Prawie 150 pracowników łapskiego szpitala żąda lepszych zarobków.
- Za ostatnie pięć miesięcy średnie wynagrodzenie niższego personelu wynosi nieco ponad dwa tysiące brutto, w sytuacji gdy zarobki lekarzy sięgają prawie 30 tysięcy. Nie będziemy pracowali na czyjś komfort - oburza się Sylwia Rząca, przewodnicząca NSZZ "Solidarność" w łapskim szpitalu.
Ale Przemysław Chrzanowski, dyrektor placówki, twierdzi, że nie ma pieniędzy na podwyżki.
- Nasze zobowiązania wynoszą 2 mln złotych. To zaległe opłaty za prąd, leki i sprzęt - wyjaśnia.
Załoga weszła więc w spór zbiorowy ze swoim szefem. Rozmowy z mediatorem też nic nie dały. Spisano protokół rozbieżności.
- Nie wiemy co dalej, czekamy na spotkanie ze starostą, który ciągle je odwleka. Oczekujemy propozycji - mówi Sylwia Rząca.
Wiesław Pusz, starosta białostocki, któremu podlega szpital, nie ukrywa, że na rozmowę ze związkami potrzebuje czasu.
Tymczasem szpital w Łapach zmaga się z poważnymi problemami finansowymi.
- Rozwiązaniem jest zamknięcie bloku operacyjnego i oddziału położniczo-ginekologicznego. Bo one przynoszą największe finansowe straty. Ich roczne utrzymanie kosztuje 1,6 mln złotych - mówi dyrektor Przemysław Chrzanowski.
Pracownicy są zaniepokojeni tymi planami. Boją się, że utracą pracę. Dyrektor przyznaje, że zostałoby zwolnionych 80 osób. A pacjenci musieliby szukać opieki w białostockich szpitalach.
- Są to bliskie plany. Ale decyzja należy do samorządu, czyli radnych powiatowych. Trzeba debatować - mówi szef łapskiej placówki.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?