Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zawsze chciał otrzymać Order Uśmiechu. Marzenie się spełniło

Helena Wysocka
Marian Podlecki (z prawej), odznaczeń ma sporo. Zapowiada, że Order Uśmiechu będzie nosił najwyżej
Marian Podlecki (z prawej), odznaczeń ma sporo. Zapowiada, że Order Uśmiechu będzie nosił najwyżej Nadleśnictwo Rajgród
Nadleśniczy Marian Stanisław Podlecki, mówi, że dzieci są jak diamenty. Trzeba je szlifować, ale wyłącznie miłością. I tak czyni od wielu lat. Teraz dzieci przyznały mu swój order. - Dalej będę robił swoje - zapowiada Podlecki.

Leśnik uważa, że ludzie powinni dbać o swoje dobre imię, bo ono jest najważniejsze. - Herb dziedziczy się, a pieniądze, proszę mi wierzyć, nie są wartością zbyt dużą. Niezależnie od tego, ile zgromadzimy, to wcześniej, czy później rozejdą się - argumentuje. - Trzeba więc wybrać swoją życiową dewizę i ją realizować. Mnie chyba to się udało.

Jest ełczaninem. Urodził się w niedzielę, 1 kwietnia. Wychował się wśród lasów i jezior. Być może dlatego od dziecka interesował się przyrodą i, jak mówi, oglądał motylki. - W odróżnieniu od moich rówieśników uważałem, że kopanie niewinnej piłki, to brutalna rozrywka - żartuje.

Ukończył ełcki, "czerwony ogólniak" z wyróżnieniem. Gdy, tuż po maturze zdradził, że chce być leśnikiem, dyrektor szkoły załapał się za głowę; - Czyś ty oszalał? - jęknął. - Tyle jest świetnych zawodów. Lepiej zostań dziennikarzem.

Blisko godzinne pranie mózgu nic nie dało. Podlecki postawił na swoim.

Po studiach, na krótko, wrócił do rodzinnego miasta. Pracował też w Drygałach, a od ponad ćwierć wieku kieruje Nadleśnictwem w Rajgrodzie. Nadzoruje ponad 20 tysięcy hektarów lasów, prywatnych i należących do Skarbu Państwa.

- Nie zawsze było łatwo, - przyznaje. - W przeszłości zawód leśnika nie cieszył się zbyt wielkim szacunkiem, był nędznie nagradzany. Trudno było utrzymać rodzinę, ale na szczęście nie byliśmy sami. Bardzo dużo pomagali nam teściowie.

Czasy zmieniły się i dziś nadleśniczy uważa się za szczęściarza. Nie dość, że robi to co lubi, to jeszcze za to mu płacą.

Tam, gdzie słonina zastępuje kawior

W Nadleśnictwie Rajgród nie ma ścieżki, której by nie znał. I nie ma dnia, by nie objechał swojego rewiru. Nie raz parokrotnie. Ufa swoim pracownikom, ale uważa, że nie można zarządzać zza biurka.

- Las, to żywy organizm - przypomina. - Trzeba dbać i pilnować, by miał się dobrze.

Troszczy się o drzewa, rodzinę i jeszcze ma czas na prace społeczne. Marian Stanisław Podlecki mówi, że to tylko kwestia właściwej organizacji czasu. Nie raz robiąc jedno, trzeba myśleć o drugim. A jest o czym. Nadleśniczy działa bowiem w strukturach Ochotniczej Straży Pożarnej i radzie parafialnej rajgrodzkiej parafii.

Jest także zapalonym myśliwym. W kraju nie ma gatunku zwierzyny łownej, której by nie ustrzelił.

- Od ptaka, po żubra włącznie - precyzuje.

Ze strzelbą "włóczył się" też po świecie. Był w Afryce i na Syberii. A na pograniczu Alaski i Kanady próbował ustrzelić niedźwiedzia.

- Tam poluje się portfelem, a nie śrutem - mówi. - To bardzo kosztowna pasja.

Ale też bardzo wiele uczy. Tym bardziej, że Podlecki nigdy nie wyprawiał się na łowy bez przygotowania. Co mógł , to czytał. Dzięki temu, każde napotkane zwierzę doskonale znał z literatury.

Choć pasja wymaga doskonałej kondycji fizycznej, a nadleśniczy ma już 63 lata, to chciałby jeszcze pojechać na polowanie do Ameryki Południowej i Australii. Oczywiście, wcześniej musi wygrać w totolotka.

- Pewnie nigdy to nie nastąpi, ponieważ, póki co, nie kupuję losów - wtrąca.

Interesuje się historią. Postarał się o to, by miejsca walk i spoczynku powstańców oraz żołnierzy walczących o wolność Polski były zadbane. Dzięki historii zaczęła się również przygoda z pisaniem. Najpierw tworzył krótkie felietony dotyczące pasji myśliwskich kolejnych władców Polski, a później zabrał się za książki.

- W nadleśnictwie Rajgród jest miejsce, gdzie nadleśniczym był Józef Sienkiewicz - opowiada. - Jego wnuczek miał na imię Henryk i odwiedzał dziadka, a później napisał słynną "Trylogię". Pomyślałem sobie, że kolejny leśnik z tych okolic może napisać drugą.

Tym bardziej, że było o czym. Na swojej życiowej drodze spotkał dużo wspaniałych ludzi, miał mnóstwo zabawnych sytuacji, bywał w wielu miejscach. I tak powstały dwa tomy książki "Wypędzony do Raju".

- To historia o ludziach, których pasja wypędziła z miasta do lasu - opowiada autor. - To trudny, choć ciekawy świat, w którym niejednokrotnie słonina zastępuje kawior. A zamiast koniaków pije się bimber.

Powstała też książka "Z piórkiem w kapeluszu", gdzie opisuje swoje myśliwskie przygody, a później - z myślą o córce - bajka. O krasnalach i kotach. A tych ostatnich miał wówczas na swoim podwórzu aż 17. A gdy urodzili się wnukowie Podlecki napisał dwie kolejne bajki.

- Pisanie bajek jest najtrudniejsze - ocenia. - Słów używa się niewiele, ale muszą być bardzo wyważone. Odbiorca jest bowiem bardzo wrażliwy.

Teraz nadleśniczy zabrał się za ostatnią powieść. Ma ona opowiadać o niezwykłych ludziach.

- Wielu spotkałem na swojej drodze - mówi. - Chcę, by pozostał po nich jakiś ślad.
Fruwać nie ma sensu

Podlecki jest związany ze stanicą harcerską 'Orle Gniazdo" w Opartowie koło Rajgrodu, gdzie młodzież wychowywana jest w duchu patriotycznym i myśliwym. Ale to nie wszystko. Poświęca też czas dzieciom wywodzącym się z biednych, często patologicznych rodzin, czy z domów dziecka.

- Dla mnie nie liczy się kolor skóry, albo to, czy dziecko jest czyste, czy brudne - mówi leśnik. - Liczy się człowiek.

Z inicjatywy nadleśniczego, od wielu lat, w Malinówce - ośrodku należącym do Lasów Państwowych odbywają się majówki. Zjeżdża się tam wówczas po kilkuset podopiecznych domów dziecka, ale nie tylko. Na wypoczynek zapraszane są również polskie dzieci ze Wschodu.

- Nieraz trzeba było zrobić 300 kanapek na śniadanie, ale daliśmy radę - wspomina.

Marzenia?

- Zawsze chciałem otrzymać Order Uśmiechu - wyznaje. - Spełniło się, więc teraz muszę wymyślić coś nowego. Ale co? Fruwać nie ma sensu, po wodzie chodzić mogę, choć tylko gdy skuta jest lodem. Myślę, że chciałbym dalej robić swoje.

Wady? Twierdzi, że wrodzone lenistwo. I szybko dodaje, że jest ono motorem postępu. Nasi przodkowie, by upolować mamuta i nie gonić za nim w nieskończoność, zaczęli kopać jamy. Później, by było łatwiej zabijać zwierzę, wymyślili strzelby.

- W ten sposób, dzięki lenistwu, przeszliśmy od jaskini do szklanych wież - śmieje się Podlecki.

Choć niektórzy nieźle zaszli mu za skórę, nie żywi do nich urazu. W życiu kieruje się maksymą: zwyciężam miłością.

- Kocham ludzi, swoich pracowników też, ale powiem im o tym dopiero wtedy, gdy będę odchodził na emeryturę - wyjawia.

Opowie o swoim wujku

W piątek 18 lipca Marian Stanisław Podlecki z rąk Rzecznika Praw Dziecka Marka Michalaka odbierze Order Uśmiechu. Nagrodę za okazywanie dzieciom serca, przyjaźni, dobroci i cierpliwości. W uroczystości weźmie udział około 100 dzieciaków. Leśnik opowie im historię ze swojej młodości, gdy wakacje spędzał w podwarszawskiej Zielonce. Mieszkał tam wuj Kazimierz, bardzo zasłużony, w stopniu pułkownika polski oficer. Były żołnierz wieczorami czytał dzieciom książki, albo pokazywał swoje medale. A miał ich wiele.

- Któregoś dnia zauważyłem, że baretek jest więcej, niż odznaczeń - wspomina Podlecki. - Na dodatek, tę "pustą" wstążkę wujek nosił wyżej niż ordery. Kiedyś wskazując ją zapytałem: wujku, a to za co? Uśmiechnął się i odpowiedział: za rany.

Nadleśniczy mówi, że też ma sporo odznaczeń. Ale order, który otrzyma od dzieci będzie przypinał najwyżej. A gdy ktoś zapyta, za co on, odpowie: za uśmiech.

Czytaj e-wydanie »

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna