Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Samoloty? Przed tą kobietą nie mają tajemnic

Agata Sawczenko
- Marzę o zdobyciu licencji pilota - mówi Monika Chilicka. - Ale na razie nie mam na to czasu. Najpierw chcę zostać najlepszym mechanikiem samolotowym.
- Marzę o zdobyciu licencji pilota - mówi Monika Chilicka. - Ale na razie nie mam na to czasu. Najpierw chcę zostać najlepszym mechanikiem samolotowym. A. Zgiet
Gdy zaczęłam praktykować jako mechanik samolotowy, piloci zaglądali mi przez ramię i żartowali: O, jak Monika coś robi, to ja nie latam. Teraz już się przyzwyczaili i mi zaufali - mówi Monika Chilicka, jedyna kobieta na białostockim lotnisku.

Pracę na lotnisku zaczyna się najpóźniej o ósmej rano. Trzeba sprawdzić stan wszystkich samolotów i szybowców, zrobić drobne naprawy. No i dokumenty. Bo szef techniczny na lotnisku musi się też znać na papierkowej robicie. Monika Chilicka ma dopiero 28 lat, a będzie dowodziła wszystkimi mechanikami w Aeroklubie Białostockim. Samymi facetami, i w dodatku sporo od niej starszymi.

- Już dziś się śmieją, że muszą ze mną dobrze żyć - mówi Monika.

Taka drobna, a sobie poradziła

- Chyba za dużo genów odziedziczyłam po tacie - śmieje się 28-latka. Bo pamięta prowadzone z nim przed laty rozmowy, kiedy jej opowiadał, jak w dzieciństwie kleił modele samolotów. Jego marzeniem było polatać samolotami, zobaczyć, jak wygląda praca na lotnisku. Niestety, mieszkał na wsi, wyprawa 100 kilometrów, by dojechać na lotnisko, nie wchodziła w grę.

Monika, tak jak i tato, skończyła mechanikę i budowę maszyn. Choć ten kierunek studiów, który zaważył w końcu na jej życiu, wybrała dopiero po wielu perypetiach.

- Późno dostałam wyniki z matury. Dlatego na początku poszłam do studium, gdzie nauczyłam się zawodu terapeuty zajęciowego. Potem zaczęłam filologię francuską, ale po roku doszłam do wniosku, że za bardzo się tam męczę. Wybrałam więc w końcu mechanikę i budowę maszyn, na politechnice - opowiada.

Na ten ostatni kierunek zdecydowała się, gdy już zaczynało jej świtać w głowie, co chce robić w życiu. Bo jeszcze w studium kolega namówił ją, żeby pojechała z nim na lotnisko. Powiedział, że jest akcja zrzucania szczepionek dla lisów. I jak się załapiesz - mówił - można za darmo polatać "Antkiem", czyli samolotem Antonow.

- Tak naprawdę nie miałam wtedy zielonego pojęcia, o co w tej jego opowieści chodzi - uśmiecha się Monika.
Ale pojechali na to lotnisko. Musiała się jednak bardzo napracować, żeby przelecieć się Antkiem.

- Cztery godziny biegałam za tym panem, który decydował, kto poleci. Mówił, że nie dam rady, że jestem za drobna, że ludzie nie wytrzymują, bo szczepionka się rozpuszcza i niezbyt przyjemnie pachnie.

Ale w końcu udało się. Na pokładzie Antka wzbiła się w niebiosa. Ten pierwszy lot pamięta do dziś.

- Przy starcie siedziałam przy oknie i tylko się zastanawiałam, kiedy w końcu oderwiemy się od tej ziemi, kiedy będę w powietrzu... Dopiero trzy metry nad ziemią zorientowałam się, że ja już w powietrzu wiszę! W ogóle nic nie odczułam. A wszyscy mi mówili, że najgorsze jest oderwanie się Antkiem od ziemi... A później pochłonęły mnie te widoki... I tak mi już zostało.

Pierwszy podniebna podróż trwała cztery godziny.

- A na drugi dzień wstałam o piątej rano i znów pobiegłam na lotnisko. Przez tydzień tak przychodziłam - opowiada Monika.

W akcji "Lisy" nadal bierze udział, nieprzerwanie od dziewięciu lat. A gdy na studiach trzeba było odbyć miesięczne praktyki - też zrobiła to na lotnisku.

W Aeroklubie Białostockim pojawiła się również w 2010 roku, gdy zdobyła tytuł inżyniera. - Zapytałam byłego już dyrektora, czy nie potrzebuje nikogo do pracy. Okazało się, że właśnie o tym myślał! Podjęłam decyzję, że na razie nie robię magistra i w ciągu trzech tygodni załatwiłam wszystkie formalności.

Zaczęła od obsługi dokumentacji. Przygotowywała karty zadaniowe na samoloty.

- Dostałam całą wielką dokumentację do Antonowa i musiałam ją opracować, zdecydować jak robić przeglądy. Na początku ogarnięcie tego wszystkiego było dla mnie trudne - przyznaje. Na szczęście zawsze mogła liczyć na pomoc. Tak zresztą jest do tej pory.

odpowiedzialność za życie pilotów

Jednak nie chciała utknąć tylko w dokumentach. Zrobiła więc sobie "wyciągarkowego", czyli kurs na obsługę wyciągarki do szybowców. To taki sprzęt, który wyciąga szybowce do góry. Wtedy do ich obsługi nie jest potrzebny samolot.

- To pierwsze moje uprawnienie typowo lotnicze, które zdobyłam w Aeroklubie - podkreśla z dumą Monika.

Dwa miesiące później zadzwonił do niej kolega, że w Bieszczadach jest szkolenie mechaników szybowcowych. Nie zastanawiała się ani chwili. Pojechała na tydzień, zdała egzaminy, zdobyła kolejne uprawnienia. Potem był kurs na mechanika samolotowego. A potem namówiła jednego z doświadczonych mechaników, by pod jego okiem robić w Aeroklubie praktyki na mechanika i szybowców, i samolotów.

- Najpierw powiedział mi, żebym dobrze się zastanowiła, czy ja na pewno chcę to robić. Bo na mechaniku ciąży tak naprawdę odpowiedzialność za życie pilotów. Dał mi tydzień na przemyślenie tego. Wróciłam - uśmiecha się.

Ale o odpowiedzialności cały czas myśli. I gdy przygotowuje dokumentację, i gdy robi przeglądy samolotów: Cesny 152, Antonowa, Wilgi 35A.

- W przypadku Wilgi odkręca się świece, odkręca zaworki w kolektorach ssących, zlewa się olej, jak się nazbiera zbyt dużo. Trzeba śmigłem pokręcić, żeby to szybciej zleciało - Monika z błyskiem w oczach opowiada o przeglądach przedlotowych. - A w przypadku Antka to najpierw trzeba go rozkotwiczyć. Tam jak są takie grajcary, czyli linki, które trzymają skrzydła, by nie położyło go, gdy wiatr silniej powieje - pokazuje.

Monika umie i rozkotwiczyć, i pościągać ze slotów i lotek zabezpieczenia, i zrobić próbę silnika. Lubi to, tak samo jak lubi umorusać się w smarze, gdy trzeba zrobić drobne naprawy. Ale zawsze potem prosi swego mechanika nadzorującego, by wszystko jeszcze raz sprawdził.

- Bo zanim ja takim mechanikiem poświadczającym w aeroklubie będę, to na pewno miną długie lata - nie ma wątpliwości. I zapewnia, że wcale jej się do tego nie spieszy. Chce być pewna swoich umiejętności. Na razie cały czas się uczy. I wszystkie swoje pieniądze przeznacza na dodatkowe kursy, szkolenia. I zdobywa praktykę. To po to, by mogła zostać szefem technicznym - bo takie są w Aeroklubie plany.

Ta praca sprawia Monice ogromną frajdę. - Nie wyobrażam sobie, bym mogła robić w życiu coś innego - przyznaje. - Tu się rozwijam, cały czas szkolę, codziennie uczę się czegoś nowego. I nie ma tak, że stoję w miejscu. Albo że przychodzę do pracy i myślę: o Boże, dzisiaj znowu to samo będę robić! Ja wstaję z rana i się zastanawiam, co mnie dzisiaj nowego spotka, czego dzisiaj nowego się nauczę.

I leci do swoich samolotów.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna