Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Namieszała w gminie jak ta Amerykanka Lucy

Tomasz Kubaszewski
T. Kubaszewski
- Ludzie mnie pytają, czy scenariusz telewizyjnego serialu "Ranczo" nie był pisany przypadkiem na podstawie tego, co dzieje się w naszej gminie - mówi Dorota Winiewicz, wójt Nowinki. Podobieństw jest rzeczywiście mnóstwo. Tylko ksiądz zachowuje się inaczej niż w telewizji.

W Nowince, jak w Wilkowyjach, miejscowi zbierają się na piwko. Nie mają wprawdzie swojej ławeczki, ale każdy wie, gdzie ich znaleźć. Całkiem niedawno pewien przeciwnik Doroty Winiewicz próbował namówić jednego z piwoszy, by ten wziął taczkę i pojechał z nią pod gminny urząd. Po to, żeby "wójtkę", jak na nią mówią w gminie, na tej taczce wywieźć. Nikt się jednak nie zgodził. Nawet za oferowane 500 zł.

Paweł Kozioł, serialowy wójt z "Rancza", a potem senator (grany przez Cezarego Żaka) oraz były wójt Nowinki Marek M. (nazwiska nie podajemy ze względu na toczący się proces sądowy) jeżdżą nawet podobnymi samochodami terenowymi. Ba, każdy z nich ma też swojego Czerepacha, czyli osobę, która bez przerwy coś kombinuje i nie może żyć bez trzymania władzy.

- A i ja całkiem niedawno zauważyłam moje podobieństwo do serialowej Lucy z "Rancza" - śmieje się obecna wójt Dorota Winiewicz. - Łączy nas nawet to, że mamy takie same psy.

Kurcze, co się tutaj dzieje?!

W Nowince, jak w serialowych Wilkowyjach, wszystko było przez lata poukładane. Marek M. rządził tu i dzielił od lat 90. ubiegłego wieku. Ci, którzy znajdowali się blisko władzy, byli zadowoleni, reszta - nie.

- To był zupełny przypadek, że w 2010 roku zdecydowałam się na kandydowanie na stanowisko wójta - wspomina Dorota Winiewicz, białostoczanka z urodzenia, absolwentka pedagogiki.

Już jako dorosła osoba zamieszkała na Suwalszczyźnie. Pracowała w augustowskim liceum. Ale miała też doświadczenie w pisaniu unijnych projektów. Kierowniczka Gminnego Ośrodka Kultury w Nowince poprosiła ją o pomoc przy staraniach o dotację.

- Potrzebowałam do tego projektu zupełnie podstawowych danych z gminnych instytucji - wspomina Winiewicz. - I... odmówiono mi. Usłyszałam, że to nie moja sprawa. Nie pomógł nawet argument, że przecież na tym projekcie skorzysta wielu mieszkańców gminy. Pomyślałem wtedy, kurcze, co się tutaj dzieje?! Potem zaczęłam się spotykać się z różnymi ludźmi. Wszyscy mieli jakieś pretensje do lokalnych władz. Że kumoterstwo w gminie, że nic się nie robi dla zwykłych mieszkańców, że władze kompletnie zaniedbują szkoły, starszych ludzi oraz bezrobotnych. Kiedy ktoś zaproponował mi kandydowanie na stanowisko wójta, zbyłam to śmiechem. Później jednak pomyślałam, że może w ten sposób zmuszę przynajmniej ówczesnego wójta, by zwrócił uwagę na niektóre kwestie.

Jesienią 2010 roku Dorota Winiewicz rozpoczęła kampanię wyborczą. Chodziła od domu do domu, rozmawiała z ludźmi. Wójt kompletnie ją zlekceważył. O reelekcję specjalnie się nawet nie starał. Myślał, że wszystko przyjdzie samo. Aż tu nagle się okazało, że po I turze wcale wszystko nie jest jasne. Wprawdzie pokonał Dorotę Winiewicz, jednak tylko nieznacznie. Ostateczne rozstrzygnięcie miało nastąpić w turze II. I, całkiem niespodziewanie, pracownica augustowskiego liceum zdetronizowała wieloletniego wójta.
nie ma spraw beznadziejnych

- Moje pierwsze dni w urzędzie były straszne - wspomina Winiewicz. - Usiadłam w pustym gabinecie i nie bardzo wiedziałam, co dalej robić. Mój poprzednik był obrażony, że przegrał wybory, więc nawet się nie pojawił. Czułam też wyraźną niechęć części urzędników.
Na domiar złego, zwolennicy wójta M. mieli przewagę w gminnej radzie. A były przewodniczący, Jerzy Kłoczko, niemal z urzędu nie wychodził. Nie mógł pogodzić się z tym, że wszystko się zmieniło i już nie ma gabinetu do swojej dyspozycji . A kiedy spotykał panią wójt na wąskim korytarzu, drogi nie ustępował.

Po jednej z nocy na budynku urzędu gminy pojawiły się napisy: "Gmina was się wstydzi, złodzieje", "Dorota, nie wojna a robota".
- Milion razy zastanawiałam się, czy tego wszystkiego nie rzucić w diabły - przyznaje Winiewicz. - Wtedy rozmawiałam sama ze sobą, wykrzyczałam pretensje do całego świata i dochodziłam do wniosku, że tak łatwo się nie poddam.

"Wójtce" i jej zwolennikom udało się doprowadzić do odwołania rady gminnej oraz przedterminowych wyborów. Potem wśród rajców miała już większość.
Szybko się jednak okazało, że prawdziwe problemy dopiero przed nią. Jej poprzednik rozpoczął gigantyczną inwestycję kanalizacyjną, na którą Nowinki nie było po prostu stać. Gmina znalazła się więc na krawędzi bankructwa.

- Wydeptywałam korytarze w ministerstwach i wszyscy powtarzali to samo - sytuacja jest beznadziejna, lepiej dać sobie spokój i poddać się pod zarząd komisaryczny - opowiada Winiewicz. - Swoje wypłakałam, ale wzięłam się w garść. Napisaliśmy taki program naprawczy gminnych finansów, że w Warszawie cmokali z uznaniem. Dostaliśmy pożyczkę z budżetu państwa i gmina stanęła na nogi.

Załatwiła też jeszcze jedną sprawę z gatunku beznadziejnych. Mieszkańcy, których domy znajdują się bliżej niż 100 metrów od akwenów wodnych, nie mieli prawa np. dobudować ubikacji czy podwyższyć dachu o kilkadziesiąt centymetrów. To efekt zaniedbań poprzedniej władzy, która nie podjęła stosownych uchwał w określonych terminach. Urzędnicy różnych szczebli twierdzili, że nic z tym zrobić się nie da. Winiewicz się jednak nie poddała. Tak długo nachodziła różnych ważnych ludzi, że ci w końcu zaczęli działać. W listopadzie sejmik wojewódzki w Białymstoku ma podjąć w tej kwestii stosowną uchwałę. I sprawa zostanie załatwiona.

- Czy mam klęknąć i pana błagać ? - zapytała jednego z wysokich rangą urzędników, gdy ten odmówił pomocy.
Potem zmienił zdanie.

Proboszczowi nie pasuje

Tuż przed kolejnymi wyborami "wójtce" przybywa wrogów. Bo choć gminna kasa świeci pustkami, skarżą się, że dróg nie remontuje i że "nie potrafi normalnie napić się z ludźmi wódki". Że nie chce się z nimi bratać . I że odmawia zatrudniania "kogoś-tam" z rodzin swoich stronników. Nawet jeden z jej największych dotychczasowych zwolenników, człowiek o wciąż niespełnionych ambicjach, dogadał się teraz z obozem byłego wójta. I już razem przeciwko Dorocie Winiewicz występują.

Do scenariusza filmowego "Rancza" w Nowince nie pasuje tylko proboszcz. Z poprzednim wójtem było mu po prostu łatwiej. A Winiewicz ma często inne niż on zdanie. Ot, choćby w sprawie finansowania z gminnych pieniędzy budowy parkingu przed kościołem.
- Nawet nie wiedziałam, że ze mnie taka twarda baba - podsumowuje swoją kadencję.
Chciałaby rządzić dalej, ale nie ma pewności, czy po listopadowych wyborach nie będzie musiała z Nowinki wyjechać.

W "Ranczu" do tego, by Lucy nie wyjeżdżała z Wilkowyj, namawia ją delegacja mieszkańców pod wodzą proboszcza. W realnym życiu to jednak nie jest takie proste.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna