Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Paweł Androsiuk: Chodziłem po muzeach i godzinami ślęczałem w książkach krawieckich

Urszula Krutul
-  Zanim powstała moja suknia, chodziłem po muzeach i godzinami ślęczałem w książkach krawieckich, żeby poznać realia czasów, w których żyła Modrzejewska.
- Zanim powstała moja suknia, chodziłem po muzeach i godzinami ślęczałem w książkach krawieckich, żeby poznać realia czasów, w których żyła Modrzejewska. Wojciech Wojtkielewicz
Jako 14-latek zapisał się na kurs kroju i szycia w Domu Kultury. Był tam jedynym chłopakiem. - Nie rozumiem, dlaczego ludzie sądzą, że szycie jest niemęskie - mówi 19-letni dziś Paweł Androsiuk z Białegostoku. Właśnie dostał się do jednej z najlepszych szkół mody na świecie.

Paweł Androsiuk

Paweł Androsiuk

Rocznik 1995, projektant mody. W wieku 14 lat zdobył nagrodę specjalną Prezydenta Miasta Białegostoku w XV edycji Konkursu na najładniejszą szopkę podlaską. Pomagał w szyciu rekwizytów i strojów na potrzeby Młodzieżowego Domu Kultury w Białymstoku.

Był też uczestnikiem grupy teatralnej, pomagał na backstage'ach uznanym projektantom, odbył kilka staży (m.in. dla marki Maldoror). Brał udział w X edycji Międzynarodowego Konkursu dla Projektantów i Entuzjastów Mody - OFF Fashion. Otrzymał stypendium z Fundacji Jolanty Kwaśniewskiej - "Porozumienie Bez Barier". W międzynarodowym konkursie "Helena Modrzejewska - Ikona Stylu" zajął II miejsce - za rekonstrukcję historyczną sukni Modrzejewskiej.

- Jesteś facetem, który kocha szycie sukienek.

- Tak, ale szyję nie tylko sukienki. Do tej pory miałem chyba więcej poważnych zleceń ze strony mężczyzn niż kobiet. Mężczyźni są bardziej wymagający, jeżeli chodzi o modę. Dlatego nie do końca rozumiem, czemu w mentalności ludzkiej przyjęło się, że szycie jest niemęskie. Od wielu wieków te zawody były przypisane właśnie mężczyznom. To mężczyźni szyli dworzanom bogate stroje i dbali o ich wizerunek. Nawet w dzisiejszych czasach, kiedy spojrzy się na dyrektorów artystycznych największych domów mody - są nimi mężczyźni.

- Ty już jako 14-latek zapisałeś się na kurs kroju i szycia w Młodzieżowym Domu Kultury w Białymstoku. I byłeś tam jedynym chłopakiem!

- Tak. Pomyślałem, że to coś, czym tak naprawdę zajmuje się mało osób - przynajmniej wtedy tak było, bo moda nie była jeszcze modna. Pani nauczycielka początkowo nie chciała mnie przyjąć na kurs, bo kiedyś już miała chłopaków, którzy na zajęcia przychodzili tylko po to, żeby podrywać dziewczyny. Myślała, że ze mną będzie tak samo, ale się pomyliła. Na przełamanie lodów wziąłem udział w Konkursie na Najładniejszą Szopkę Podlaską. I zdobyłem nagrodę specjalną Prezydenta Miasta Białegostoku.

- Szybko przyszły i krawieckie sukcesy. Jednym z nich niewątpliwie jest drugie miejsce w międzynarodowym konkursie na rekonstrukcję historyczną sukni Heleny Modrzejewskiej "Helena Modrzejewska - Ikona Stylu". Ciężko było zaprojektować i uszyć suknię tej znakomitej aktorki?

- Nawet kiedy teraz o tym myślę, to nadal czuję zmęczenie (śmiech). To był międzynarodowy konkurs, organizowany przez Muzeum Pałac w Wilanowie przy współpracy z Helena Modjeska Society z Kaliforni. Brały w nim udział osoby, które naprawdę znają się na rekonstrukcji strojów: studenci kostiumografii czy projektowania ubioru. I wśród nich ja - chłopak znikąd, siedemnastolatek ze zwykłego liceum. Zanim powstała moja suknia, chodziłem po muzeach i godzinami ślęczałem w książkach krawieckich, żeby poznać realia czasów, w których żyła Modrzejewska. Musiałem poznać spektakle, w których grała, jej status majątkowy... Musiałem się dowiedzieć, jaki splot miała w czasach Modrzejewskiej wełna, jakie kolory były modne. Szukanie materiałów to był kolejny dramat, ale udało mi się nawet zdobyć wełnę taką, jaka była kiedyś! Chciałem, żeby wszystko było dopracowane do ostatniego szwu.

Nie mogłem pójść na łatwiznę. Już na etapie zgłoszenia się opłaciło, bo główna organizatorka zapytała, czy może pokazywać przyszłym uczestnikom moje zgłoszenie jako wzorowe. Było to bardzo miłe. Potem jeździłem do Muzeum Narodowego na prywatne konsultacje z panią Ewą Mianowską z działu tkanin, ubioru i mody. Po rozmowie ze mną w końcu zaprowadziła mnie do ogromnej hali, w której była masa półek ze skatalogowanymi sukniami. Wszedłem tam i miałem takie: wow. Pokazywała mi wszystko i razem się nakręcaliśmy. Spodobało się jej, że reaguję bardzo żywo. Na koniec spotkania powiedziała mi największy komplement, jaki kiedykolwiek usłyszałem. Powiedziała, że przez 20 lat swojej pracy czekała na taką osobę jak ja, która przyjdzie i będzie tak samo zaangażowana jak ona. Do tej pory jak sobie to przypominam, to mam ciarki.

- Później zaczęło się szycie...

- To był miesiąc bardzo intensywnej pracy. Byłem wtedy w II klasie w I LO w Białymstoku. I nie spodziewałem się, że nauczyciele będą tak ugodowi i otwarci na moją pasję. Otrzymałem z ich strony szalenie dużo wsparcia. Dwie nauczycielki pomagały mi nawet przy wykonywaniu 21 metrów taśmy mereżkowej. Przez ten miesiąc wstawałem codziennie o 8 rano i siedziałem aż do godz. 2-3 w nocy. To było ciągłe szycie.

- Ale opłaciło się...

- Tak. Wygrałem m.in. pieniądze, za które mogłem pojechać do Londynu na staż. Ludzie byli zdziwieni, że nie chcę sobie czegoś kupić, tylko wszystkie pieniądze pacham w staże i dalszy rozwój. Cieszę się, że uszyta przeze mnie suknia Modrzejewskiej była pokazywana w największych instytucjach państwowych w kraju, m.in.: w Muzeum Teatru Starego w Krakowie, w Muzeum Historycznym w Białymstoku i O'Neill Museum w San Juan Capistrano. Na stałe jest w Muzeum Pałacu w Wilanowie, które odwiedzają tysiące osób z całego świata. Nawet jakiś tybetański mnich wpisał do księgi gości, że najbardziej podobała mu się właśnie moja suknia.

- Projektujesz też stroje do spektakli. Były sukienki do "Błazenady" Teatru TrzyRzecze, a teraz jest kolejny spektakl.

- Tak. Jego premiera odbędzie się w Białostockim Teatrze Lalek 18 września. Projekt roboczo nazywa się "Superbohaterka - początek".

- W lipcu odniosłeś kolejny sukces - dostałeś się na Królewską Akademię Sztuk Pięknych w Antwerpii.
- Na projektowanie ubioru na wydziale mody. Ta uczelnia, jeśli mogę użyć takiego porównania, jest jak Oxford czy Harvard, tylko w świecie mody i sztuki. To wynika z historii. Na przełomie lat 80. i 90. uczelnię ukończyła tak zwana "szóstka antwerpska". To grupa projektantów, którzy zmienili oblicze mody tamtych czasów. To oni strącili z piedestału glamrockowy kicz i plastikowe rzeczy. Wprowadzili do mody dekonstruktywizm, na którym bazuje moda współczesna. Nie ma na świecie projektanta, który nie korzystałby z osiągnięć "szóstki antwerpskiej".

Niektórzy nazywają tę akademię "obozem pracy" (śmiech), ale mi to niestraszne. Moi znajomi, którzy tam studiują, mówią, że nie ma dnia, żeby ktoś nie płakał, bo nauczyciele bardzo dużo wymagają i krytykują to, co już uda się zrobić. Ale ja lubię dużo pracować, bo to moja pasja. Zajęcia są prowadzone w języku angielskim, ale wymogiem jest żeby zdać certyfikat również z języka niderlandzkiego na poziomie A. Czyli trzeba znać zwroty typu: "dzień dobry", "która godzina?", "nazywam się Paweł" (śmiech). Kurs niderlandzkiego organizowany jest przez uczelnię i zaczyna się już na początku września. Bardzo chciałbym tam pojechać.

- Co stoi na przeszkodzie?

- Finanse. Niestety ani mnie, ani moich rodziców nie stać na to, żebym tam studiował. Pierwszy rok nauki kosztuje niemało, bo aż 15 tysięcy euro. W tej kwocie mieści się zakwaterowanie, jedzenie, czesne. Cały cykl studiów trwa 4 lata i pierwszy rok jest najtańszy. Ale jak dla mnie, to i tak są to kolosalne pieniądze. Dlatego postanowiłem uruchomić projekt crowdfundingowy w internecie na portalu indiegogo.com i liczę, że ludzie pomogą mi spełnić moje marzenie.

Dostałem się też na ASP w Warszawie, ale to nie jest to, co Antwerpia... O studiach na tego typu uczelni marzę od 14-stego roku życia, od kiedy poznałem panią Elę Wysocką z pracowni krawieckiej w Teatrze Dramatycznym w Białymstoku. Brałem udział w "Lecie w teatrze". Już wtedy wiedziałem, że chcę robić modę, ale nie miałem pojęcia o kształcących w tym kierunku szkołach. Pani Ela podsunęła mi różne opcje. Najpierw myślałem o Central Saint Martins w Londynie, ale tam ceny studiowania są jeszcze wyższe niż w Belgii. W drugiej klasie liceum odkryłem zaś Królewską Akademię Sztuk Pięknych w Antwerpii, teraz się na nią dostałem i... nie wiem co dalej, czy i ile uda mi się tam postudiować.

Chciałbym choćby jeden semestr... I jeśli tylko na tyle uda mi się zebrać pieniądze, to na tyle pojadę. W tej szkole dobre jest to, że jak już się tam dostaniesz i cię nie wyrzucą, to zawsze możesz wrócić i jest tam dla ciebie miejsce. Jeśli zacznę studia i zabraknie mi pieniędzy - pojadę gdzieś za granicę do pracy i będę odkładał na kolejne lata nauki. Jestem zdeterminowany i wierzę, że się uda.

- Co cię tak fascynuje w modzie?

- To, że dzięki niej możemy komentować otaczającą nas rzeczywistość. Wbrew pozorom jest to dziedzina sztuki, która czerpie ze źródeł wszystkich pozostałych dziedzin. Można się w niej doszukiwać rysunku, malarstwa, rzeźby. Kiedy przyjrzymy się wnikliwie historii mody i ubioru, z łatwością możemy wywnioskować, jakie warunki społeczno-polityczne panowały w danym okresie. To bardzo interesujące.

- Czy na ulicy oglądasz się za ciekawie ubranymi ludźmi?

- Zawsze rozglądam się za ludźmi, którzy mają na sobie interesujące konstrukcyjnie ubrania, wykonane z ciekawych lub po prostu z bardzo ładnych tkanin.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna