Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Andżelika Borys: Nie boję się Łukaszenki i jego tajnych służb

rozmawia Tomasz Kubaszewski
Mimo licznych represji, jakie ją spotkały ze strony białoruskich władz (m.in. kilkadziesiąt przesłuchań, kilka kar grzywny oraz aresztu) Andżelika Borys pozostaje pogodną osobą.
Mimo licznych represji, jakie ją spotkały ze strony białoruskich władz (m.in. kilkadziesiąt przesłuchań, kilka kar grzywny oraz aresztu) Andżelika Borys pozostaje pogodną osobą. T. Kubaszewski
Europa Zachodnia nie przymykała oczu na to, co działo się w Polsce i wsparła ruch Solidarności. Myślę więc, że Polska nie może teraz postępować inaczej - mówi Andżelika Borys, działaczka Związku Polaków na Białorusi. - Nie pozwalajmy na łamanie praw człowieka.

- Nikt nie był do końca pewien, czy przyjedzie pani do Sejn na podsumowanie letniego obozu dla polskich dzieci z Białorusi, czy nie przyjedzie? "Jak ją puszczą przez granicę, to będzie, a jak nie, to nie" - mówili organizatorzy. Wciąż jest tak źle i białoruskie służby mogą pod byle pretekstem nie wypuścić pani z kraju?

- Na szczęście od pewnego czasu wyjeżdżam już z Białorusi normalnie i nikt mnie nagle nie zatrzymuje. Dzieje się tak pewnie dlatego, że ociepliły się trochę relacje między Warszawą a Mińskiem.

- To już nie czuje pani na plecach oddechu funkcjonariuszy białoruskich służb specjalnych?

- Każdy, kto się w jakimś stopniu angażuje w działalność publiczną i jest na tak zwanym świeczniku, musi z czymś takim się liczyć. Ale nie trzeba się na tym koncentrować. Trzeba robić swoje.

- Trudno uwierzyć, że przynajmniej czasami pani się tak po ludzku nie boi. Bo jacyś nieznani sprawcy gotowi zrobić każdą krzywdę pewnie wciąż są w pobliżu...

- Absolutnie. Nie mam tego typu lęków. Boję się tylko Pana Boga.

- I nawet prezydenta Łukaszenki się pani nie boi?

- Nie, nie boję się.

- Jeszcze całkiem niedawno polskie media pełne były doniesień z Białorusi dotyczących tego, jak łamane są tam prawa obywatelskie i jak gnębi się Polaków. I nagle to wszystko ucichło. Nie było jednak żadnych oficjalnych komunikatów, które wskazywałby na to, że relacje między krajami rzeczywiście się ociepliły. Coś się naprawdę zmieniło?

- Media działają tak, że jak się leje krew, to jest sensacja. Kiedy represje się zmniejszają, dziennikarze przestają się tym interesować. Takie akcje jak ta, w związku z którą przyjechałam do Sejn, czyli wysyłanie polskich dzieci z Białorusi na kolonie w Polsce nie budzi już szczególnego zainteresowania. Ale coś cały czas się jednak dzieje. Np. całkiem niedawno była sądzona pani Weronika Sebastianowicz, osoba już w sile wieku, za paczki wysyłane byłym żołnierzom Armii Krajowej.

- Może jednak to nie kwestia mediów, lecz zupełnie czegoś innego. Bo reżim złagodniał, albo opozycja, w tym ta z polskimi korzeniami, odpuściła?

- Nie wiem, czy reżim złagodniał, ale ostrych represji obecnie nie ma. Trudno mi tak naprawdę powiedzieć, z czym to jest związane. Chodzi jednak mimo wszystko o poprawę ogólnych relacji na linii Mińsk - Warszawa.

- No dobrze. Ale gdyby pani w tej rozmowie powiedziała coś przykrego na temat Łukaszenki...

- Ale je nie zamierzam niczego takiego powiedzieć. Ja mówię jedynie prawdę i podaję fakty.

- W takim razie - gdyby w tej rozmowie podała pani niewygodne fakty na temat prezydenta Białorusi, to musiałaby po powrocie obawiać się konsekwencji, włącznie z pobytem za kratkami?

- Ja nie muszę nad tym się zastanawiać. Robię swoje. A jeśli ktoś uważa, że jest inaczej, to już jego problem. Powtarzam - nie robię niczego złego i w związku z tym żadne konsekwencje nie powinny mnie spotkać.

- Wierzy pani, że na Białorusi będzie kiedykolwiek lepiej? To, co dzieje się na Ukrainie nie daje specjalnych nadziei. Bo nawet jak społeczeństwo się obudzi i zgłosi europejskie aspiracje, to Rosja nie chce na to pozwolić. Uważa, że takie państwa jak Ukraina czy Białoruś mają być w jej sferze wpływów po wsze czasy.

- Nie tracę jednak nadziei, że prędzej czy później Białoruś stanie się częścią Europy - nie tylko geograficznie, ale też pod względem przestrzegania prawa człowieka. Przecież kiedyś mało kto wierzył, że system totalitarny stworzony przez Związek Sowiecki się rozpadnie. Ale się rozpadł. Wierzę, że Białoruś stanie się w końcu demokratycznym krajem.

- Czy państwo polskie robi ostatnio wystarczająco dużo, by na Białorusi zapanowała demokracja i czy w wystarczającym stopniu mieszkających tam Polaków wspiera? W Polsce są różne opinie na ten temat. Opozycja zarzuca rządzącym, że tego typu kwestie zostały w ostatnich latach po prostu odpuszczone i że można by podejmować działania na znacznie szerszą skalę.

- Oczywiście, że zawsze to wsparcie może być większe. Ale jesteśmy wdzięczni za to, co jest. My tę pomoc z Polski cały czas odczuwamy. Tak dzieje się od ponad dwudziestu lat. W ostatnim czasie nic specjalnie się nie zmieniło.

- Wielu Polakom to jednak na rękę nie jest. Przedstawiciele gmin czy powiatów województwa podlaskiego, które graniczą z Białorusią, wręcz nalegają, żeby przymknąć oko na łamanie podstawowych praw człowieka w tym kraju w imię robienia interesów gospodarczych. Na szczęście takie podejście trafia na opór władz krajowych. W lokalnych społecznościach są one za to krytykowane. Co sądzi pani o takiej postawie?

- Nam także zależy, żeby między Polską a Białorusią była dobra współpraca gospodarcza. Nie można jednak przymykać oczu na łamanie praw człowieka, na niszczenie polskiej mniejszości, czy na to, że na Białorusi są więźniowie polityczni. To podstawowe kwestie, które Polacy powinni doskonale rozumieć. W swoim czasie Europa Zachodnia nie przymknęła oczu na to, co w Polsce się dzieje i wsparła ruch Solidarności. Myślę więc, że Polska nie może teraz postępować inaczej. Powinna wspierać te kraje, w których podstawowe prawa nie są przestrzegane.

- Za każdym razem wraca pani na Białoruś pewnie bez specjalnego entuzjazmu. Bo to, jak się wydaje Polakom, niesłychanie smutny kraj, którego życie osnute jest wokół kolejnych wizyt prezydenta Łukaszenki w gospodarstwach rolnych...

- Aż tak źle nie jest. Ludzie żyją własnym życiem, mają swoje problemy i swoje radości. Tak jak wszędzie. Generalna różnica polega na tym, że np. w Polsce działają wolne media oraz niezależne sądy, a obywatele mogą zrzeszać się w dowolnych stowarzyszeniach i w nich działać. A to są bardzo ważne sprawy.

- Podczas multimedialnej prezentacji dokumentującej wakacyjny pobyt dzieci z Białorusi w Polsce zwróciła pani uwagę na jeszcze jedną różnicę - dzieciaki mogły swobodnie zwiedzić pałac prezydencki w Warszawie. W Mińsku natomiast nie byłoby to w żaden sposób możliwe.

- Tak, to niestety prawda. W Mińsku nie tylko nie można zwiedzać, ale nawet zbyt blisko podchodzić do siedziby prezydenta. Jeśli ktoś się do tego nie zastosuje, grożą mu poważne konsekwencje. Ale i w tym przypadku nie tracimy nadziei, że kiedyś dojdzie do zmian.

Czytaj e-wydanie »

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna