje się, że każdy dzień powinien pracować na jego korzyść.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna